piątek, 30 października 2015

126. PIECE PIEKIELNE

                Babcia!!
               
                Pakuj się i przyjeżdżaj – robimy halloween! Ubranie weź czarne, jakąś wdowią woalkę (niech dziadek nie bierze tego do siebie), czarną kredkę i siną szminkę. Sadzy u nas pod dostatkiem, to się wysmarujemy i pójdziemy w pROWincję! Wiem, że święto trochę głupie i nie nasze, tylko przyszywane jak głowa Frankensteina, a nam bliżej do dziadów. Ale to nic, przeniesiemy je na grunt lokalny i dostosujemy do wymagań środowiskowych. Dziadowskich.
                Bo środowisko nam sprzyja! Gdyby zgodnie z halloweenową tradycją zrobić psikusa i zmienić dwie literki, a jedną wyrzucić, to powstanie nam „hell oven” – piekielny piec. A koniec października to u nas prawdziwe święto kopcącego pieca i zbiorowego wędzenia się żywcem.

poniedziałek, 26 października 2015

125. PRZEBUDZENIE

                Kochana Babciu!

                Wczoraj były wybory i podobno obudziłam się dzisiaj w zupełnie innym kraju, niż położyłam się spać. Chociaż nigdzie się nie ruszałam, a kraj ciągle nazywa się tak samo i nadal ograniczają go Odra i Bug.
                W tym nowym kraju wszyscy szanują się nawzajem i nikt tu nikim nie pogardza niezależnie od zawodu, bogactwa, zainteresowań czy wyznania. Wszyscy się wspierają i nikt tu nikogo nie oszukuje. Nikt nie sprzedaje wyremontowanych aut po wypadkach jako bezwypadkowych, a liczniki wskazują prawdziwe przebiegi. Nie ma tu też mowy, żeby ktokolwiek wsiadł po alkoholu za kierownicę. I wszyscy przepuszczają dzieci na pasach, a w autobusach ustępują miejsca kobietom w ciąży.

                Mieszkańcy tego kraju uśmiechają się do siebie na ulicach i pozdrawiają serdecznie, bo w innych doszukują się najpierw dobrych stron, a nie zagrożeń. Prześcigają się w pomaganiu tym, którzy potrzebują pomocy i nikt nie pyta „co ja będę z tego miał?”. Lekarzem zostaje się tutaj nie tylko po to, żeby zarabiać godziwe pieniądze, ale przede wszystkim po to, żeby ratować zdrowie i życie. A szkoły rozwijają umiejętność samodzielnego myślenia, zamiast wbijać do głowy utarte schematy.

czwartek, 15 października 2015

124. PANI KEBAB


              Szanowna Pani Kebab,

                Nigdy nie byłem w Leeds, nie znam Beeston, ale to bez znaczenia. Nie mam pojęcia, kim Pani jesteś. Nie wiem, kto tak naprawdę ukrywa się pod spożywczym pseudonimem, który w Polsce oznaczałby zupełnie coś innego, niż zdaje się znaczyć w Anglii. A może wręcz przeciwnie, może jego sens jest dużo bardziej uniwersalny, niż uśmiech wywołany środkowoeuropejskim akcentem w anglosaskiej wieży Babel?... Ta wiedza nie jest mi jednak potrzebna, kiedy po lekturze kolejnego Twojego wpisu przez kilka minut próbuję dojść do siebie. Bo Twój blog jest jak jazda styropianem po szybie butiku w galerii handlowej. Nie tylko na tle tzw. „blogosfery” zdominowanej przez twórczość skupioną na promowaniu własnej osoby oraz producentów odzieży i kosmetyków.
               
                Żadnych grafik – tylko słowa układające się w świat całkowicie inny od obrazkowej cywilizacji manekinów. Przykrywany dywanem poprawności politycznej brud spod pazurów złotego lwa. Drobny druk na bilecie do ziemi obiecanej ludów zamieszkałych po „gorszej” stronie Łaby. Ciemne zakamarki raju utraconego, ziemia wyrzucona poza kręgi i sfery Boskiej komedii. Kraina obezwładniających mgieł. Ziemia jałowa dla „lepszych czasów”. Matrix wersja demo. Ogród rozkoszy ziemskich „live”. Nieśmiertelna rzeczywistość Hugo, Dickensa i Zoli razem wziętych wrzucona w czasay po Wojnie polsko – ruskiej. Świat ciężarnych nastolatek, martwych noworodków, toksycznych opiekunów i wychowawców. Ale i groteskowo nadętych belfrów, pułapek językowych angielskiego jako obcego i fizjologicznych sabotażystów majestatu szkolnictwa Zjednoczonego Królestwa. A pomiędzy nimi zszokowana, niekiedy ledwo powstrzymująca się od śmiechu, a czasem przerażona i próbująca ratować własne zdrowie psychiczne humorem czarniejszym od sadzy - Pani Kebab

czwartek, 1 października 2015

123. Z PIEKŁA RODEM

                Kochana Babciu!
               
                Nie wiem, czy słyszałaś, ale kolejni bohaterowie bajki dla dzieci zostali dopisani do listy podstępnych potworów, które tylko czyhają, żeby w odpowiednim momencie wyskoczyć z dziecięcej wyobraźni i zawirusować mózg niebezpiecznymi wątpliwościami albo ideologiami. I znowu nie rozpoznałam ich w porę ani ja, ani nawet rodzice!
                Latem w jednej z gazet, których redaktorom wydaje się, że są prawe, pojawiła się informacja, że oto ukazał się film, który sieje zniszczenie w dziecięcych głowach. Jego bohaterami są minionki, małe żółte stworki, które wyglądają jak powiększone cytrynowe tik-taki w ogrodniczkach. Nie grzeszą nadmierną inteligencją, a żarty z ich udziałem, jak mówi tata, są podobnego rodzaju co w filmach pana Mela Brooksa, tyle że śmieszniejsze.
                Film, który opisano w gazecie jest już trzecim z ich udziałem, ale tak sprytnie swoje niecne charaktery ukrywały, że dopiero teraz redaktorzy wykryli, jakie są straszne! Wyobraź sobie, Babciu, że te małe, podstępne (choć sympatyczne) stworki za cel swojego istnienia obrały służenie najbardziej nikczemnej istocie, jaką znajdą na świecie. Czym jednak bardziej oddane są swemu panu, tym szybciej go unicestwiają… Czym więcej chcą wyrządzić zła, tym więcej z tego wychodzi dobrego - tata mówi, że już dawno temu ktoś pisał o diable, który miał tak samo, ale tamto też było mniej śmieszne. Jak wiadomo, miejsce diabła jest w piekle, zło zawsze powinno zostać surowo ukarane, dobro zwyciężyć – tylko co zrobić z minionkami? Ani to mądre, ani dobre, ani piękne, ani nawet poprawne politycznie - ale czasem, niechcący, pożyteczne. I według dzieci – zabawne.