środa, 14 września 2016

160. JAK LUDZIE

Kochana Babciu!
               
                Widziałaś bajkę „Zwierzogród”? Tę, w której ucywilizowane zwierzęta nagle zaczynają dziczeć z jakiegoś tajemniczego powodu? Dawno się tak nie bałam! A to tylko bajka, tymczasem okazuje się, że w rzeczywistości też coś dziwnego dzieje się ze zwierzętami – robią się agresywne jak ludzie!

                Na pewno słyszałaś o słynnym już grzybiarzu z naszego miasta, którego dziki zaatakowały w lesie, aż musiał uciekać na drzewo? Wezwał na pomoc patrol policji, funkcjonariusze przybyli z odsieczą, a dziki ani myślą ustąpić! Rozsierdzone przegoniły odsiecz do radiowozu i z powrotem pod drzewo, czyhać na intruza. Pewnie stwierdziły, że nie chcą u siebie imigranta nielegalnie przekraczającego zieloną granicę i postanowiły zrobić z nim porządek ku chwale dziczyzny. Bo chyba raczej nie chodziło im o to, że np. odezwał się po niemiecku – w końcu mieszkam na Śląsku. No, chyba, że dziki były przyjezdne…
                Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, bo policjanci przez radio wezwali wsparcie i po przybyciu kolejnej odsieczy wspólnie odnieśli wiktorię i uwolnili sromotnie przegonionego grzybiarza. Pewnie teraz nie przełknie nawet pieczarki.


                Niedawno w naszych stronach do szpitala zgłosiła się pani z córeczką – obie zakrwawione i pocięte, jakby napadł je lampart perski vel pantera kaukaska, a twierdziły, że to ich kot! Sanitariusze zadzwonili na policję, funkcjonariusze pojechali do mieszkania, a tam zastali konkubenta. Z prasy wiadomo, że konkubentowie bywają agresywni, więc pewnie policjanci bykiem popatrzeli na niego i nuże! nakłaniać go do przyznania się do winy. A on - w zaparte, że to kot! Funkcjonariusze nie w ciemię bici, nie uwierzyli od razu, tylko zażądali przedstawienia sobie bestii. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że kot, w rzeczy samej, był! W dodatku tak agresywny, że konieczne okazało się wezwanie Łowcy Agresywnych Kotów, który rozstawił swoje artefakty, wymruczał tajemnicze zaklęcia i przechytrzył bestię – łapiąc ją w pułapkę. Weterynarz agresję wytłumaczył tym, że była to kotka, która broniła swoich małych. I tak mi się skojarzyło, że skoro pierwsze podejrzenie padło na konkubenta, to może agresja innych konkubentów też wiąże się jakoś z ich małymi?...

                Bez agresji (choć niebezpiecznie dla kierowców) obyło się w przypadku trójki parzystokopytnych, które pewnego dnia postanowiły wyjść na ulicę naszego miasta. O ile przy wątpliwościach, czy to już miasto, czy jeszcze wieś, ich obecność w odległości kilkuset metrów od rynku nie zdaje się świadczyć na korzyść tego pierwszego, to trzeba przyznać - zwierzęta dowiodły, że miastowe, obycie mają i zasady ruchu drogowego znają. Ku zdziwieniu kierowców przeszły przez jedno z rond: klacz ze źrebięciem oraz koza - cały czas kulturalnie prawym pasem. Wędrowały w kierunku centrum handlowego, więc może chciały skorzystać z promocji? Albo słyszały o dobrych zmianach w jakiejś stadninie, w której teraz kozy nie odróżnia się od araba i wyruszyły w jej kierunku z nadzieją, że znajdą tam kogoś znajomego, kto załatwi miejsce przy żłobie?

               
                Dziwne zachowania zwierząt obserwowane są nie tylko u nas. W dalekim Poznaniu już od dawna grupa zaangażowanych radnych regularnie obserwuje w tamtejszym zoo zwierzęta i z godną podziwu gorliwością donosi światu o wszystkich odchyleniach. Nie wiem, czy oni mają tam jakieś dyżury, ale zaczęło się od informacji o nieobyczajnych osłach, które podobno coś kopiowały na oczach dzieci, o ile dobrze zrozumiałam…
Potem zaobserwowano, że pewien słoń nie dość, że całymi dniami włóczył się z kolegami, to jeszcze bił słonicę trąbą! Nie wiem, czy mogło to znaczyć, że miał w sobie coś z konkubenta, ale trzeba przyznać, że słoniowi nie przystoi.
                I powiem Ci, Babciu, że skoro w tym zoo wyprawiają się takie rzeczy, to ja się nie dziwię, że nie chcą tam panter kaukaskich vel lampartów perskich, które najwyraźniej mają problem z określeniem własnej tożsamości. A jak wiadomo (z prasy, oczywiście) w naszym kraju ani perski, ani kaukaski dobrze kojarzyć się nie może. Nie jest to jednak największy problem z tymi drapieżnikami – najgorsze jest to, że lubi się z nimi fotografować władca Rosji. I gdyby sprowadzono pantery vel lamparty do poznańskiego zoo, byłoby to promowanie władcy Rosji, a przecież my mamy swojego. Na potrzeby ocieplania jego wizerunku można wykorzystać jakieś mniej drapieżne stworzenia – ot, chociażby jakieś ptactwo wodne, prawda?
               
                Jak to się, Babciu, dzieje, że tak tym zwierzakom odbija, prawie jak ludziom?
               
Całuję Cię mocno!

Twoja J.







Źródła: 



Podobne:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz