piątek, 2 lutego 2018

187. ZADANIE DOMOWE

                Kochana Babciu!

               Przepraszam, że tak długo do Ciebie nie pisałam, ale mam teraz tyle zadań domowych, że ledwo nadążam tłumaczyć rodzicom, co było źle w poprzednich! Słyszałaś może kiedyś o „szoku czwartej klasy”? Ogólnie mówiąc, polega on na tym, że w czwartej klasie nagle okazuje się, że słodkie dzieciństwo sięgające czasów przedszkolnych dobiegło końca i pora brać się do roboty, co przejawia się zwiększeniem trudności, ilości poświęcanego czasu i częstotliwości zadań domowych, klasówek i sprawdzianów o jakieś 500% w stosunku do roku poprzedniego. Testy postępów w nauce stają się sprawdzianami, buźki, ptaszki i kwiatuszki zostają zmienione na stopnie, a te przekładają się na końcowe oceny, mające wyrazić w sześciostopniowej skali poziom pracy włożonej w zdobycie wiedzy przez ucznia. No i to może powodować ból głowy rodzica, a ból głowy rodzica nigdy nie przekłada się na uśmiech na twarzy potomstwa…

Powiesz, że za Twoich czasów do roboty trzeba było brać się od pierwszej klasy, a nie dopiero od czwartej – i pewnie będziesz miała rację. Tata powiedziałby, że od tamtej pory nauczanie prowadzone jest już nie tylko przez duchowieństwo… Mama za to powie, że tylko przez ostatnie 10 lat zmieniano pomysły na szkołę tyle razy, ile razy zmieniał się minister edukacji. A każdy uczeń wie, że szkołą rządzą dwa bóstwa: Reforma i Program. Ich najwyższym kapłanem jest Kuratorium, a ofiarą składaną na ich ołtarzach są m.in. zadania domowe…


Najważniejsza jest zawsze jakaś przenajświętsza Reforma, której nieubłagany syn Program żąda od śmiertelników absolutnego wypełniania swoich zaleceń. Żadna Reforma nie jest dana raz na zawsze - średnio co 4 lata lub ich wielokrotność zostaje strącona w Otchłań wraz z Programem, który nagle okazuje się przeklętym. Na ich miejsce pojawiają się bóstwa nowe o tych samych imionach, choć nieco zmienionych obliczach, a zadaniem kapłanów wyższego i niższego szczebla jest zorientowanie się w porę, na czym polegają różnice między bóstwami starymi, a nowymi – oczywiście pod groźbą wylądowania w wyżej wspomnianej Otchłani.
Nie jest to łatwe dla kapłanów. Jak wiadomo, w każdej mitologii na początku musi być chaos i nie inaczej jest w tym przypadku. Tym gorzej więc dla maluczkich, którzy takim powołanym do najwyższych celów siłom, jak Reforma i Program, zawsze są głęboko obojętni.
Na przykład kiedy chodziłam do przedszkola, paniom nie wolno było nas uczyć czytać, żebyśmy mogły nauczyć się dopiero w szkole – obowiązkowo jako sześciolatki – to miał być dowód, że sześciolatki radzą sobie w szkole, bo tak zakładała tamta Reforma. Jeżeli ktoś uważał, że dziecko sobie nie poradzi, miał przedłożyć kapłanowi oświaty stosowny stos dokumentów dowodzących, że dziecko jest prawie idiotą, nawet jeżeli nie było.
Oczywiście, sześciolatki w szkole i tak sobie radziły, bo przecież nie mogło być inaczej. Ale szybko przyszła inna Reforma, która na zbity pysk wywaliła tamtą. Nowa Reforma, upraszczając, zakłada, że sześciolatki w szkole sobie nie radzą, chyba że są wybitnie uzdolnione albo wcześniej odpowiednio przygotowane. Czyli, że wszyscy są z zasady prawie idiotami, a jeżeli ktoś uważa, że jego dziecko nie jest, to niech to udowodni za pomocą sterty stosownych dokumentów przedłożonych kapłanowi oświaty…

Gdzieś między najwyższymi a najniższymi rejestrami wszechświata miotani jesteśmy my – uczniowie. Śmiertelnicy zdani na łaskę i niełaskę bogów, ogólnie bujający w nieważkim chaosie oświatowych pobojowisk, od czasu do czasu poddani działaniu grawitacji którejś z przeważających sił. A jako że pył boskich pól bitewnych prawie nigdy nie opada, sprostanie założeniom Programu wymaga pracy po godzinach…


Zadania domowe bywają treningowe, powtórzeniowe albo wizerunkowe – dla poprawy wizerunku ucznia.
A niekiedy ratunkowe - kiedy nauczyciel sam nie zna rozwiązania. Siedzi wtedy nad zadaniem cała rodzina i główkuje. Pięć razy czytają polecenie, po cichu i na głos, obracają książkę na wszystkie strony i obrażają się, kiedy nie pozwala się im wyrywać kartek. A potem w ruch idą telefony i główkowanie nabiera wymiaru interfamilijnego. Jak się trafi między nimi kto mądry, to od razu wszyscy mają odpowiedź, ale czasem życie ratuje dopiero Google albo Youtube.
Ale niestety, czasem nawet Google jest bezradny. Bo na przykład wiadomo, że gród Biskupin powstał ok. 1400 lat p.n.e. i według starego Programu został założony przez nieznany lud tzw. kultury łużyckiej. Ale co na to nowy Program, który z racji narodowych skłonności swojej matki Reformy, może upierać się, że to jednak z całą pewnością byli Słowianie albo mityczni Lechici?...

Dlatego potem tracę tyle czasu na tłumaczenie rodzicom, co było źle w zadaniu, które pomagali mi odrobić dzień wcześniej. Pył bitewny świeżo wzniecony jeszcze długo nie opadnie.

Całuję Cię mocno!

Twoja J.






Podobne:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz