Kochana
Babciu!
Przesyłam
gorące jak słońce i szybkie jak wiatr serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i
Dziadka z gdańskiej plaży, gdzie spędzam wakacje z rodzicami i bratem, którzy
również dołączają się do pozdrowień!
Może
z tą szybkością to lekka przesada, bo kiedy już nasza poczta dostarczy do
Ciebie tę kartkę, pewnie od dawna będę w domu, a po upałach zostanie tylko
wspomnienie, ale tym bardziej chcę Ci opowiedzieć, co u nas. Wszyscy jesteśmy
zdrowi i nawet siniak pod okiem, który nabiła mi łokciem jakaś Twoja
rówieśnica, kiedy próbowałam wejść na stateczek nazywany tramwajem wodnym i
pływający po Motławie, już prawie nie boli i znika pod opalenizną. Pogodę mamy
przepiękną, bo upały, które według docierających do nas wieści wysuszyły już
nawet barszcz Sosnowskiego, na wybrzeżu nie dają się tak we znaki. Zabawę
próbowały popsuć nam sinice, czyli małe trujące żyjątka, które sprawiają, że
woda wygląda jak zupa szczawiowa, ale w końcu jesteśmy w Trójmieście, a tu nie
ma czasu na nudę.
Sinice
już sobie odpłynęły i leżę teraz na gorącym piasku. Chciałabym Ci napisać, że
patrzę stąd na fale i horyzont, ale zasłaniają mi kolorowe parawany. To taki najnowszy
krzyk plażowej mody: parawan pozwalający wyznaczyć na plaży zasięg swojego
terytorium. Gdy wstanę i rozejrzę się wokół, wszędzie mogę zobaczyć zagrody,
jak dla baranów, a w każdej średnio trzy parasole i dwa namioty. Jak wiadomo,
Polak na zagrodzie równy wojewodzie. Skoro opuścił swoją zamkniętą patentowym
zamkiem gawrę na strzeżonym osiedlu otoczonym wysokim płotem, a później pędził
tu przez pół albo nawet całą Polskę autostradą, wzdłuż której 3-metrowe ekrany
chroniły jego wzrok przed szokiem otwartej przestrzeni, to jak miałby się
odnaleźć na plaży, na której nic nie zasłania widoku?
Dlatego
każdy próbuje tu wytyczyć swoją zagrodę, w której będzie mógł odciąć się od
rodaków i robić, na co będzie miał ochotę. Na przykład spożywać to, czego
publiczne spożywanie jest zabronione. Po jakimś czasie spożywania na plażowym
słońcu przez szum fal przebija się chrapanie, a w każdej zagrodzie czerwienieją,
jak gotowane raki, wypięte brzuchy. I nie pomagają parawany, parasole, namioty
ani nawet filtr 50 – pod koniec turnusu za tymi samymi parawanami trwa
zrzucanie skóry, jak u węży, a brzuchy wyglądają jak łaciate krowy na wypasie –
w zagrodach…
Posiadanie
parawanu daje możliwość tworzenia unii i sojuszy - wspólnie ze znajomymi godnymi
oddychania tym samym co my powietrzem można zająć większe terytorium i szczelniej
odgrodzić się od innych. Na trójmiejskich plażach raczej wystarcza piasku dla
wszystkich - jak się jednak dowiedziałam przez telefon od koleżanki, która
wypoczywa w okolicy Kołobrzegu, są plaże, gdzie terytorium należy zająć za
pomocą parawanu (nawet pozostawionego bez opieki) tuż po świcie, bo po
śniadaniu pozostają już tylko wydmy albo materac na wodzie. Takie oznakowane
terytorium należy rozumieć jako świętość i każda próba zmiany plażowej mapy i
wydarcia dla siebie kilku metrów kwadratowych polskiego wybrzeża kosztem plażowych
skowronków kończy się zdecydowaną interwencją, nie wyłączając zbrojnej…
My
chyba jesteśmy jacyś nienormalni, bo nie mamy parawanu, tylko kocyk i mały
namiot chroniący przed wiatrem i dający odrobinę cienia – wystarcza nam to na cztery
osoby. I chociaż miło jest być blisko wody, nigdy nie czuliśmy potrzeby
rozkładania się na mokrym piasku przy falach zalewających koc. Okazuje się, że dla
niektórych korzystanie z plaży ma sens tylko wtedy, kiedy można w swojej
zagrodzie nogi zamoczyć w wodzie – bo to przecież pozwala ograniczyć ruch do
absolutnego minimum…
A
my i tak bawimy się doskonale – korzystając z uroków lata na plaży i pokonując
labirynty między parawanami w drodze z koca do wody i z powrotem. Z wody można
podziwiać ogromne statki wpływające do trójmiejskich portów. Tata mówi, że to
na nich przypływają tutaj z Chin parawany i wszystkie pamiątki, które można
później kupić na gdańskiej starówce albo pod pomnikiem na Westerplatte i całe
mnóstwo innych cudów wypełniających stragany Jarmarku Dominikańskiego. Szkoda,
że nie przyjechałaś tutaj z nami, bo bardzo lubię je oglądać, ale rodzice coraz
bardziej nerwowo reagują za każdym razem, kiedy zbliżam się do straganu z
zabawkami…
Ale
to nic – tu jest tak fajnie, że na pewno nie jestem tutaj ostatni raz!
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Podobne:
> My chyba jesteśmy jacyś nienormalni, bo nie mamy parawanu, tylko kocyk i mały namiot chroniący przed wiatrem i dający odrobinę cienia – wystarcza nam to na cztery osoby.
OdpowiedzUsuńBurżuje! My to mieliśmy 2 ręczniki.
To jeszcze masz piasek pod paznokciami od budowania zamków bez łopatki i wiaderka? ;)
Usuń