poniedziałek, 8 grudnia 2014

92. MIŚ ZŁY

                Kochana Babciu!
               
              Miałam niedawno bardzo dziwny sen.
                Śnił mi się Stumilowy Las, ale jakiś taki zmieniony: smutny, postarzały i pusty. Drzewa pozbawione liści, a niebo szare jak osiedlowe podwórko. Pochmurno i ciemno tak, że trudno określić czy to zmierzch, czy świt – jak u nas na przełomie listopada i grudnia. Pod domek Kubusia Puchatka skradały się dwie postacie w czarnych mundurach i kominiarkach, z których wystawały tylko długie uszy. Nagle jeden wybił kolbą karabinu szybę w oknach, drugi wyważył drzwi, wpadli do środka, wyciągnęli zaspanego Puchatka z łóżka, rzucili na ziemię i krzycząc coś o synach suk, oporze i strzelaniu, padli na niego, próbując założyć kajdanki na łapki, z których ciągle zsuwały się stalowe obręcze. W końcu jeden z zamaskowanych długouchych rzucił kajdanki w kąt, zaklął brzydko i powiedział:
- Nawet aresztować cię nie można zgodnie z procedurą, dziwaku! – po czym wyciągnął igłę i nici, żeby unieruchomić pluszowe łapki oszołomionego misia…
- Ale o co wam chodzi, panowie? Myślę, że to bardzo niegrzeczny sposób na budzenie misia przed wschodem słońca…
- Zamknij się! – wrzasnął jeden z napastników i kolbą przycisnął łepek Kubusia do podłogi, dopóki drugi nie zakończył szwu grubym supłem. Potem zarzucili Kubusiowi na głowę kawałek prześcieradła i wykręcając mu ręce, wyprowadzili na podwórko, gdzie czekał już na nich okratowany bus, do którego szybko wsiedli i ruszyli, zostawiając za sobą tumany kurzu…


                Zdziwiony Kubuś siedział na krześle w jakimś urzędowym gabinecie. Przed nim, za wielkim biurkiem duży miś, łysy miś - w garniturze, z krawatem i z posiwiałym pyskiem, jedno ucho klapnięte miał. Za nim, na ścianie wisiało wielkie godło i jeszcze większy krzyż. Na skórzanej kanapie pod ścianą rozsiadł się wielki, wygolony knur w rozchełstanej koszuli, spod której wystawał wielki, złoty łańcuch. Obok Puchatka, już bez kominiarek, ale ciągle w bojowych uniformach stały dwa wystrzyżone na jeża króliki – bliźniaki, gotowe w każdej chwili obezwładnić misia. Chudy i rozczochrany zając w wytartej marynarce i okrągłych okularach chodził nerwowo z kąta w kąt z założonymi na plecach rękami. Na biurku przed Kubusiem leżał mały woreczek z jakimiś suszonymi ziółkami.
- Skąd to masz? – zapytał zając, stając nad Kubusiem i patrząc mu uważnie w oczy.
- Nigdy tego nie widziałem. Znaleźliście to u mnie? Ojej! Może to Kłapouszka? Zgubił i teraz szuka po całym lesie?..
- Wiesz ile lat strychu grozi za posiadanie zielska? – zając udał, że nie słyszał słów misia.
- To już nie wolno uprawiać ziółek? Oj, Królik się zmartwi, kiedy mu o tym powiem…  - z niezmienionym, głupkowatym wyrazem pyszczka odpowiedział pluszowy miś. Zając popatrzył na niego uważnie przez chwilę, potem na misia za biurkiem, a potem znów na Puchatka i wycedził przez zęby:
- Jak ci się szczury do trocin dobiorą, to ci nawet Krzyś nie pomoże!
- Aj! Czyżbym znów się gdzieś rozpruł i sypał trocinami? – Kubuś spróbował obrócić się na krześle, żeby sprawdzić stan swoich szwów na plecach, ale króliki szybkim chwytem ramion unieruchomiły misia.
Niedźwiedź za biurkiem wziął głęboki oddech, pochylił się nad biurkiem w stronę Kubusia i spoglądając na niego z politowaniem, powiedział:
- Puchatku, nie rób z nas idiotów. Nadpobudliwy Tygrys, paranoiczny Prosiaczek, znerwicowany Królik, osioł z depresją, ta cała twoja domorosła filozofia - przecież wy tam w tym Stumilowym Lesie już na pierwszy rzut oka wyglądacie jak niedofinansowany oddział leczenia uzależnień…
- Uszatku, nie znam żadnej Zofii i nie wiem, o jaki oddział ci chodzi, ale też nigdy nie ukrywałem, że jestem misiem o bardzo małym rozumku. Strasznie burczy mi w brzuszku, czy moglibyście już odwieźć mnie do domu? Nie mogę się skupić, kiedy pomyślę, że ja siedzę sobie tutaj z wami, a tam tęskni za mną pięć garnuszków z miodem…
Zając podbiegł do Kubusia, cały czas trzymając ręce na plecach.
- Miód? Na pewno też z jakiejś nielegalnej rozlewni ukrytej w tym waszym lesie?!
- Prawda, może podbieranie miodu pszczołom nie należy do najszlachetniejszych zajęć, ale czyż może być coś przyjemniejszego od brzuszka wypełnionego… - Bum! Zając uderzył z wściekłością pięścią w biurko, a Puchatek aż podskoczył, ale miś w garniturze skinął tylko na rozzłoszczonego zająca i ten opuścił pomieszczenie trzaskając drzwiami.
Miś za biurkiem oparł się wygodnie i przyglądał uważnie żółtemu pluszakowi.
- Wiesz co, Kubusiu? Ja to cię nawet lubię. Trudno nie czuć sympatii do takiej półgłówkowatej poczciwiny w za krótkiej bluzce, bez majtek… - Uszatek pochylił się nad biurkiem i zaczął mówić szeptem - A może ty w ogóle nie jesteś Kubuś, tylko Kubusia, co?...

- Uszatku, nie wiem, czym ty się tu teraz zajmujesz, ale wydaję mi się, że jesteś zmęczony. Może byśmy tak, jak za dawnych czasów, po garnuszku…
- O! Jest i próba przekupienia funkcjonariusza państwowego! – wrzasnął od progu wracający z kawą zając – kolejne pięć lat strychu!
- No widzisz Puchatku – ciągnął miś w krawacie już nie szeptem, ale wciąż patrząc Puchatkowi w oczy – tylko się pogrążasz. Ty po prostu nigdy nie byłeś stworzony do naszej rzeczywistości. U nas nie ma miejsca dla takiej ciamajdy z głowami w obłokach. To nieszczęśliwy kraj jest, tu trzeba twardo stąpać po ziemi, zwłaszcza kiedy trzeba młodzieży przykład dawać. Ten naród potrzebuje słusznych, rodzimych wzorców, bohaterów bez nałogów, prostych, konkretnych zasad i każdy musi wiedzieć, co mu grozi, za ich nieprzestrzeganie.
- Ma się rozumieć! – ożywił się knur na skórzanej kanapie.
- Tutaj, jak jest tygrys, to ma być siła, odwaga i walka, a nie jakieś „brykanie”. Jak jest prosię, to ma być świnia, a nie różowa mysz.
- O!o! – ponownie włączył się do rozmowy knur.
- Nie może być tak, że w bajce jest maleństwo, jest mama, a nie ma taty – to już lepiej żeby sierotą było, wtedy jest dramat jakiś, poważna sprawa, życiowa, a nie jakieś promowanie nieobyczajnych zachowań. No i odzież jakąś, na miłość boską, trzeba na sobie mieć! – niedźwiedź wyraźnie się zdenerwował i nawet klepnął otwartą łapą w biurko, ale zaraz opadł na oparcie swojego fotela, nie spuszczając Puchatka z oka. Zapanowała niezręczna cisza. Uszatek podniósł słuchawkę stojącego na biurku telefonu, wybrał numer i rzucił parę słów. Po chwili do gabinetu weszła Złotowłosa i z czarującym uśmiechem postawiła przed Kubusiem pękaty garnuszek pełen miodu. Puchatkowi aż oczy błysnęły i już miał wyciągnąć łapki po naczynie, ale króliki znów osadziły go na miejscu. Złotowłosa ucałowała Uszatka w policzek i wyszła, a wszyscy zebrani odprowadzili ją wzrokiem, poza Puchatkiem, który ze zmartwioną miną nie mógł oderwać oczu od garnuszka. Uszatek, już spokojniejszy, odezwał się ponownie:
- Musisz zrozumieć, Kubusiu, że nie możemy dopuścić do tego, żeby taki element kulturowo obcy, jak ty, patronował u nas przedszkolom, placom zabaw, czy jeszcze czemuś innemu.
