Kochana Babciu!
Wiesz
co to jest „dyskont”? To jest taki sklep, który w nazwie ma „spożywczy”, ale
można tam kupić różne rzeczy, na przykład odzież albo narzędzia. O każdej porze roku coś innego.
Czasami nawet tanio. Nie wiem, czy Ty z takich sklepów korzystasz, bo niektórzy
uważają, że bywanie tam świadczy o nieznajomości dobrych manier. Dlatego pod
dyskontami na naszym osiedlu parkują samochody (na pewno nie dyskontowe) z rejestracjami
głównie z innych miast, chociaż tam są takie same sklepy. Za to pewnie
niejeden nasz sąsiad jeździ na zakupy do takich samych sklepów w innych
miejscowościach albo dzielnicach. Ale my się tym nie przejmujemy i robimy
zakupy w marketach niedaleko domu.
Najważniejszym
źródłem wiedzy o dyskoncie jest gazetka, którą co tydzień można znaleźć w paczce
makulatury zapychającej skrzynkę pocztową. Z tej gazetki można się dowiedzieć, na
przykład, że w nadchodzącym tygodniu w pobliskim sklepie będzie
tydzień odzieży damskiej. Chociaż nikt się nie przyznaje do czytania tych
gazetek, tylko każdy psioczy, że ich tak dużo podrzucają, to w dniu rozpoczęcia
promocji pod drzwiami sklepu, z twarzami przyklejonymi do szyby, jak stado rybek
glonojadów, czeka już grupa chętnych do skorzystania z oferty. A później, przy
koszach z towarem odbywają się sceny, przy których kozacki podział łupów w
obozie pospolitego ruszenia w „Ogniem i
mieczem” to „Teletubisie”...
Czasami
mama też znajduje coś dla siebie w gazetce, a że rano, kiedy otwiera się
dyskont, akurat jest w pracy, zlecenie na zakupy dostaje tata. Tata trochę boi
się przepychanek z zaprawionymi w bojach łowczyniami promocji i ma swoje,
pacyfistyczne metody. Ostatnio poszłam z nim i mogę Ci jeden sposób zdradzić.
Ty też możesz go wykorzystać, jeśli poprosisz o pomoc dziadka, tylko nie mów
nikomu więcej…
Wyglądało to tak…
Poranne
słońce oświetla parking marketu, przez który kroczymy z tatą. Przeciwsłoneczne
okulary (z promocji) nadają nam takiej powagi, aż drzwi rozsuwają się szybciej
niż przed innymi. Widziałaś „Leona
zawodowca”? Jeśli tak, to łatwiej Ci wyobrazić sobie, jak wyglądamy.
Bierzemy kurs na tę część sklepu, gdzie trwają łowy. Słychać i widać z daleka,
bo fruwa towar i opakowania, a klientki ściśnięte, że szpilki między nimi nie
przepchniesz, łokieć w łokieć, pierś w pierś, w pocie czoła wyszukują okazji w
swoich rozmiarach. Nieliczni mężowie czają się po kątach między narzędziami,
artykułami na grill, a wyrobami alkoholowymi. Tata, jedyny pan w promieniu
kilku metrów, staje za plecami zaaferowanych klientek, przykłada do ucha
telefon i, nie ściszając głosu, zaczyna mówić:
- Halo!
Kochanie? Jestem właśnie w sklepie. Bardzo ci zależy na tych spodniach? Ale przecież
mnie uduszą w tym ścisku! Naprawdę! Mówię ci, ostatni raz taki tłum widziałem,
jak z rodzicami za papierem toaletowym staliśmy gdzieś w osiemdziesiątym
siódmym! Chyba widzę tu nawet te same twarze. Rozumiesz: przyzwyczajenie jest
drugą naturą. – ruchy klientek stają się trochę spokojniejsze. Udaje nam
się dopchnąć do jednego z koszyków.
- No,
spróbuję, spróbuję… Ale ciężko będzie. Boże, co tu się działo? Wszystko przekopane,
rozwalone, jak tu cokolwiek znaleźć? Co za stado bydła tędy przeszło? Kochanie,
ty też zostawiasz po sobie taki bałagan, kiedy jesteś na zakupach? Nie? Akurat…
– promocyjna gorączka wokół słabnie, gesty nielicznych pozostałych przy koszach
klientek stają się coraz bardziej dostojne. Już udaje nam się swobodnie
przemieszczać między koszami.
- Chyba mam
to, co chciałaś… Nie! za duża! Ta też. I ta też. Wszystkie za duże! Mówisz, że
oni tutaj stawiają na duże rozmiary? Ale żeby od razu na hipopotamy? – nagle
wszystkie kosze z odzieżą pozostają do naszej wyłącznej dyspozycji! Wszystkie
rozpalone zakupowym szałem damy tracą zainteresowanie najmodniejszą w tym sezonie
odzieżą w rewelacyjnych cenach i znikają w alejkach z artykułami spożywczymi, a
my pozostajemy na pobojowisku całkiem sami. Tata chowa telefon, znajduje
odpowiedni rozmiar i, jak na zawodowców przystało, dziarskim krokiem udajemy
się ze zdobyczą w stronę kasy. Zadanie wykonane!
Zanim
znikniemy za zakrętem, rzucam jeszcze okiem na kosze z promocją: walka zaczyna
się od nowa…
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz