Kochana Babciu!
Miałam
niedawno bardzo dziwny sen.
Śnił mi się Stumilowy Las, ale jakiś taki zmieniony:
smutny, postarzały i pusty. Drzewa pozbawione liści, a niebo szare jak osiedlowe
podwórko. Pochmurno i ciemno tak, że trudno określić czy to zmierzch, czy świt
– jak u nas na przełomie listopada i grudnia. Pod domek Kubusia Puchatka
skradały się dwie postacie w czarnych mundurach i kominiarkach, z których wystawały
tylko długie uszy. Nagle jeden wybił kolbą karabinu szybę w oknach, drugi
wyważył drzwi, wpadli do środka, wyciągnęli zaspanego Puchatka z łóżka, rzucili
na ziemię i krzycząc coś o synach suk, oporze i strzelaniu, padli na niego,
próbując założyć kajdanki na łapki, z których ciągle zsuwały się stalowe obręcze.
W końcu jeden z zamaskowanych długouchych rzucił kajdanki w kąt, zaklął brzydko
i powiedział:
- Nawet aresztować cię nie
można zgodnie z procedurą, dziwaku! – po czym wyciągnął igłę i nici, żeby
unieruchomić pluszowe łapki oszołomionego misia…
- Ale o co wam chodzi,
panowie? Myślę, że to bardzo niegrzeczny sposób na budzenie misia przed
wschodem słońca…
- Zamknij się! – wrzasnął
jeden z napastników i kolbą przycisnął łepek Kubusia do podłogi, dopóki drugi
nie zakończył szwu grubym supłem. Potem zarzucili Kubusiowi na głowę kawałek
prześcieradła i wykręcając mu ręce, wyprowadzili na podwórko, gdzie czekał już
na nich okratowany bus, do którego szybko wsiedli i ruszyli, zostawiając za
sobą tumany kurzu…
Zdziwiony
Kubuś siedział na krześle w jakimś urzędowym gabinecie. Przed nim, za wielkim
biurkiem duży miś, łysy miś - w garniturze, z krawatem i z posiwiałym pyskiem,
jedno ucho klapnięte miał. Za nim, na ścianie wisiało wielkie godło i jeszcze
większy krzyż. Na skórzanej kanapie pod ścianą rozsiadł się wielki, wygolony
knur w rozchełstanej koszuli, spod której wystawał wielki, złoty łańcuch. Obok
Puchatka, już bez kominiarek, ale ciągle w bojowych uniformach stały dwa
wystrzyżone na jeża króliki – bliźniaki, gotowe w każdej chwili obezwładnić
misia. Chudy i rozczochrany zając w wytartej marynarce i okrągłych okularach
chodził nerwowo z kąta w kąt z założonymi na plecach rękami. Na biurku przed
Kubusiem leżał mały woreczek z jakimiś suszonymi ziółkami.
- Skąd to masz? – zapytał zając, stając nad
Kubusiem i patrząc mu uważnie w oczy.
- Nigdy tego nie widziałem. Znaleźliście to u mnie?
Ojej! Może to Kłapouszka? Zgubił i teraz szuka po całym lesie?..
- Wiesz ile lat strychu grozi za posiadanie
zielska? – zając udał, że nie słyszał słów misia.
- To już nie wolno uprawiać ziółek? Oj, Królik się
zmartwi, kiedy mu o tym powiem… - z niezmienionym,
głupkowatym wyrazem pyszczka odpowiedział pluszowy miś. Zając popatrzył na
niego uważnie przez chwilę, potem na misia za biurkiem, a potem znów na
Puchatka i wycedził przez zęby:
- Jak ci się szczury do trocin dobiorą, to ci nawet
Krzyś nie pomoże!
- Aj! Czyżbym znów się gdzieś rozpruł i sypał
trocinami? – Kubuś spróbował obrócić się na krześle, żeby sprawdzić stan swoich
szwów na plecach, ale króliki szybkim chwytem ramion unieruchomiły misia.