- Co ty w ogóle zrobiłeś dla tego kraju? – wtrącił się znów poirytowany zając – kiedy ty załatwiałeś swoje konsumpcjonistyczne potrzeby w dziuplach z miodem, my przygotowywaliśmy młodzież do życia w społeczeństwie, kształtowaliśmy postawy! To my wychowaliśmy kilka pokoleń przedszkolaków, uczyliśmy, jak radzić sobie w naszej trudnej rzeczywistości, a ty przychodzisz z tą swoją beztroską, głupkowatym uśmieszkiem i marzycielstwem i za patronaty chcesz się brać!? Takiego numeru nawet towarzysz Kiwaczek nie próbował nam wywinąć! – zając mocno gestykulował, z każdym słowem uszy drżały mu jak liście na podcinanej gałęzi, a spomiędzy zębów tryskały kropelki śliny.
- Jeżeli nie mielibyście nic przeciwko temu, bardzo chętnie zapoznałbym się z zawartością tego garnuszka, który stoi na twoim biurku, Uszatku… - odpowiedział Kubuś, nie odrywając wzroku od naczynia pełnego miodu i raz po raz przełykając nadmiar śliny.
Zając stał osłupiały, wpatrując się w Puchatka, jakby próbując zrozumieć, o czym tamten mówi. Uszatek jednak wyjął na te słowa jakieś wcześniej przygotowane dokumenty z szuflady i położył przed żółtym misiem.
- Ależ oczywiście, Puchatku, znaj naszą gościnność! Najpierw podpisz tylko oświadczenie, że twoim zdaniem nie powinno się w tym kraju nadawać miejscom i instytucjom imion innych bohaterów niż tylko narodowych albo świętych i oficjalnie zrzekasz się patronowania czemukolwiek. A potem weźmiesz sobie ten garnuszek i wrócisz do domu do pozostałych i zapomnimy nawet o woreczku z ziółkami, rozumiemy się, Kubusiu? – na pysku uszatka pojawił się uśmiech, ale plastikowe kuleczki oczu pozostały bez wyrazu.
- Pewnie, Uszatku! – ucieszył się Kubuś – Niektórzy mają rozum, a niektórzy nie mają.
Wziął w pulchną łapkę ołówek i koślawymi literami podpisał bez czytania podsunięty dokument, a potem złapał naczynie.
- To bardzo miło z twojej strony, że chcesz mi dać cały garnuszek tego pysznego miodku. Mam nadzieję, że nie sprawię ci tym samym kłopotu? – mówił szczęśliwy Puchatek oblizując oklejoną miodem łapkę.
Uszatek i zając pokręcili głowami, trudno powiedzieć: w odpowiedzi, czy w niedowierzaniu…

                Dziwnie się czułam, kiedy się obudziłam, bo nie pamiętam, żebym gdzieś widziała bajkę podobną do mojego snu, a jednocześnie coś mi przypominała, ale nie wiem co…
Najdziwniej poczułam się jednak, kiedy koleżanka poznana na wakacjach napisała mi w liście, że w jej mieście miał być plac zabaw imienia Kubusia Puchatka, ale jednak będzie imienia Misia Uszatka
Nie wiem, co mam o tym myśleć, Babciu…

Całuję Cię mocno!
                                                                              
Twoja J.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz