Pałac w Rzuchowie |
„Od 1945 roku do dziś na Dolnym Śląsku bezpowrotnie unicestwiono około 800 zabytkowych rezydencji. Niewiele ucierpiało wskutek działań wojennych. Przede wszystkim były rozkradane, dewastowane i burzone z przyczyn narodowych, ideowych i klasowych lub dla zaspokojenia barbarzyńskiej woli zniszczenia. Przepadł wielokulturowy dorobek kilku stuleci, wspaniała architektura, niezliczone dzieła sztuki, słynne w Europie niezwykłe założenia parkowe. Dziś już nawet nie wiemy, gdzie znajdowały się niektóre dwory i pałace. Pozostały jedynie zdjęcia...”
„Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”
(Ludwig Wittgenstein)
Jakiś czas temu świat obiegła informacja, że w
pewnym włoskim miasteczku, podczas świętowania jakiejś rocznicy przez rajców w
miejskim ratuszu, wystrzelony korek z szampana zrobił dziurę w zabytkowym
obrazie. Niefrasobliwość rozochoconych radnych wywołała ogólne rozbawienie,
zwłaszcza że komunikat prasowy kończył się informacją, że nieostrożny obywatel,
który nie zapanował nad korkiem, zobowiązał się pokryć koszty renowacji obrazu.
Zapewne to właśnie ta skrucha wzbudziła największą radość w kraju nad Wisłą,
gdzie zabytek, mimo że według
prawnej definicji ma być pamiątką, to jednak zgodnie ze znaczeniem, jakie niosło
to słowo jeszcze w czasach Piastów, jest to coś, o czym należałoby jak
najszybciej zabyć
(zapomnieć). Zapewne mało kto rozumie to tak dobrze jak Pan.
Po lekturze każdego Pańskiego wpisu na temat niszczejących zabytków jestem pełen podziwu dla Pańskiego uporu i myślę sobie, że zacne jest to, co Pan robi. Właśnie zacne, bo chociaż słowem tym raczej określano ludzi niż ich poczynania, to jego znaczenie związane z szacunkiem i archaiczny wydźwięk, wywołujący pobłażliwy uśmieszek na twarzach „poważnych” osób, najlepiej oddają sens Pańskiego działania.
Niestety, odnoszę też wrażenie, że mimo,
wydawałoby się, oczywistych racji związanych z walką o ratowanie materialnych
świadectw kultury nie tylko Dolnego Śląska, skazana jest ona na
zakwalifikowanie do pewnego rodzaju donkiszoterii.
Piękna
Dolnego Śląska nie zakwestionuje nikt, kto chociaż raz, zwłaszcza w maju,
przejechał drogą nr 35 z Wrocławia do Świdnicy, DK 46 z Nysy do Kłodzka czy DK
5 ze Strzegomia do Jeleniej Góry i miał okazję podziwiać harmonię
średniowiecznej zabudowy miast i wiosek, czerwieni dachówek, zieleni i złota
pól na tle majestatu Sudetów. Nie podważą zachwytu, a może nawet wzmocnią, widoczne lata
zaniedbań na rynku Chełmska Śląskiego, przedmieściach Wałbrzycha czy dworcu w Lubawce, na widok których w gardle rośnie ciężka gruda żalu i złości. Niestety,
nie wszystkim. Czyżby wrażliwość
była użytkownikom naszego języka wraża,
bo pochodzi od jakiegoś tajemniczego wroga?
Skute niemieckie napisy
na przydrożnym krzyżu.
Krzeszów.
|
Wiele zostało napisane
na temat wyobcowania mieszkańców Ziem Odzyskanych i zderzenia repatriantów
z obcą kulturą. O poczuciu krzywdy i bezsilnej nienawiści do wszystkiego, co
kojarzyło się z germańskim kręgiem kulturowym, o braku poczucia bezpieczeństwa,
pewnej przyszłości i ciągłości tradycji. W wydarzeniach z lat czterdziestych XX
wieku długo dostrzegałem racje tłumaczące różnice, których nie da się nie
zauważyć, kiedy, podróżując po Polsce, porównuje się niszczejące zabudowania
wsi Dolnego Śląska, z zadbanymi wioskami sąsiedniej Opolszczyzny czy
Wielkopolski. I na pewno za pomocą tych argumentów wiele można wyjaśnić – nawet powojenne konkursy w demolowaniu
pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim i mnóstwa innych. Postępującą przez późniejsze
lata dewastację „feudalno-kapitalistycznych” majątków można zrzucić na karb
rewolucyjnej dialektyki. Ale dokonania ostatniego ćwierćwiecza poddają w
wątpliwość wszystkie wymówki przypisywane skomplikowanej przeszłości, bo dokonanie, jak nigdzie indziej,
oznacza tutaj powolne konanie.
Oczywiście, nie wszystko zostało skazane na
zagładę. Jak tureckimi chorągwiami zdobytymi przez Sobieskiego pod Wiedniem, uwielbiamy
chwalić się tabliczkami UNESCO na zamku w Malborku. Równie dobrze, choć jednak
mniej spektakularnie, prezentują się te tabliczki na Kościołach Pokoju w
Jaworze i Świdnicy. Niecierpliwie przebieramy nogami, żeby zawiesić je wreszcie
na katolickich murach opactwa w Krzeszowie. Nic jednak nie sprzeda się tak
dobrze, jak kalendarze ukazujące Zamek Książ z lotu ptaka na tle jesiennej
szaty otaczających go lasów. Niestety, rzadkie sito naszej narodowej
wrażliwości nie zatrzymało takich pereł jak Goszcz, Szczodre, Grodztwo czy
Bobrów i wiele im podobnych. I choćby Wrocław piękniał w nieskończoność, a
ruiny starówki Głogowa udało się do końca zabudować styropianowymi replikami
kamienic, to i tak nie wyprzemy się już naszego narodowego barbarzyństwa, bo zgodnie z greckim rodowodem tego słowa, dla
świata szeroko pojętej kultury, jako społeczeństwo pozostajemy cudzoziemcami.
Dworzec kolejowy
Rybnik - Paruszowiec
|
Pałac w Rzuchowie |
Architektura współczesna i lwy
Rybnik
|
Bałagan w znaczeniach słów dotyczących pamięci ma jeszcze jedną warstwę. Chyba żeby nie zapomnieć o niektórych zabytkach, istnieje w polskim prawodawstwie pojęcie „pomnika historii”. Może i nie brzmi mądrze, bo przecież pomniki zwykło się stawiać ludziom, wydarzeniom lub ewentualnie przyrodzie, a nie historii, ale ma to jednak swój głęboki sens. Jak wiadomo, pomniki w Polsce zawsze są modne, chociaż, zależnie od czasów, zmieniają się rzeźby na cokołach. Nic dziwnego: pomnik pochodzi od pomnieć, czyli pamiętać, w przeciwieństwie do zabytku. Zgodnie z tym znaczeniem „pomnik historii” przestaje być zwykłym zabytkiem i nabiera większej wartości dla „dziedzictwa kulturalnego Polski”.
Rybnik-Zamysłów
|
Gorzkimi refleksjami w pochmurny lipcowy dzień
z wyrazami szacunku
dzieli się z Panem
Czytelnik
Witamy!
OdpowiedzUsuńDziękujemy - Ewa i Marek - za to dość kompletne podsumowanie i sytuacji zabytków w Polsce, i działań Fanów zabytków, a także braku działań kompetentnych urzędów od MKiDN poczynając, aby ten stan jak najrychlej zmienić, a upadek i zapomnienie zabytków powstrzymać. Szczególnie bolesne jest to: "Ale dokonania ostatniego ćwierćwiecza poddają w wątpliwość wszystkie wymówki przypisywane skomplikowanej przeszłości, bo dokonanie, jak nigdzie indziej, oznacza tutaj powolne konanie." - nasza młoda demokracja nie potrafiła i dalej ciągle nie potrafi zadbać o dziedzictwo narodowe choćby w stopniu powstrzymującym od dalszej dewastacji wielu obiektów, które zachowane być powinny, aby cicho i skromnie mogły doczekać do lepszych czasów i koniunktury nakierowanej na rozsądne gospodarowanie tym co w wyniku historycznych rozstrzygnięć dostało się nam na własność jako państwa.
Witam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTakie głosy jak Państwa, na szczęście nie odosobnione, napawają optymizmem: dzięki Państwu i innym osobom popularyzującym wśród rodaków świadomość wartości naszego "dziedzictwa narodowego" (przydałoby się jakieś mniej oficjalne określenie, ale brak takiego w języku też chyba o czymś świadczy) istnieje szansa, że zmieni się mentalność większej części społeczeństwa. Chyba tylko taka "oddolna rewolucja" daje nadzieję na poprawę obecnej sytuacji.
Dziękuję i pozdrawiam.