wtorek, 10 grudnia 2013

28. WIELKIE UMOWNE D

Czyli "Demoniczna" historia o tym, gdzie Operator ma klienta, kiedy klient nie przeanalizuje cyrografu...
Ku przestrodze.

                Prolog

                Lipiec 2013

                Potrzebny był mi komputer i mobilny internet. Po zebraniu danych, analizie i porównaniu ofert zdecydowałem się skorzystać z promocji mojego dotychczasowego Operatora, chociaż, odkąd przestał być, na potrzeby tej historii nazwijmy go Epoką, a stał się, niech będzie umownie D-phonem, miałem wrażenie, że pewna epoka dobiegła końca…
                Przyszedłem do salonu: za biurkiem siedziała Niebieskooka i orlim wzrokiem wpatrywała się w monitor, ale zostałem zauważony. Świetny początek! Zapytałem o ofertę ze strony WWW Operatora: laptop, internet, antywirus i MS Office. Oczywiście, była dostępna.
- Czy trzymiesięczny darmowy abonament za internet dla stałych klientów też mi się należy, jeśli do tej pory korzystałem tylko z telefonu w waszej sieci?
Niebieskooka potwierdziła pomrukiem i miną pt. „Wiem, co mówię!”, nie spuszczając wzroku z monitora. Świetnie, zdecydowałem się. Umówiłem się na kolejną wizytę po odbiór akcesoriów i podpisanie umowy.
                Kilka dni później czekały na mnie komputer, modem i umowa. W umowie znalazły się kody promocji i wysokości opłat, bez szczegółów oferty. Okazało się, że trzy miesiące darmowego abonamentu nie dla mnie – Niebieskooka zdziwiła się, że nie wiedziałem… Cóż, oferta nadal mi się opłacała, więc przełknąłem to z kwaśną miną, żałując, że nie skorzystałem z Biura Obsługi nagrywającego rozmowy. Zapytałem o antywirusa i MS Office. Dowiedziałem się, że powinny być zainstalowane w komputerze. Dopełniłem formalności i wyszedłem. W domu okazało się, że nie mam ani antywirusa, ani Office’a…
                Następnego dnia musiałem wyjechać na ponad dwa tygodnie.


                Rozdział I

                Sierpień 2013   

                Po powrocie zadzwoniłem do Biura Obsługi. Konsultantka nie wiedziała, w jakiej formie powinienem otrzymać oprogramowanie. Przekierowała mnie do IT. Specjalistka z Działu IT stwierdziła, że powinienem otrzymać w salonie koperty z kodem aktywacyjnym. Przesłała mi antywirusa, niestety, w sprawie Office’a nie mogła mi pomóc.
                Następnego dnia w salonie trafiłem znów na Niebieskooką. Zrelacjonowałem jej aktualną sytuację. Okazała oburzenie na wieść o tym, że to ona powinna udostępnić mi program. W ramach odwetu na nieukach z infolinii własnoręcznie, wielkimi, wyraźnymi literami spisała moją reklamację (pisownia oryginalna):

  „DNIA 29-07-13 W SKLEPIE D-PHONE PODPISAŁEM UMOWE NA INTERNET  Z    LAPTOPEM, GDZIE MIAŁ BYĆ OFFICE KTÓREGO DO DNIA DZISIEJSZEGO NIE DOSTAŁEM, DLATEGO PROSZĘ O DOSŁANIE DO MNIE TEGO PAKIETU (W PUNKCIE TEGO NIE OTRZYMAŁEM)”.

                Zostałem poproszony o złożenie podpisu i Niebieskooka z dumą przywaliła swoją imienną pieczątkę, kwitując odbiór reklamacji.
                Operator ma 30 dni na odpowiedź. Tydzień później pilnie był mi potrzebny komputer z Officem. Kontakt z infolinią wywołał we mnie uczucie deja vu. W salonie zastałem innego konsultanta, który nie potrafił znaleźć kodu promocji, z której skorzystałem.
- Widocznie już się skończyła – stwierdził.
Sprawdzałem w domu – nie skończyła się jeszcze długo. Z wizyt w salonie ostatecznie zrezygnowałem. Oprogramowanie zainstalowałem inne (legalne).

                Rozdział II

                Wrzesień/Październik 2013       

06.09.2013r.

                Otrzymałem list od Operatora. Dowiedziałem się z niego, że skorzystałem z opcji bez MS Office, a świadczy o tym opłata początkowa. Zapłaciłem 1,23 zł, a nie 123 zł, co prosto i niepodważalnie dowodzi, że wybrałem nie ten zestaw… Oczywiście, w tej sytuacji brak jest podstaw do udostępnienia oprogramowania. Jako że moje rozumowanie podążało innymi torami, a cierpliwość, której naprawdę mam wiele, została nadszarpnięta, postanowiłem odpisać, opowiadając cały dotychczasowy przebieg akcji, nie bez uszczypliwości.

10.09.2013

                Szanowni Państwo,

                W odpowiedzi na Państwa korespondencję uprzejmie informuję, że reklamację  przyjęła ode mnie ta sama osoba, która spisywała umowę (polecam sprawdzenie podpisów), co najlepiej świadczy o tym, że deklaracja zakupu oprogramowania z mojej strony została złożona podczas wizyty w salonie. Sprzedawczyni zażądała ode mnie tylko opłaty początkowej w wysokości 1,23zł, reszta opłat została wliczona w pierwszą fakturę.
                Już na przełomie października i listopada 2012r. spotkałem się z brakiem kompetencji u pracowników Waszej firmy, kiedy to otrzymałem sms-owe potwierdzenie aktywowania usługi polecenia zapłaty, ale nikt go fizycznie nie uruchomił. W wyniku tego grożono mi nawet zawieszeniem usług telekomunikacyjnych, a skończyło się przeprosinami i „rekompensatą” w formie niepotrzebnego pakietu sms-ów. Uruchomienie usługi przerosło możliwości Operatora. Niestety, mimo ubiegłorocznych doświadczeń, znów zdecydowałem się na współpracę z Państwem i znów ponoszę tego konsekwencje. (Tu nastąpiła wspomniana opowieść) [...].
                 Program Microsoft Office jest niezbędnym narzędziem w mojej pracy, a jego dostępność w pakiecie z laptopem i mobilnym Internetem zdecydowała o wyborze Państwa usług. Czy decydując się na współpracę z Waszą firmą muszę być skazany na ponoszenie strat? Oczekuję z Państwa strony zajęcia stanowiska w sprawie umożliwienia mi korzystania z legalnego oprogramowania MS Office oraz zadośćuczynienia za poniesione straty z tytułu braku ważnego narzędzia pracy oraz czasu poświęconego na zdobycie podstawowych informacji dotyczących uruchomienia oferowanych przez Operatora usług.

 Z poważaniem
 DS

24.09.2013r.
               
                Dostałem dwa identyczne, tak samo datowane listy  od Operatora w osobnych kopertach. Biuro Obsługi Abonenta wyraziło w nich szacunek i potwierdziło, że odnotowało zgłoszenie oraz prosiło, żebym czekał na odpowiedź. Dlaczego dwa razy? Jako odpowiedź nasunęło mi się słowo określające instytucję popularną na Dzikim Zachodzie, ale powszechnie uznawane za nieprzyzwoite. Inaczej: bałagan.
               
26.09.2013r.

                Dwa dni później dostałem kolejny list. Konsultant ds. Reklamacji poinformował mnie w nim, że przeanalizował moje konto oraz dokumenty i wyszło mu, że wyjaśnienia w poprzednim piśmie były merytorycznie poprawne i mam je traktować jako wiążące, bo  nie ma podstaw do uznania moich roszczeń. Owszem, odkryli, że zdążyli mi niepotrzebnie naliczyć opłatę za antywirusa, który miał być bezpłatny, więc przepraszają i w ramach rekompensaty otrzymam zwrot na następnej fakturze. Nie jestem prawnikiem, ale zwrot i  rekompensata to dla mnie nie do końca to samo... List zawierał też formułkę, która nie zniknie już z naszej korespondencji (pisownia oryginalna):

Powyższa decyzja kończy drogę postępowania reklamacyjnego, tym samym zgodnie z §7 pkt 2 Rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 1 października 2004 w sprawie trybu postępowania reklamacyjnego oraz warunków, jakim powinna odpowiadać reklamacja usługi telekomunikacyjnej (Dz. U. nr 226 poz 2291) przysługuje prawo dochodzenia roszczeń w postępowaniu sądowym. W przypadku, gdy reklamującym jest Konsument, przysługuje dodatkowo prawo dochodzenia roszczeń w drodze postępowania mediacyjnego lub przed sądami polubownymi. Niniejsze rozstrzygnięcie znajduje uzasadnienie w przepisach ustawy z dnia 16 lipca 2004 Prawo telekomunikacyjne (Dz. U. nr 171 poz. 1800).
               
                O jakiejkolwiek możliwości pozyskania programu, nawet za opłatą, nie ma ani słowa.
                Pojęcie „sąd” kojarzy mi się zbyt czasochłonnie. Postanowiłem dalej szukać u Operatora kogoś, kto zrozumie moje pytanie. A jako że sprzedawcy akurat zaczęli dzwonić z propozycjami przedłużenia umowy na telefon, próbowałem wykorzystać okazję do rozmowy z żywym człowiekiem, żeby rozwiązać sprawę (nie ma możliwości zgłaszania reklamacji przez infolinię!). Po ustalonym przesłaniu historii reklamacji do jednej z konsultantek infolinii czekałem na odpowiedź. Niestety, nie nadeszła. Podjąłem kolejną desperacką próbę.

21.10.2013r.

Szanowni Państwo,

                Przesyłam historię reklamacji składanych od sierpnia 2013. Oczekuję merytorycznej odpowiedzi, ponieważ ostatnia w skrócie brzmi: pomidor. Do tej pory dowiaduję się tylko, że, Waszym zdaniem, wszystko jest ok. Chciałbym się wreszcie dowiedzieć, jakie warunki musiałyby zostać spełnione, żeby Wasza firma umożliwiła mi korzystanie z legalnego programu MS Office na zakupionym u Was komputerze.  Zaznaczam, że Państwa dotychczasowy sposób traktowania mnie jako klienta uważam za wzorowo zniechęcający do dalszej współpracy. Od rozwiązania opisanego powyżej problemu uzależniam pozostanie w Państwa sieci z dotychczasowym numerem. Sądząc z dotychczasowego postępowania, nie przejęliby się Państwo zbytnio naszym rozstaniem.

 Z poważaniem

 DS
               
                Rozdział III

                Listopad 2013

07.11.2013r.

                Otrzymałem mailowo odpowiedź na mój ostatni list. Znów dowiedziałem się, że przecież już mi odpowiadano! Ale bystra Konsultantka, mając na uwadze fakt, iż po raz kolejny zwracam się do Operatora w tej samej sprawie, wnioskuje, że dotychczas udzielone wyjaśnienia nie są dla mnie wystarczające. Dostąpiłem więc zaszczytu bycia oświeconym przez panią Konsultantkę, że skorzystałem z opcji bez MS Office, a świadczy o tym opłata początkowa. Zapłaciłem 1,23 zł, a nie 123 zł, co prosto i niepodważalnie dowodzi, że wybrałem nie ten zestaw, o czym zostałem już poinformowany w poprzednich pismach. Ponadto, gdybym wybrał ofertę z MS Office 2010, przecież otrzymałbym  klucz produktowy umożliwiający aktywację ww. oprogramowania. Skoro nie otrzymałem, jest to kolejny dowód na to, że nie skorzystałem z właściwego pakietu. Że też wcześniej na to nie wpadłem!
                Bystra pani, biorąc pod uwagę powyższe wyjaśnienia oraz fakt, iż na koncie mojego numeru nie został odnotowany żaden błąd pracownika Operatora, informuje, że nie stwierdza błędu po stronie Operatora.  Ta żelazna logika pozbawiła mnie argumentów. Ale ostateczny cios padł w kolejnych wersach.
                Pani Bystra dobiła mnie, stwierdzając, że sam sobie jestem winien, ponieważ (pisownia oryginalna): Osoba zainteresowana zawarciem Umowy  w sytuacji, jeśli nie zapozna się ze wszystkimi warunkami, na jakich usługi mają być świadczone, gdy nie otrzyma załączników do Umowy lub, gdy nie uzyska wystarczających wyjaśnień w zakresie ewentualnych wątpliwości może odmówić złożenia podpisu na Umowie, gdyż zawarcie Umowy jest świadomą decyzją a zarazem przejawem wolnej woli tej osoby. Jeśli jednak pomimo braku wiedzy na temat warunków Umowy, Umowa zostanie zawarta Abonent ponosi ryzyko ich nieznajomości.
                Już stary poczciwy Twardowski dostał nauczkę: podpisałeś? Mamy cię! Czyli jednak cyrograf… Są siły, z którymi się nie negocjuje. Chyba że przed Sądem i to raczej Ostatecznym.
                Jako krwiopijcy, próbującemu stale wbić swe kły w smukłą szyję firmy z wielką literą w logo, został mi w serce wbity osinowy kołek w postaci uświadomienia mi własnej naiwności... Wieko trumny z wielkim napisem REKLAMACJA BEZZASADNA zatrzaśnięto za mną z hukiem, a przysypano ziemią w rytm oświadczenia, że Prawo Telekomunikacyjne określa proces reklamacyjny jako proces jednej instancji. Z tego nie miałem się już podnieść.
                 Niczym zombie postanowiłem wybełkotać z siebie ostatnie żale.

Dzień dobry.

                Z przykrością muszę, stwierdzić, że wyjaśnienia nie są wystarczające, ponieważ od 3 miesięcy nikt nie był w stanie ustosunkować się do pytania: "jakie warunki musiałyby zostać spełnione, żeby Operator umożliwił mi korzystanie z legalnego programu MS Office na zakupionym u Niego komputerze?".  Domyślam się więc, że obecnie nie jest to już możliwe. Zwracam uwagę, że sformułowanie: "brak jest podstaw do udostępnienia oprogramowania", nie odpowiada w pełni na moje pytanie. Wierzę, że analizę znaczeniową tych dwóch zdań mogę sobie tutaj darować.
                O tym, że pracownicy Operatora nie wiedzą, w jaki sposób firma sprzedaje program MS Office (przekazanie aktywacyjnego klucza produktu), najlepiej świadczy spisanie reklamacji w salonie przez tę samą osobę, która spisała umowę oraz rozmowy telefoniczne z Biurem Obsługi i działem IT. Wniosek stąd taki, że firma telekomunikacyjna ma poważny problem z komunikacją wewnętrzną.
                Co do treści umowy: zakres usług zapisany jest głównie za pomocą nazw pakietów i skrótów. Niestety, informacje o nich uzyskałem ustnie od pracownika salonu, a nie mam zwyczaju nagrywać każdej rozmowy, przywykłem zakładać uczciwość rozmówcy. Mam też teraz świadomość, że mój podpis zwalnia Państwa z racjonalnej analizy faktów.
                Rozumiem, że statystyki "bezzasadnych" reklamacji są ważniejsze dla firmy, aniżeli satysfakcja klienta. Zapewniam Państwa, że nie uważam Państwa firmy za godną polecenia i z pewnością będę odradzał wszystkim, którzy zechcą wziąć moje zdanie pod uwagę, współpracę z Państwem.
                Przez cały czas trwania procedury reklamacyjnej nikt z Państwa strony nie zaproponował rozwiązania problemu, skupiając się jedynie na odrzuceniu wniosku. Z góry założyli Państwo moją nieuczciwość.
                Życzę Państwu wiele samozadowolenia z utrzymywania takich standardów obsługi klienta.

                Z poważaniem.

                DS

26.11.2013r.

                Na nieszczęsnych pracownikach Działu Reklamacji w D-phone chyba spoczywa przykry obowiązek odpowiadania na każdy mail wysłany ze strony Operatora. Domyślam się, że jest to uciążliwe, ponieważ z ostatniego listu wiało trupim chłodem. Nie pojawiło się w nim już nic, czego nie byłoby we wcześniejszych, poza wyraźnym zniecierpliwieniem:  przesyła Pan do nas kolejne pismo w sprawie pakietu Microsoft Office (…) moje pismo, po ponownym zweryfikowaniu przeze mnie udzielonych dotychczas wyjaśnień, proszę potraktować jako wiążące i ostateczne podtrzymanie dotychczasowego stanowiska. Ufam, że informacje zawarte w naszych odpowiedziach w sposób przejrzysty wyjaśniają Pana wątpliwości. Zobowiązana jednak jestem nadmienić, że jako Sekcja Reklamacji, zakończyliśmy drogę postępowania reklamacyjnego.
                Na końcu, oczywiście, formułka radząca mi udać się do sądu.
                Głową muru nie przebiję. A tym bardziej betonu krypty opatrzonej siedmioma pieczęciami…
                Farewell…          


                Epilog

                Moje „roszczenie” brzmiało: oczekuję z Państwa strony zajęcia stanowiska w sprawie umożliwienia mi korzystania z legalnego oprogramowania MS Office oraz zadośćuczynienia za poniesione straty z tytułu braku ważnego narzędzia pracy oraz czasu poświęconego na zdobycie podstawowych informacji dotyczących uruchomienia oferowanych przez Państwa firmę usług. Taką formę przybrało po pierwszym odrzuceniu reklamacji, z mojego punktu widzenia ewidentnie wynikającej z niedouczenia pracowników Operatora. Świadomie nie stosowałem słowa „udostępnienie”, zakładającego brak płatności, licząc się z sytuacją, w której Operator nie chciałby z jakichś względów prawnych przyznać mi racji, ale zaproponowałby inne rozwiązanie satysfakcjonujące obie strony. Być może żądanie „zadośćuczynienia” skłoniło specjalistów d.s. reklamacji do okopania się na swojej pozycji i dlatego bez szat pokutnych i pielgrzymki do salonu na kolanach nie miałem szans na potraktowanie mnie jak klienta, a nie oszusta. Niestety, koszty związane z przeciągającym się procesem reklamacyjnym poniosłem ja, a nie Operator.
               
                Ta historia przybrała formę pomstowania sfrustrowanego klienta na bezdusznego Operatora. W rzeczy samej, tym właśnie jest. Ale płynie z niej przestroga dla ewentualnych następnych naiwnych i nauka o ślepych uliczkach, w które trafia każda korporacja. Bo w korporacji pracownik odpowiada za określony zakres zadań i nie ma żadnego pola manewru poza stosowaniem gotowych procedur, z których jest rozliczany, jeśli tylko to możliwe – w cyfrach. Ale życie często tym procedurom się wymyka, a analiza statystyk okazuje się sztuką niełatwą: nikt nie dostrzegł jeszcze związku między podejściem do klienta, a niechlubną pozycją lidera w rankingu najczęściej opuszczanych sieci. Nie pomagają miliony wydawane na marketing i wyścigi z konkurencją, gdy procedury zwalniają z myślenia i każą szczerzyć na klienta kły. Kiedy statystyka staje się ważniejsza od człowieka, pozostaje tylko wielkie D…


                Post scriptum

                Przed upływem terminu przejścia do nowego operatora, zadzwonił konsultant dotychczasowego z pytaniem, co wpłynęło na moją decyzję o odejściu?... 




                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz