czwartek, 19 lutego 2015

103. ZACZAROWANY ŁOŚ



Kochana Babciu!
               
                Na pewno słyszałaś, że po Krakowie wędrował niedawno łoś? Tata mówi, że trudno się dziwić: ktoś, kto musi na co dzień znosić dwie klempy – żonę i teściową - musi czasem zmienić otoczenie… I wyobraziłam sobie łosia, jak po jakiejś awanturze z powodu zbyt dużej ilości zjedzonego z kolegami szaleju albo niewylizaniu paśnika po obiedzie, trzaska za sobą gałęziami i idzie w tzw. długą…
                A gdzie tu pójść zimą, kiedy jest się łosiem? Dookoła lasy, łąki, pola i… Kraków za rzeczką. Ale Kraków dla ludzi, nie dla jakichś-tam, ale dla vip-ów, stolica królów Polski, miasto reprezentacyjne, zaczarowane… „A co mi tam” – pomyślał wkurzony łoś – „mało to antenatów moich przez stoły królewskie przeszło? Jakieś zadośćuczynienie mi się należy! W końcu mamy karnawał!”, przeskoczył rzeczkę i poszedł zwiedzić miasto.


                Ciemną nocą powędrował pod Wawel smoka odwiedzić, z nadzieją, że ten gad, rozmiłowany w ekstremalnych rozrywkach, poleci jakiejś miejsce, gdzie i łoś może się zabawić. Niestety, smok okazał się dość sztywny i chłodno przyjął łosia… Turysta zamienił więc parę kurtuazyjnych słów z kaczkami na Wiśle, przekąsił w ich towarzystwie kilka wodorostów, machnął rogiem Zygmuntowi na pożegnanie i poszedł poszukać rozrywki w nocnym mieście. Szedł przez Zwierzyniecką i Planty, skubiąc od czasu do czasu kawałek kory z drzew, aż stanął Pod Baranami.
                A tam życie wre! Poeci, studenci, turyści z różnych stron świata – wszyscy szczęśliwi i rozbawieni przetaczają się od lokalu do lokalu. Łoś przystanął i patrzy. Widok łosia nikogo tu nie zdziwił. Tego towarzystwa, o tej porze, w tym miejscu nic nie dziwi… Od czasu do czasu podbiega do łosia grupka rozbawionych turystów i pstryka sobie z łosiem zdjęcie, świecąc mu lampą błyskową po oczach. Czasem łoś ustępuje urodą towarzystwu, niekiedy wręcz przeciwnie, ale zdjęcia z łosiem i Sukiennicami w tle idą w świat.

Zapytajcie Artura,
daję słowo: nie kłamię,
ale było jak ulał
sześć słów na instagramie:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY… ŁOŚ

                Coraz więcej chętnych do wspólnej fotografii otaczało zwierza, a każdy podtykał mu pod nos coś dobrego: a to ździebełko trawy żubrowej, a to jakieś ziółko, to znów igiełki jałowca... I coraz bardziej się łosiowi podobało w nocnym Krakowie.
                Jakiś przytomny kelner, który wyszedł na papierosa, zobaczył łosia w rozbawionym towarzystwie.

I urosły mu włosy
do samego świecznika:
ZACZAROWANA DOROŻKA?
ZACZAROWANY DOROŻKARZ?
ZACZAROWANY KOŃ?

Niedobrze. Serce. Głowa.

Od razu złapał za telefon:
- Halo! Straż miejska? Na Rynku jest łoś!
- Tia… o tej porze nawet niejeden.
- Nie, jeden. To znaczy z tej strony Sukiennic jeden. Więcej nie widziałem, może one stadami chodzą…
- A pewnie, że stadami! Ale, panie, jak jeden, to tylko się cieszyć, tylko się cieszyć…
- Proszę pana, to przecież zwierzę dzikie jest! Krzywdę może komuś zrobić!
- …  Jeleń, pan powiada?
- Nie! Łoś!
- Może dzika świnia? Prezydent odstrzeli…
- Łoś to nie dzika świnia!
- A mógłby pan tego łosia opisać?
- Łoś, jak łoś! Cztery kopyta, wielki jak krowa, rogi na pół rynku! Turyści robią sobie z nim zdjęcia! Jak któregoś tym rogiem zahaczy, będzie kaplica!
- No dobrze, zobaczymy, co da się zrobić.
I dyżurny wysłał patrol straży na Rynek. A w tym czasie łosiem zainteresowali się studenci. A jako że w tak szlachetnym towarzystwie jeszcze się nie bawili, zabrali łosia na Błonia, bo trawka najlepiej smakuje w plenerze… Coraz bardziej szczęśliwy łoś poczłapał w wesołym korowodzie. Patrol dotarł na Rynek, obszedł trzy razy Sukiennice, a łosia ani śladu…
                Tymczasem towarzystwu znudziła się zabawa na Błoniach, postanowiło wrócić z wesołym łosiem na Rynek.

Z ulicy Wenecja do Sukiennic
prowadził go Arthur i Ronard,
a to nie takie proste, gdy jest tyle kamienic
i gdy noc zielono-szalona,
bo trzeba, proszę państwa, przez cały nocny Kraków.

                Pewien tramwajarz wychodził właśnie z domu, żeby rano zawieźć ludzi do pracy, kiedy zobaczył łosia na Studenckiej i… zbaraniał. Zadzwonił do straży miejskiej, a dyżurny wysłał patrol. Patrol nie spotkał łosia, bo ten był już na Floriańskiej.
                Jeden z wiekowych lokali opuścił właśnie dżentelmen, którego późna pora wielce zmęczyła, więc wychodząc, potknął się o próg i wyciągnął jak długi na ulicy.
- Ideał sięgnął bruku – mruknął. A kiedy z trudem się podniósł, ujrzał przed sobą długi i włochaty łeb… łosia!

ZACZAROWANY ŁOŚ!

Z Wieży Mariackiej światłem prószy.
A łoś, wyobraźcie sobie, miał autentyczne uszy.

Dżentelmen obrał kurs na Barbakan, a z każdym metrem jego krok stawał się prostszy i szybszy, aż za rogiem przeszedł w pęd. Chyba już go nie zobaczą nocą na Starym Mieście… Jedno jest pewne – on do straży nie zadzwonił. Zadzwonił za to pan z lokalu, który trochę wbrew woli dżentelmena pomógł mu trafić do drzwi. Strażnik dyżurny znów wysłał patrol, ale zanim ten dotarł na Floriańską, łoś wędrował już Pawią w towarzystwie poszukującym nowych wrażeń.

Ale w knajpie dorożkarskiej
róg Kpiarskiej i Kominiarskiej,
idzie walc "Zalany Słoń";
ogórki w słojach się kiszą,
wąsy nad kuflami wiszą,
bo w tych kuflach miła woń.

I znalazł łoś z kompanami nowe miejsce do wspólnej zabawy. A jako że zdjęcia z łosiem obiegły już świat, u dyżurnego straży miejskiej nie przestaje dzwonić telefon.

- Serwus, tu pan Ben Ali.
Czy to możliwe z łosiem?
- Nie, pana nabujali!

Przez tydzień tak włóczył się łoś po krakowskich zakamarkach, sypiając u dobrych studenckich dusz, a po każdym telefonie patrol straży przybywał na miejsce, w którym łosia nie było. I strażnicy gotowi byliby pomyśleć, że nie są przez mieszkańców lubiani i wszyscy uwzięli się takie żarty z nich stroić, gdyby nie zdjęcia w internecie. Wreszcie zadzwonili strażnicy po myśliwych, a ci przyjechali ze strzykawką ze środkiem nasennym. Jeszcze przed ostatkami znaleźli zmęczonego tygodniowym balowaniem łosia i zaaplikowali mu środek w okolice kości ogonowej. Śpiącego załadowali na samochód i odwieźli do rodziny. A tam już na pewno czekał go przedwczesny Popielec i naprawdę Wielki Post…

Całuję Cię mocno!


Twoja J.






Zaczarowana Dorożka

Natalii -
która jest latarnią
zaczarowanej dorożki 

I
Allegro
Zapytajcie Artura,
daję słowo: nie kłamię,
ale było jak ulał
sześć słów w tym telegramie:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.