Niedźwiedź za biurkiem wziął głęboki oddech, pochylił
się nad biurkiem w stronę Kubusia i spoglądając na niego z politowaniem, powiedział:
- Puchatku, nie rób z nas idiotów. Nadpobudliwy
Tygrys, paranoiczny Prosiaczek, znerwicowany Królik, osioł z depresją, ta cała
twoja domorosła filozofia - przecież wy tam w tym Stumilowym Lesie już na
pierwszy rzut oka wyglądacie jak niedofinansowany oddział leczenia uzależnień…
- Uszatku, nie znam żadnej Zofii i nie wiem, o jaki
oddział ci chodzi, ale też nigdy nie ukrywałem, że jestem misiem o bardzo małym
rozumku. Strasznie burczy mi w brzuszku, czy moglibyście już odwieźć mnie do
domu? Nie mogę się skupić, kiedy pomyślę, że ja siedzę sobie tutaj z wami, a
tam tęskni za mną pięć garnuszków z miodem…
Zając podbiegł do Kubusia, cały czas trzymając ręce
na plecach.
- Miód? Na pewno też z jakiejś nielegalnej rozlewni
ukrytej w tym waszym lesie?!
- Prawda, może
podbieranie miodu pszczołom nie należy do najszlachetniejszych zajęć, ale czyż
może być coś przyjemniejszego od brzuszka wypełnionego… - Bum! Zając uderzył z
wściekłością pięścią w biurko, a Puchatek aż podskoczył, ale miś w garniturze
skinął tylko na rozzłoszczonego zająca i ten opuścił pomieszczenie trzaskając
drzwiami.
Miś za biurkiem oparł się wygodnie i przyglądał
uważnie żółtemu pluszakowi.
- Wiesz co, Kubusiu? Ja to cię nawet lubię. Trudno
nie czuć sympatii do takiej półgłówkowatej poczciwiny w za krótkiej bluzce, bez
majtek… - Uszatek pochylił się nad biurkiem i zaczął mówić szeptem - A może ty
w ogóle nie jesteś Kubuś, tylko Kubusia, co?...
- Uszatku, nie wiem, czym ty się tu teraz zajmujesz,
ale wydaję mi się, że jesteś zmęczony. Może byśmy tak, jak za dawnych czasów,
po garnuszku…
- O! Jest i próba przekupienia funkcjonariusza
państwowego! – wrzasnął od progu wracający z kawą zając – kolejne pięć lat
strychu!
- No widzisz Puchatku – ciągnął miś w krawacie już
nie szeptem, ale wciąż patrząc Puchatkowi w oczy – tylko się pogrążasz. Ty po
prostu nigdy nie byłeś stworzony do naszej rzeczywistości. U nas nie ma miejsca
dla takiej ciamajdy z głowami w obłokach. To nieszczęśliwy kraj jest, tu trzeba
twardo stąpać po ziemi, zwłaszcza kiedy trzeba młodzieży przykład dawać. Ten
naród potrzebuje słusznych, rodzimych wzorców, bohaterów bez nałogów, prostych,
konkretnych zasad i każdy musi wiedzieć, co mu grozi, za ich nieprzestrzeganie.
- Ma się rozumieć! – ożywił się knur na skórzanej
kanapie.
- Tutaj, jak jest tygrys, to ma być siła, odwaga i
walka, a nie jakieś „brykanie”. Jak jest prosię, to ma być świnia, a nie różowa
mysz.
- O!o! – ponownie włączył się do rozmowy knur.
- Nie może być tak, że w bajce jest maleństwo, jest
mama, a nie ma taty – to już lepiej żeby sierotą było, wtedy jest dramat jakiś,
poważna sprawa, życiowa, a nie jakieś promowanie nieobyczajnych zachowań. No i
odzież jakąś, na miłość boską, trzeba na sobie mieć! – niedźwiedź wyraźnie się
zdenerwował i nawet klepnął otwartą łapą w biurko, ale zaraz opadł na oparcie
swojego fotela, nie spuszczając Puchatka z oka. Zapanowała niezręczna cisza.
Uszatek podniósł słuchawkę stojącego na biurku telefonu, wybrał numer i rzucił
parę słów. Po chwili do gabinetu weszła Złotowłosa i z czarującym uśmiechem
postawiła przed Kubusiem pękaty garnuszek pełen miodu. Puchatkowi aż oczy
błysnęły i już miał wyciągnąć łapki po naczynie, ale króliki znów osadziły go
na miejscu. Złotowłosa ucałowała Uszatka w policzek i wyszła, a wszyscy zebrani
odprowadzili ją wzrokiem, poza Puchatkiem, który ze zmartwioną miną nie mógł
oderwać oczu od garnuszka. Uszatek, już spokojniejszy, odezwał się ponownie:
- Musisz zrozumieć, Kubusiu, że nie możemy dopuścić
do tego, żeby taki element kulturowo obcy, jak ty, patronował u nas
przedszkolom, placom zabaw, czy jeszcze czemuś innemu.
- Co ty w ogóle zrobiłeś dla tego kraju? – wtrącił
się znów poirytowany zając – kiedy ty załatwiałeś swoje konsumpcjonistyczne
potrzeby w dziuplach z miodem, my przygotowywaliśmy młodzież do życia w
społeczeństwie, kształtowaliśmy postawy! To my wychowaliśmy kilka pokoleń
przedszkolaków, uczyliśmy, jak radzić sobie w naszej trudnej rzeczywistości, a
ty przychodzisz z tą swoją beztroską, głupkowatym uśmieszkiem i marzycielstwem
i za patronaty chcesz się brać!? Takiego numeru nawet towarzysz Kiwaczek nie
próbował nam wywinąć! – zając mocno gestykulował, z każdym słowem uszy drżały
mu jak liście na podcinanej gałęzi, a spomiędzy zębów tryskały kropelki śliny.
- Jeżeli nie mielibyście nic przeciwko temu, bardzo
chętnie zapoznałbym się z zawartością tego garnuszka, który stoi na twoim
biurku, Uszatku… - odpowiedział Kubuś, nie odrywając wzroku od naczynia pełnego
miodu i raz po raz przełykając nadmiar śliny.
Zając stał osłupiały, wpatrując się w Puchatka,
jakby próbując zrozumieć, o czym tamten mówi. Uszatek jednak wyjął na te słowa
jakieś wcześniej przygotowane dokumenty z szuflady i położył przed żółtym
misiem.
- Ależ oczywiście, Puchatku, znaj naszą gościnność!
Najpierw podpisz tylko oświadczenie, że twoim zdaniem nie powinno się w tym
kraju nadawać miejscom i instytucjom imion innych bohaterów niż tylko
narodowych albo świętych i oficjalnie zrzekasz się patronowania czemukolwiek. A
potem weźmiesz sobie ten garnuszek i wrócisz do domu do pozostałych i zapomnimy
nawet o woreczku z ziółkami, rozumiemy się, Kubusiu? – na pysku uszatka pojawił
się uśmiech, ale plastikowe kuleczki oczu pozostały bez wyrazu.
- Pewnie, Uszatku! – ucieszył się Kubuś – Niektórzy
mają rozum, a niektórzy nie mają.
Wziął w pulchną łapkę ołówek i koślawymi literami
podpisał bez czytania podsunięty dokument, a potem złapał naczynie.
- To bardzo miło z twojej strony, że chcesz mi dać
cały garnuszek tego pysznego miodku. Mam nadzieję, że nie sprawię ci tym samym
kłopotu? – mówił szczęśliwy Puchatek oblizując oklejoną miodem łapkę.
Uszatek i zając pokręcili głowami, trudno
powiedzieć: w odpowiedzi, czy w niedowierzaniu…
Dziwnie
się czułam, kiedy się obudziłam, bo nie pamiętam, żebym gdzieś widziała bajkę
podobną do mojego snu, a jednocześnie coś mi przypominała, ale nie wiem co…
Najdziwniej poczułam się jednak,
kiedy koleżanka poznana na wakacjach napisała mi w liście, że w jej mieście miał być plac zabaw imienia Kubusia Puchatka, ale jednak będzie imienia Misia Uszatka…
Nie wiem, co mam o tym myśleć,
Babciu…
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz