piątek, 18 lipca 2014

72. SOBOTA W WIELKIM MIEŚCIE CZ II : POPOŁUDNIE.

Kochana Babciu!
               

                Sobotnie popołudnie z początku jest leniwe, jak urzędnik w piątek po przerwie obiadowej. Ale czym bliżej zmierzchu, tym więcej zjeżdża się samochodów w okolice rynku. To młodzież w wieku od lat 13 do 53. A kiedy młodzież zajeżdża autem do miasta się bawić, to musi być widoczna i słyszalna z daleka, dlatego nie zajeżdża byle czym!
                Chociaż mówi się, że „nie szata zdobi człowieka”, to przecież każda kobieta wie, że tak się tylko mówi. Kiedyś panowie nie przywiązywali wagi do swojego wyglądu, bo ich ozdobą był samochód. Mama mówi, że niedługo więcej spirytusu będzie się używało w męskim przemyśle kosmetycznym niż spożywczym, tak się czasy zmieniły, ale nadal auto ma duży wpływ na budowanie wizerunku „prawdziwości” mężczyzny.
                Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz, Babciu, ale podobno dziewczyny najbardziej lubią sportowe samochody, dlatego każdy kawaler chce taki mieć. Tata mówi, że te najlepsze są bardzo drogie i jeżeli tatuś kawalera nie figuruje ani na liście Forbesa, ani policji, to raczej takiego synkowi nie kupi. Dlatego kawalerowie radzą sobie inaczej.



                Wiesz, Babciu, co to jest „tuning”? Tata mi wytłumaczył: w polskim wykonaniu to takie przerobienie auta, po którym jest ono mniej ekonomiczne, mniej praktyczne i mniej ekologiczne, niż zostało zaprojektowane. Za to (podobno) jest ładniejsze i szybsze, a na pewno głośniejsze. No i daje poczucie prawie spełnionego marzenia... Bierze się starego volkswagena, forda albo opla – takiego, co to „Niemiec płakał, jak sprzedawał”. Taki Niemiec, którego prapradziadek uciekał spod Wiednia przed Sobieskim i zabłądził. Dobrze, żeby pół tylnej szyby zajmowała stara nalepka z literką „D”, ale każdy kawaler wie też, że niemieccy konstruktorzy o estetyce nie mają pojęcia i sylwetkę automobilu należy poprawić, czyli „spersonalizować”.

                Przede wszystkim zakłada się nadkola z jeepa, a koła z małej ciężarówki. Koniecznie trzeba choć trochę przysłonić lampy kawałkiem blachy, żeby nadawały samochodowi bardziej „drapieżny” wygląd – takie wąskie szparki oczu polującej pumy, rozumiesz? Z tyłu obowiązkowo musi być ogromna rura wydechowa, a najlepiej dwie, żeby ten, co jedzie za nim, nie odważył się ścigać! Do tylnej klapy przymocować należy wielkie skrzydło jak z boeinga, żeby samochód lepiej „trzymał się drogi”, kiedy na oponach zaniknie reszta bieżnika. Opony powinny być szerokie i niskie, żeby lepiej było widać felgi w jakimś przyciągającym wzrok kolorze, względnie aluminiowe. Ale najważniejsze, żeby taki wóz był niski. Tak niski, żeby wyglądał jak przyssana do podłogi szczotka odkurzacza, gdyby dookoła przypiąć mu włoski. No i w takim sportowym aucie nie wypada używać bagażnika! Dlatego cały zajmuje jedna kolumna ze specjalnie wzmocnionymi niskimi tonami. Takim dziełem sztuki ludowej dopiero można jechać się bawić! Jeżeli nie potrafisz sobie takiego auta wyobrazić, wpisz w wyszukiwarkę hasło „Mad Max”.
                Jadą potem Wiejską do miasta: silniki warczą jak traktory przy orce, basy z kolumny dudnią, aż lakier pęka na gipsie karoserii i podskakują położone pod szybami tablice rejestracyjne (odległe, okoliczne i miejscowe), które nie chcą się trzymać na szpachli zderzaków. Dżentelmeni za kierownicami pieszczą gałki skrzyni biegów dłońmi z czarnymi paznokciami - nie od ciężkiej pracy, żeby zarobić na chleb! Nie, ręce mają zniszczone od ciągłego grzebania w swoich maszynach, żeby utrzymać je przy życiu do następnej soboty. Tak naprawdę są informatykami. Wiem, bo ciągle powtarzają, że jadą się „resetować”.
                Wiozą swoje dziewczyny do dyskoteki. Niektórych z tych dziewczyn szata na pewno nie zdobi, bo jest jej za mało. Kiedyś byłam z tatą na nocnym dyżurze w aptece niedaleko dyskoteki i widziałam, jak trzęsły się z zimna w ubraniu, które wyglądało jak bielizna. To dlatego, że panom te ubrania podobają się jeszcze bardziej niż paniom sportowe samochody…
                Kawalerowie za to obnoszą się z odświętną sportową odzieżą i biżuterią solidną jak ze sklepu budowlanego. Na nosach mają obowiązkowe ciemne okulary, które mają im nadać tajemniczego wyglądu. Tata twierdzi, że noszą je po to, żeby ich dziewczyny nie widziały, na co patrzą w dyskotece… Z parkingu do lokalu jest niedaleko i raczej nie ma na co wpaść po ciemku w przeciwsłonecznych okularach, ale na wszelki wypadek dżentelmeni obejmują swoje dziewczyny i nie tylko wygląda to, jakby na nich wisieli, ale naprawdę tak jest…
                Potem zabawa trwa aż do białego niedzielnego rana. A dalej, to już zupełnie inna historia…

Całuję Cię mocno!

1 komentarz: