piątek, 21 listopada 2014

89. DZIEŃ DOBRY!

                Matki i Ojcowie!

          Zwracam się do Was z naiwną z pozoru prośbą: jeżeli Wasze pociechy są w takim wieku, że jeszcze przyjmują za pewnik to, co do nich mówicie, proszę, nauczmy nasze dzieci  mówić „dzień dobry”. To, niestety, wcale nie jest oczywiste, chociaż niektórym wyda się banalne. Ta z pozoru błaha rzecz, to ważna inwestycja na przyszłość. Wiem, że ta nauka wymaga nieraz wiele cierpliwości od uczącego, że łatwiej przychodzi umiejętność obsługi gry na komputerze, ale wierzę, że warto.
                Bo „dzień dobry” to wytarta formułka tylko w ustach niektórych dorosłych. Dla dziecka to ważna chwila – nawiązanie kontaktu z innym człowiekiem, otwarcie drzwi na świat. Moment, w którym przez ułamek sekundy dwoje ludzi znajduje się na jednym poziomie i deklaruje pokojowe zamiary bez rozstrzygania, kto jest ważniejszy, silniejszy czy groźniejszy. Chwila, w której dziecko wpływa na rzeczywistość i wywołuje reakcję – bo kto odważy się nie odpowiedzieć dziecku? To ważność tej chwili powoduje, że potrzeba mu nieraz wiele odwagi, żeby pokonać własną nieśmiałość i zwrócić na siebie uwagę. Za to ile dumy może dostarczyć to przełamanie siebie! Proszę, nauczmy je pokonywać ten lęk, zanim zaczną ukrywać go pod maską oschłości, jak większość z nas…


                Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w tym kraju wypowiedziane w stronę obcego powitanie, podanie dłoni, uśmiech uznawane bywają za ograniczenie własnej wolności. Pokutuje tu jakieś barbarzyńskie przekonanie, że ten, kto nawiązuje kontakt, stawia się w pozycji słabszego i próbuje się podporządkować. Kto pierwszy wyciągnie dłoń – przegrywa?... Nawet jeżeli jeszcze myśli tak mniejszość, to przeraża mnie, że czym więcej ludzi w to wierzy, tym bardziej staje się to faktem. Nasze drzwi na świat pozostają zamknięte, przybywa na nich rygli i sztab, a przez zasłonięte okna wpuszczamy tylko tyle światła, ile pozwoli utrzymać wnętrze w niezmiennym półmroku. Coraz bardziej stajemy się niewolnikami własnego strachu i chcemy słyszeć tylko tych, którzy przyznają nam w tym rację. To jest rezygnacja z wolności.

                Jeżeli komuś rodzice wpoili, że przez życie należy iść szeroko rozpychając się łokciami i nie zważając na nikogo, to jego świat taki właśnie jest. Jeżeli takie prawdy przekażemy naszym dzieciom, będzie tak nadal. Jeżeli nauczymy je szacunku do innych i samych siebie, stworzymy im szansę na zmianę świata na lepszy. „Magiczne słowa” to nieunikniony początek tej drogi. Zwłaszcza jeżeli uda im się nie zapomnieć tego, co jeszcze jest dla nich oczywiste, a dla większości dorosłych staje się pustą konwencją - jakie sensy się za tymi słowami kryją. Czyżbym się mylił?

                W większości z nas gdzieś głęboko żyje jednak dziecko, które czuje opór przed okradaniem, oszukiwaniem, przed krzywdzeniem kogoś, komu przed chwilą życzyło się dobrego dnia. Oczywiście, dla niektórych to żadna przeszkoda, ale może to, że słyszymy te słowa coraz rzadziej, świadczy o postępie „łokciokracji”?…  Gdyby okazało się, że naprawdę świat podzielony został na nielicznych oszukanych uczciwych i większość oszukujących nieuczciwych, jak przekonują niektórzy, to w której grupie chcielibyśmy widzieć nasze dzieci?...

                Pomagajmy dzieciom zauważać innych ludzi, zaczynając od podstaw. Wyzbywanie się lęków jest chyba bardziej wartościowe, niż ich podtrzymywanie? Może dzięki temu kiedyś nauczą się też innych szanować i, kto wie, może nawet rozumieć? Nie odmawiajmy im prawa do bycia mądrzejszymi od nas, może one będą kiedyś w stanie zatrzymać się przed przejściem dla pieszych, wpuścić samochód z bocznej uliczki w korku albo przepuścić kobietę w ciąży w kolejce do kasy…
                Może umiejętność wymagania najpierw od siebie, a potem od innych, a nie w odwrotnej kolejności – gdyby udało się ją rozpowszechnić - jest w stanie przynieść nieoczekiwanie dobre efekty? Na przykład takie, że magiczny stan „dzień dobry” potrwa dłużej niż przez ułamek sekundy?...

                To wcale nie musi być naiwna prośba, jeżeli zaczniemy od teraz.

Też tata


PS:


List do ludożerców


Kochani ludożercy
nie patrzcie wilkiem
na człowieka
który pyta o wolne miejsce
w przedziale kolejowym

zrozumcie
inni ludzie też mają
dwie nogi i siedzenie

kochani ludożercy
poczekajcie chwilę
nie depczcie słabszych
nie zgrzytajcie zębami

zrozumcie
ludzi jest dużo będzie jeszcze
więcej więc posuńcie się trochę
ustąpcie
kochani ludożercy
nie wykupujcie wszystkich
świec sznurowadeł i makaronu
nie mówcie odwróceni tyłem:
ja mnie mój moje
mój żołądek mój włos
mój odcisk moje spodnie
moja żona moje dzieci
moje zdanie

Kochani ludożercy
Nie zjadajmy się Dobrze
bo nie zmartwychwstaniemy
Naprawdę


Tadeusz Różewicz








4 komentarze:

  1. "Chwila, w której dziecko wpływa na rzeczywistość i wywołuje reakcję – bo kto odważy się nie odpowiedzieć dziecku?"

    Zazdroszczę Ci świata, w którym żyjesz. W moim dziecięce "dzień dobry" czy "do widzenia" często rozbijają się o mur obojętności czasami okraszony wzrokiem bazyliszka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, potwierdzasz to, o czym piszę. Może powinieneś jednak zmienić otoczenie? Bo w Twoim świecie najwyraźniej patologia bierze górę nad normalnością - ale proszę, tylko się jej nie poddawaj! ;-)

      Usuń
  2. Pracuję nad tym, ale jest jedna przeszkoda - póki co nie do obejścia. Natomiast ten świat, o którym pisałem, niestety geograficznie jest bliżej Ciebie niż mnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli bardziej niż myślałem jestem uprawniony do wystosowania takiego apelu :-D Inna rzecz: może to nie geografia jest problemem - może należy większą wagę przywiązywać do tego, że są tacy, których stać na odpowiedź i z tego się cieszyć, a o bazyliszkach jak najszybciej zapominać?

      Usuń