Zwracam się do Was z naiwną z pozoru prośbą: jeżeli
Wasze pociechy są w takim wieku, że jeszcze przyjmują za pewnik to, co do nich
mówicie, proszę, nauczmy nasze dzieci mówić „dzień dobry”. To, niestety, wcale nie
jest oczywiste, chociaż niektórym wyda się banalne. Ta z pozoru błaha rzecz, to ważna inwestycja na przyszłość. Wiem,
że ta nauka wymaga nieraz wiele cierpliwości od uczącego, że łatwiej przychodzi
umiejętność obsługi gry na komputerze, ale wierzę, że warto.
Bo
„dzień dobry” to wytarta formułka tylko w ustach niektórych dorosłych. Dla
dziecka to ważna chwila – nawiązanie kontaktu z innym człowiekiem, otwarcie
drzwi na świat. Moment, w którym przez ułamek sekundy dwoje ludzi znajduje się
na jednym poziomie i deklaruje pokojowe zamiary bez rozstrzygania, kto jest ważniejszy, silniejszy czy
groźniejszy. Chwila, w której dziecko wpływa na
rzeczywistość i wywołuje reakcję – bo kto odważy się nie odpowiedzieć dziecku?
To ważność tej chwili powoduje, że potrzeba mu nieraz wiele odwagi, żeby
pokonać własną nieśmiałość i zwrócić na siebie uwagę.
Za to ile dumy może dostarczyć to przełamanie siebie! Proszę, nauczmy je pokonywać
ten lęk, zanim zaczną ukrywać go pod maską oschłości, jak większość z nas…
Nie
mogę oprzeć się wrażeniu, że w tym kraju wypowiedziane w stronę obcego
powitanie, podanie dłoni, uśmiech uznawane bywają za ograniczenie własnej wolności.
Pokutuje tu jakieś barbarzyńskie przekonanie, że ten, kto nawiązuje kontakt,
stawia się w pozycji słabszego i próbuje się podporządkować. Kto pierwszy
wyciągnie dłoń – przegrywa?... Nawet jeżeli jeszcze myśli tak mniejszość, to przeraża
mnie, że czym więcej ludzi w to wierzy, tym bardziej staje się to faktem. Nasze
drzwi na świat pozostają zamknięte, przybywa na nich rygli i sztab, a przez
zasłonięte okna wpuszczamy tylko tyle światła, ile pozwoli utrzymać wnętrze w
niezmiennym półmroku. Coraz bardziej stajemy się niewolnikami własnego strachu
i chcemy słyszeć tylko tych, którzy przyznają nam w tym rację. To jest
rezygnacja z wolności.
Jeżeli
komuś rodzice wpoili, że przez życie należy iść szeroko rozpychając się
łokciami i nie zważając na nikogo, to jego świat taki właśnie jest. Jeżeli takie
prawdy przekażemy naszym dzieciom, będzie tak nadal. Jeżeli nauczymy je
szacunku do innych i samych siebie, stworzymy im szansę na zmianę świata na
lepszy. „Magiczne słowa” to nieunikniony początek tej drogi. Zwłaszcza jeżeli
uda im się nie zapomnieć tego, co jeszcze jest dla nich oczywiste, a dla
większości dorosłych staje się pustą konwencją - jakie sensy się za tymi
słowami kryją. Czyżbym się mylił?
W
większości z nas gdzieś głęboko żyje jednak dziecko, które czuje opór przed
okradaniem, oszukiwaniem, przed krzywdzeniem kogoś, komu przed chwilą życzyło
się dobrego dnia. Oczywiście, dla niektórych to żadna przeszkoda, ale może to, że
słyszymy te słowa coraz rzadziej, świadczy o postępie „łokciokracji”?… Gdyby okazało się, że naprawdę świat podzielony
został na nielicznych oszukanych uczciwych i większość oszukujących nieuczciwych,
jak przekonują niektórzy, to w której grupie chcielibyśmy widzieć nasze
dzieci?...
Pomagajmy dzieciom zauważać innych ludzi, zaczynając od podstaw. Wyzbywanie
się lęków jest chyba bardziej wartościowe, niż ich podtrzymywanie? Może dzięki
temu kiedyś nauczą się też innych szanować i, kto wie, może nawet rozumieć? Nie odmawiajmy im prawa do bycia mądrzejszymi od nas, może one będą kiedyś w stanie zatrzymać się przed przejściem dla pieszych, wpuścić samochód z bocznej uliczki w korku albo przepuścić kobietę w ciąży w kolejce do kasy…
Może
umiejętność wymagania najpierw od siebie, a potem od innych, a nie w odwrotnej
kolejności – gdyby udało się ją rozpowszechnić - jest w stanie przynieść
nieoczekiwanie dobre efekty? Na przykład takie, że magiczny stan „dzień dobry” potrwa
dłużej niż przez ułamek sekundy?...
To wcale nie musi być naiwna prośba, jeżeli zaczniemy od teraz.
Też tata
PS:
List do ludożerców
Kochani ludożercy
nie patrzcie wilkiem
na człowieka
który pyta o wolne miejsce
w przedziale kolejowym
zrozumcie
inni ludzie też mają
dwie nogi i siedzenie
kochani ludożercy
poczekajcie chwilę
nie depczcie słabszych
nie zgrzytajcie zębami
zrozumcie
ludzi jest dużo będzie jeszcze
więcej więc posuńcie się trochę
ustąpcie
kochani ludożercy
nie wykupujcie wszystkich
świec sznurowadeł i makaronu
nie mówcie odwróceni tyłem:
ja mnie mój moje
mój żołądek mój włos
mój odcisk moje spodnie
moja żona moje dzieci
moje zdanie
Kochani ludożercy
Nie zjadajmy się Dobrze
bo nie zmartwychwstaniemy
Naprawdę
Tadeusz Różewicz
"Chwila, w której dziecko wpływa na rzeczywistość i wywołuje reakcję – bo kto odważy się nie odpowiedzieć dziecku?"
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci świata, w którym żyjesz. W moim dziecięce "dzień dobry" czy "do widzenia" często rozbijają się o mur obojętności czasami okraszony wzrokiem bazyliszka.
Niestety, potwierdzasz to, o czym piszę. Może powinieneś jednak zmienić otoczenie? Bo w Twoim świecie najwyraźniej patologia bierze górę nad normalnością - ale proszę, tylko się jej nie poddawaj! ;-)
UsuńPracuję nad tym, ale jest jedna przeszkoda - póki co nie do obejścia. Natomiast ten świat, o którym pisałem, niestety geograficznie jest bliżej Ciebie niż mnie...
OdpowiedzUsuńCzyli bardziej niż myślałem jestem uprawniony do wystosowania takiego apelu :-D Inna rzecz: może to nie geografia jest problemem - może należy większą wagę przywiązywać do tego, że są tacy, których stać na odpowiedź i z tego się cieszyć, a o bazyliszkach jak najszybciej zapominać?
Usuń