Znów
mamy nowy rok. Fajny taki, okrągły, dobrze na papierze dwie dwudziestki
wyglądają i niektórych, nie wiedzieć czemu, napawa to optymizmem. Może dlatego,
że dość wietrzną mamy jesień tej zimy i statystyki czystości powietrza wypadną
nam lepiej niż w ostatnich latach? To się na pewno przyda przed wyborami…
Bo
w tym roku znowu mamy wybory, wiesz? Kiedy pisałam do Ciebie pierwsze listy,
wybory dało się wyczuć co 4 lata, bo władze naszego miasta były teoretycznie
niepartyjne i w każdym roku wyboru nowych władz następował wysyp inwestycji
widocznych z kosmosu. A co najmniej z drogi do lokalu wyborczego.
Ostatnio
jest lepiej, a przynajmniej ciekawiej, bo władze w mieście nie są już niepartyjne,
a co za tym idzie, wszystkim wyborom musi towarzyszyć tak zwane przecinanie wstęg albo
przynajmniej nasilenie wizualizacji różnych projektów. Z różnych źródeł. I w sumie jak zawsze, tylko teraz czasem trochę głośniej. Niestety, tata mówi,
że problem w tym, że w mieście rządzą my
a w stolicy oni. Oni bardzo nie lubią nas,
zresztą ze wzajemnością, ponieważ uważają, że to my jesteśmy oni, a
właśnie oni są my. Rozumiesz coś z tego? Ja
też nie, ale efekt jest taki, że od wizualizacji do realizacji zawsze było
daleko, ale teraz jest jeszcze dalej.
Czasem
to i dobrze. Kilka lat temu nasi ogłosili, że pozwolą wybudować u nas nową kopalnię, a oni przyklasnęli, bo lubią kopalnie i myśleli, że się ludzie
ucieszą. Ale się okazało, że się ludzie nie cieszą - jakoś nikomu nie uśmiecha
się perspektywa walących się domów, odpływających wód powierzchniowych i dróg
dziurawych jak budżety miejskie po „reformie” edukacji. Dlatego mieszkańcy zaczęli organizować protesty, a nasze
władze miasta w porę zorientowały się, co się święci i zgody nie wydały. Kiedy oni zorientowali
się przed ostatnimi wyborami, że wizualizacja kopalni nie zyskała popularności,
rozpoczęły się wyjaśnienia i zapewnienia, że oni żadnej kopalni nie chcą i zrobić nie pozwolą. Co więcej! Oni w miejscu, w którym miałaby być
kopalnia, będą budować kanał! A będzie to kanał na miarę ich możliwości. Oni tym
kanałem otworzą oczy niedowiarkom. „Patrzcie – powiedzą – to nasze, przez nas
wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo i nikt nie ma prawa się przyczepić,
bo to jest kanał społeczny!”
„Niezły
kanał!” pomyśleli mieszkańcy dzielnic, których miałby spotkać wątpliwy zaszczyt
pozbycia się domów na rzecz rzeczonego kanału i komu mogły, temu włosy stanęły
na głowie, a ręce opadły. Przy czym coś tam u nich nie zadziałało tak jak powinno, bo kiedy jedni mówili już o
kanale, inni jeszcze o kopalni, jedni zapowiadali, że nie wydadzą zgody, inni
podpisywali projekty ustaw, pozwalających budować kopalnie bez zgody, potem się
okazywało, że nie wiedzieli, co podpisywali – ot, dzień z życia rządowego polityka.
Wpuszczonego w kanał, jak się okazało, bo ci, co nie wiedzieli, co podpisują,
nie dostali tyle głosów, ile potrzebowali. Ze złości nie posprzątali po sobie
bilbordów.
W
tym roku na pewno przed wyborami temat kanału i kopalni wróci, ale ważniejsze
będzie oddanie do użytku nowej drogi, która ma usprawnić dojazd z naszego
miasta do autostrady. I znów problem w tym, że to się dopiero okaże, czy usprawni, bo
droga jest nasza, a autostrada ich. I chociaż teoretycznie
wystarczyłoby tylko zrobić tak zwany węzeł, który częściowo jest przygotowany,
to oni nie planują go budować. Może
się okazać, że korki do zjazdu z nowej drogi sprawią, że jej wartość będzie
taka, jak bramek na autostradzie.
Ale należy spodziewać się przecinania wstęgi, bo takiej okazji nikt nie przepuści.
Wiadomo: sukces ma wielu ojców, dlatego to może być bardzo niebezpieczna
sytuacja, bo wielu będzie takich, co będą chcieli się zmieścić w kadrze, a ten przecież
nie z gumy. Do tego trzeba uważać, obok kogo się stoi! Bo jeśli któryś z nich stanie zbyt blisko któregoś z naszych, a jeszcze, nie daj Boże, będzie
miał przy tym zbyt życzliwy wyraz twarzy, to może następnego dnia pracy szukać!
Tu nie ma żartów.
Ostatnio podobna akcja miała miejsce, kiedy ogłaszano, że ciepłociąg, który ogrzewa część
naszego miasta, a jest ich, będzie
zasilany ciepłem z elektrowni, która teraz też jest ich. Będzie taniej i powszechniej, mówili, i nie będzie już smogu,
co do którego istnienia wśród nich
zdania, co prawda, były podzielone, ale z niechęcią przyznali, że coś tu jednak
śmierdzi. Było więc oficjalne, wspólne ogłoszenie przez naszych i nich, błyski
fleszy i wizualizacje. Nie wszyscy od nich, którzy byli na zdjęciach z naszymi dostali potem zgodę na start w wyborach...
Niestety, potem się okazało, że im to się jednak nie opłaci, żeby naszym taniej ciepło robić. I też ogłosili w błyskach fleszy, że
ciepło będzie, ale nie z elektrowni i nie taniej, bo trzeba będzie unowocześnić
starą ciepłownię, ale – bez obaw – też będzie fajnie i proszą, żeby pamiętać,
że jak już będzie, to dzięki nim.
Tego nie ogłosili już wspólnie, a nasze
władze dowiedziały się o tym z gazety. Ot, dzień z życia samorządowego
polityka.
Nasi muszą być tym dość skołowani, bo
kiedy jeden z ich radnych chciał
sobie nabić punktów i zaproponował, żeby wybudować spalarnię śmieci, która
mogłaby dać trochę ciepła i pozbyć się części śmieci, jak się to robi w
cywilizowanych krajach, to się okazało, że nasi
nawet nie biorą tego pod uwagę, bo mieszkańcy będą protestować…
I
można było zapytać, kto tu jest my, a
kto oni, bo jak trzeba było podnieść
ceny za wywóz śmieci, to mieszkańców nikt o zgodę nie pytał, za to bardzo
dokładnie nasi wytłumaczyli, że
podwyżka cen to ich wina.
Nie,
żebym w to nie wierzyła, ale generalnie z tym pytaniem mieszkańców o zdanie to
w naszym kraju nie ma jakichś bogatych tradycji, zarówno z ich jak i z naszej strony,
np. kiedy buduje się na osiedlu noclegownię dla bezdomnych i zapomina się
zapytać o zdanie sąsiadów.
Może nie ma tu znaku równości między nami a nimi, bo co jedni
robią w białych rękawiczkach, to drudzy kijem baseballowym, no ale sorry, taki a
nie inny mamy klimat.
A
klimat jest taki, że nasi chwalą się,
że walczą ze smogiem, ale robią to, co i tak muszą zrobić, czyli likwidują
kopciuchy w budynkach należących do miasta. No ale przecież mogliby nie robić
nawet tego, prawda?
Oni chwalą się, że rozdają pieniądze na
likwidację prywatnych kopciuchów, ale mało kto te pieniądze widział, bo takie
są obwarowania. Ale przecież dają, nie?

***
Niby więc rok mamy nowy, ale tak naprawdę,
zmieniają się tylko cyferki na kalendarzu. I niektóre twarze na niektórych stanowiskach. Poza tym wszystko po
staremu. Pozostaje tylko modlić się o łaskę panów, naszych i ich, ale przede
wszystkim o własne zdrowie, żeby to znosić.
Jak to drzewiej bywało i na wieki wieków
pewnie będzie. Przynajmniej dość przewidywalnie, prawda Babciu?
Całuję
Cię mocno!
Twoja
J.
Podobne:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz