wtorek, 31 marca 2015

105. HOMO MP3. (WŁOSA CZĘŚĆ PIERWSZA)


Szanowny Czytelniku,

                Dzielenie włosa na czworo zawsze było dla mnie ważne. To, co tutaj piszę też. To jest akt oskarżenia, przemówienie obrony i wyrok jednocześnie - we własnej sprawie. Wiadomość złożona w kapsule czasu. List w butelce puszczony na fale: nie wiem, czy rozbitkiem jest nadawca, czy adresat. Piszę to, bo uważam, że jest mi potrzebne. Możesz więc uznać, że nie jest potrzebne Tobie. Może zniechęcić Cię rozmiar i brak akcji. Nie będzie ani łatwo, ani przyjemnie. Może to robienie z igły wideł nie obejdzie nikogo, a może ktoś znajdzie tu coś dla siebie.
                Poniższe przemyślenia mają osobisty charakter. Jako rodzaj podróży w głąb własnych i zapożyczonych myśli, mają być formą uporządkowania świadomości. Mapą punktów orientacyjnych na drodze do skarbu, który nigdy nie był ukryty. Nie odkryję tutaj niczego, czego nie odkrył już ktoś przede mną. Zwłaszcza, że będę się posługiwał mapami i wskazówkami pozostawionymi przez innych. Ale też nie o to tu chodzi, żeby odkryć coś dla świata, ale dla siebie.


Włosa część pierwsza – Homo MP3.

„Automatyzacja jednostki we współczesnym społeczeństwie wzmogła bezradność i poczucie niepewności przeciętnego człowieka. W tym stanie rzeczy jest on skłonny podporządkować się nowym autorytetom, które obiecują mu bezpieczeństwo i wyzbycie się zwątpień.” (Erich Fromm)[1]


„To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” (Mk 2,27)


I
                Format MP3 idealnie odwzorowuje charakter ostatniego ćwierćwiecza, w którym osiągnął status bestselleru. Sposób zapisu muzyki w tym modelu polega, mówiąc w skrócie, na wycięciu z utworu wszystkich dźwięków, które dla ucha przeciętnego w sensie statystycznym człowieka i tak nie powinny być słyszalne z powodu częstotliwości albo zagłuszenia przez dźwięki głośniejsze. Taka kompresja dźwięków umożliwia magazynowanie utworów na mniejszej powierzchni nośników, czyli, co za tym idzie, daje oszczędności. Chwalebny wzorzec racjonalnego obniżania kosztów: gdyby przy okazji nie był szeroko otwartą furtką do piractwa, byłby ucieleśnieniem ekonomicznego ideału. Wspaniałe to czasy, kiedy można zabrać ze sobą muzykę w telefonie wielkości kostki mydła do kieszeni na spacer. Naprawdę.
                Ale są osoby o wrażliwości słuchu większej niż statystyczna. Dla nich kompresja wersji audio do MP3 można porównać do przeczytania streszczenia zamiast pełnego tekstu „Mistrza i Małgorzaty” – w zasadzie wiadomo, o co chodzi, można nawet dorzucić swoje trzy grosze do dyskusji, ale nawet się nie wie, ile się traci.
                Nie ma, oczywiście, nic złego w tym, że ktoś ułatwił ludziom kontakt z ulubioną muzyką, chociaż w zubożonej wersji. Problem polega na tym, że kompresja zaczyna nam wystarczać, chociaż nie oddaje oryginału. Pobieżne i niepełne dane odtworzone w sytuacjach braku skupienia wystarczają nam do wyrobienia sobie zdania o jakości utworu, z którym MP3 miewa niewiele wspólnego. Niekompletne dane to nie prawda, to uproszczenie, uogólnienie, a tym często bliżej do fałszu niż do prawdy.
                Oczywiście, uproszczenia nie są wynalazkiem naszych czasów, ale właśnie MP3, cyfrowy, zero-jedynkowy zapis danych wydaje mi się najlepszą  metaforą dla postrzegania świata przez ludzi początku XXI w.