niedziela, 23 sierpnia 2015

118. POCZTÓWKA Z PLAŻY

                Kochana Babciu!
               
                Przesyłam gorące jak słońce i szybkie jak wiatr serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i Dziadka z gdańskiej plaży, gdzie spędzam wakacje z rodzicami i bratem, którzy również dołączają się do pozdrowień!

                Może z tą szybkością to lekka przesada, bo kiedy już nasza poczta dostarczy do Ciebie tę kartkę, pewnie od dawna będę w domu, a po upałach zostanie tylko wspomnienie, ale tym bardziej chcę Ci opowiedzieć, co u nas. Wszyscy jesteśmy zdrowi i nawet siniak pod okiem, który nabiła mi łokciem jakaś Twoja rówieśnica, kiedy próbowałam wejść na stateczek nazywany tramwajem wodnym i pływający po Motławie, już prawie nie boli i znika pod opalenizną. Pogodę mamy przepiękną, bo upały, które według docierających do nas wieści wysuszyły już nawet barszcz Sosnowskiego, na wybrzeżu nie dają się tak we znaki. Zabawę próbowały popsuć nam sinice, czyli małe trujące żyjątka, które sprawiają, że woda wygląda jak zupa szczawiowa, ale w końcu jesteśmy w Trójmieście, a tu nie ma czasu na nudę.
 
                Sinice już sobie odpłynęły i leżę teraz na gorącym piasku. Chciałabym Ci napisać, że patrzę stąd na fale i horyzont, ale zasłaniają mi kolorowe parawany. To taki najnowszy krzyk plażowej mody: parawan pozwalający wyznaczyć na plaży zasięg swojego terytorium. Gdy wstanę i rozejrzę się wokół, wszędzie mogę zobaczyć zagrody, jak dla baranów, a w każdej średnio trzy parasole i dwa namioty. Jak wiadomo, Polak na zagrodzie równy wojewodzie. Skoro opuścił swoją zamkniętą patentowym zamkiem gawrę na strzeżonym osiedlu otoczonym wysokim płotem, a później pędził tu przez pół albo nawet całą Polskę autostradą, wzdłuż której 3-metrowe ekrany chroniły jego wzrok przed szokiem otwartej przestrzeni, to jak miałby się odnaleźć na plaży, na której nic nie zasłania widoku?
                Dlatego każdy próbuje tu wytyczyć swoją zagrodę, w której będzie mógł odciąć się od rodaków i robić, na co będzie miał ochotę. Na przykład spożywać to, czego publiczne spożywanie jest zabronione. Po jakimś czasie spożywania na plażowym słońcu przez szum fal przebija się chrapanie, a w każdej zagrodzie czerwienieją, jak gotowane raki, wypięte brzuchy. I nie pomagają parawany, parasole, namioty ani nawet filtr 50 – pod koniec turnusu za tymi samymi parawanami trwa zrzucanie skóry, jak u węży, a brzuchy wyglądają jak łaciate krowy na wypasie – w zagrodach…
                Posiadanie parawanu daje możliwość tworzenia unii i sojuszy - wspólnie ze znajomymi godnymi oddychania tym samym co my powietrzem można zająć większe terytorium i szczelniej odgrodzić się od innych. Na trójmiejskich plażach raczej wystarcza piasku dla wszystkich - jak się jednak dowiedziałam przez telefon od koleżanki, która wypoczywa w okolicy Kołobrzegu, są plaże, gdzie terytorium należy zająć za pomocą parawanu (nawet pozostawionego bez opieki) tuż po świcie, bo po śniadaniu pozostają już tylko wydmy albo materac na wodzie. Takie oznakowane terytorium należy rozumieć jako świętość i każda próba zmiany plażowej mapy i wydarcia dla siebie kilku metrów kwadratowych polskiego wybrzeża kosztem plażowych skowronków kończy się zdecydowaną interwencją, nie wyłączając zbrojnej…

                My chyba jesteśmy jacyś nienormalni, bo nie mamy parawanu, tylko kocyk i mały namiot chroniący przed wiatrem i dający odrobinę cienia – wystarcza nam to na cztery osoby. I chociaż miło jest być blisko wody, nigdy nie czuliśmy potrzeby rozkładania się na mokrym piasku przy falach zalewających koc. Okazuje się, że dla niektórych korzystanie z plaży ma sens tylko wtedy, kiedy można w swojej zagrodzie nogi zamoczyć w wodzie – bo to przecież pozwala ograniczyć ruch do absolutnego minimum…
               
              A my i tak bawimy się doskonale – korzystając z uroków lata na plaży i pokonując labirynty między parawanami w drodze z koca do wody i z powrotem. Z wody można podziwiać ogromne statki wpływające do trójmiejskich portów. Tata mówi, że to na nich przypływają tutaj z Chin parawany i wszystkie pamiątki, które można później kupić na gdańskiej starówce albo pod pomnikiem na Westerplatte i całe mnóstwo innych cudów wypełniających stragany Jarmarku Dominikańskiego. Szkoda, że nie przyjechałaś tutaj z nami, bo bardzo lubię je oglądać, ale rodzice coraz bardziej nerwowo reagują za każdym razem, kiedy zbliżam się do straganu z zabawkami…
                Ale to nic – tu jest tak fajnie, że na pewno nie jestem tutaj ostatni raz!

Całuję Cię mocno!


Twoja J.



Podobne:






2 komentarze:

  1. > My chyba jesteśmy jacyś nienormalni, bo nie mamy parawanu, tylko kocyk i mały namiot chroniący przed wiatrem i dający odrobinę cienia – wystarcza nam to na cztery osoby.

    Burżuje! My to mieliśmy 2 ręczniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze masz piasek pod paznokciami od budowania zamków bez łopatki i wiaderka? ;)

      Usuń