Cóż, według Ben Alego,
czarnomistrza Krakowa,
"to nie jest nic takiego

dorożkę zaczarować,
dosyć fiakrowi w oczy
błysnąć specjalną broszką
i jużeś zauroczył
dorożkarza z dorożką,

ale koń - nie". Więc dzwonię:
- Serwus, to pan Ben Ali?
Czy to możliwe z koniem?
- Nie, pana nabujali.

Zadrżałem. Druga w nocy.
Pocztylion stał jak pika.

I urosły mi włosy
do samego świecznika:
ZACZAROWANA DOROŻKA?
ZACZAROWANY DOROŻKARZ?
ZACZAROWANY KOŃ?

Niedobrze. Serce. Głowa.
W dodatku przez firankę:

srebrne dachy Krakowa
jak "secundum Joannem"
niżej gwiazdy i liście
takie duże i małe.

A może rzeczywiście
zgodziłem, zapomniałem?

Może chciałem za miasto?
Człowiek pragnie podróży.
Dryndziarz czekał i zasnął,
sen mu wąsy wydłużył
i go zaczarowali
wiatr i noc, i Ben Ali?
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY KOŃ.



II
Allegro sostenuto
Z ulicy Wenecja do Sukiennic
prowadził mnie Artur i Ronard,
a to nie takie proste, gdy jest tyle kamienic
i gdy noc zielono-szalona,
bo trzeba, proszę państwa, przez cały nocny Kraków:



III
Allegretto
Nocne WYPYCHANIE PTAKÓW,
nocne KURSY STENOGRAFII,
nocny TEATR KRÓL SZLARAFII,
nocne GORSETY KOLUMBIA,
nocny TRAMWAJ, nocna TRUMNA,

nocny FRYZJER, nocny RZEŹNIK,
nocny chór męski CZEŚĆ PIEŚNI,

nocne SERY, nocne MLEKO,
nocne TAŃCE WIECZYSTEGO,

nocne DZIŚ PARÓWKI Z CHRZANEM,
nocne TOWARY MIESZANE,

nocna strzałka: PRZY KOŚCIELE!
nocny szyld: TYBERIUSZ TROTZ,

słowem, nocni przyjaciele,
wieczny wiatr i wieczna noc

IV
Allegro ma non troppo
Przystanęliśmy pod domem "Pod Murzynami"
(eech, dużo bym dał za ten dom)
i nagle patrzcie: tak jak było w telegramie:
przed samymi, uważacie, Sukiennicami:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.

Z Wieży Mariackiej światłem prószy.
A koń, wyobraźcie sobie, miał autentyczne uszy.



V
Allegro cantabile
Grzywa mu się i ogon bielą,
wiatr dmucha w grzywę i w biały welon.

Do ślubu w dryndzie jedzie dziewczyna,
a przy dziewczynie siedzi marynarz.

Marynarz łajdak zdradził dziewczynę,
myślał: Na morze sobie popłynę.
Lecz go wieloryb zjadł na głębinie.

Ona umarła potem z miłości,
z owej tęsknoty i samotności.

Ale że miłość to wielka siła,
miłość po śmierci ich połączyła.
Teraz dorożka zaczarowana
jedzie pan młody z ta młodą panną
za miasto, gdzie jest stara kaplica,
i tam, jak w ślicznej starej piosence,
wiąże im stułą stęsknione ręce
ksiądz, co podobny jest do księżyca.

Noc szumi. Grucha kochany z kochaną,
ale niestety co rano

przez barokowa bramę
pełne sznerklów i wzorów
wszystko znika na amen
in saecula saeculorum:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ. 

VI
Allegro furioso alla polacca
Ale w knajpie dorożkarskiej
róg Kpiarskiej i Kominiarskiej,
idzie walc "Zalany Słoń";
ogórki w słojach się kiszą,
wąsy nad kuflami wiszą,
bo w tych kuflach miła woń.
I przemawia mistrz Onoszko:
- Póki dorożka dorożką,
a koń koniem, dyszel dyszlem,
póki woda płynie w Wiśle,
jak tutaj wszyscy jesteście,
zawsze będzie w każdym mieście,
zawsze będzie choćby jedna,
choćby nie wiem jaka biedna:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ

Konstanty Ildefons Gałczyński
1946



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz