Wszędzie dziś wspomnienia
grudniowej niedzieli sprzed 35 lat.
Co ja tam mogę pamiętać: spaloną wędzonkę, czołgi za płotem i "spikera" w
mundurze zamiast „Teleranka”. Zresztą nie będę się powtarzał, bo już o tym pisałem
(tutaj).
Ale w tym roku przypomniało mi się coś, co (na pozór) nie ma z tamtym
grudniem wiele wspólnego. Za to ma wiele z obecnym.
W którejś z ostatnich klas szkoły średniej mieliśmy młodego nauczyciela,
absolwenta tej samej szkoły, świeżo po studiach. Nie miał z nami łatwego życia,
bo ani my nie widzieliśmy w nim wtedy autorytetu, ani chyba on sam się nim nie
czuł wobec nas. Poza tym chyba jeszcze nie do końca przyzwyczaił się, że oto
stał się kolegą z pracy nauczycieli, przed którymi jeszcze niedawno drżał
podczas tradycyjnego weryfikowania postępów w nauce.