sobota, 13 grudnia 2014

93. CUDA W WIELKIEJ SPÓŁDZIELNI

Kochana Babciu!
               
                Jak już Ci pisałam, mijający rok przyniósł wiele zaskakujących zmian na naszej prowincji. Da się je zauważyć nawet na naszym osiedlu! Co prawda, za wcześnie jeszcze, żeby mówić, że jest coraz ładniejsze, ale po kolei.
                Najpierw nastąpił wstrząs w spółdzielni, kiedy pojawiły się plany wielkich remontów i zmian w rządzeniu. Tata mówi, że wstrząs musiał być bardzo silny, bo podobno niektórzy dopiero wtedy się dowiedzieli, że Związek Radziecki już nie istnieje… Niektórzy pracownicy administracji otrzymali chyba służbowy nakaz uśmiechania się i osiedle zaczęło trochę przypominać Gotham City – wieczorami nietoperze latały nad głowami, a za dnia można było spotkać Jokera przylepiającego na drzwiach ogłoszenie o kontroli wentylacji…
                Ale nie trwało to długo, bo okazało się, że Prezes, wizjoner i rewolucjonista, tak bardzo zakochał się w swojej wizji, że zaczął ją w rewolucyjny sposób wprowadzać w życie. Niestety, to nie spodobało się ani mieszkańcom, którzy mieli rewolucję finansować, ani pracownikom, którym miała przypaść zaszczytna rola jej ofiar. Dlatego Prezes-wizjoner, zaskoczony brakiem entuzjazmu wobec jego wyobrażeń o uszczęśliwieniu mieszkańców, musiał oddać biuro poprzednim zarządcom. Wiesz, Babciu, że niektóre meble da się wynieść z domu dopiero po wyburzeniu ścian? Podobnie było z naszym wizjonerem… Ale w końcu udało się zająć jego miejsce komuś, komu zawsze było do tego biurka blisko, choć siadać mógł tylko po stronie gościa…

               I wyobraź sobie, Babciu, chyba tak to jest z silnymi wstrząsami, że po nich nic już nie jest takie, jak dawniej. Chociaż po nowym – starym Prezesie wszyscy spodziewali się, że teraz zapanuje znów stan błogiego spokoju, to jednak nie ma tygodnia, żeby ktoś nie krzątał się po osiedlu i czegoś nie naprawiał albo nie wymieniał! W moim bloku pewnego dnia pojawiły się nowe drzwi, a kiedy winda zepsuła się tak, że według fachowców nadawała się już tylko do wymiany, jakimś cudem udało się ją jeszcze przywrócić do życia i to zaledwie w 10 dni! Co więcej – ta naprawa nie spowodowała, ze cofnięto coroczną obietnicę wymiany windy w przyszłym roku! Dziurawy parking na miejscu placu zabaw, na który dało się wjechać już tylko samochodem terenowym, został wysypany żwirem, ostatni trawnik na osiedlu też został utwardzony, żeby stworzyć nowe miejsca do parkowania. Jeszcze przed zimą załatano dziury w asfalcie. Kiedy przywieziono płyty chodnikowe, żeby wymienić je tam, gdzie to nie było konieczne, zostały wykorzystane w ciągu 2 tygodni, a nie jak kiedyś bywało – po pół roku…
                I tylko, niestety, na place zabaw na osiedlu na razie nie ma co liczyć, bo jeden z aktualnych prezesów spółdzielni uważa, że u nas mieszkają przede wszystkim starsze osoby, które chcą mieć pod oknami ciszę i spokój, a nie bandę rozwrzeszczanych dzieciaków. Poza tym teraz place muszą być bezpieczne, urządzenia muszą mieć atesty jakieś i w ogóle – huśtawka zrobiona z zużytej opony traktora z zaprzyjaźnionego PGR-u, która była tu szczytem techniki odkąd powstało osiedle, nagle przestała wystarczać, tak się ludziom w głowach poprzewracało od tego dobrobytu… Ale, jak wiadomo, dzieci i młodzi rodzice nie chodzą wybierać władz spółdzielni, tylko robią to właśnie tacy ludzie, którzy z braku ciekawszych zajęć traktują to jako rozrywkę, a na podwórku chcą mieć ciszę i spokój, żeby lepiej słyszeć, co się dzieje za ścianą - to im przede wszystkim próbują się teraz przypodobać prezesi, robiąc „coś”…
                A tata mówi, że już niedługo odbędą się spotkania mieszkańców spółdzielni, na których wybiorą nową Radę. Kiedyś to była tylko formalność, ale po wydarzeniach z ostatniego roku istnieje podejrzenie, że mieszkańcy nabrali ochoty do rozliczania z wykonanej pracy tych, którym płacą. Według taty prawdopodobnie wydarzyło się u nas coś dziwnego: do niektórych, którzy zajmują stanowiska zależne od wyboru jakiejś grupy, na rzecz której pracują, zaczyna docierać, że trzeba tę grupę traktować z szacunkiem, a nie lekceważeniem i to nie tylko na ulotkach wyborczych, ale i w działaniu. Może to dopiero nieśmiały początek, ale jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się to niemożliwe…
                O cudzie jednak jeszcze nie można mówić. Cud stanie się wtedy, kiedy na osiedlu powstanie kilkupoziomowy parking, który pozwoli odzyskać trochę utraconej zieleni. Ale jeszcze nie było tutaj takiego prezesa, do którego zapukałby pewnego dnia Pan Inwestor z teczką pieniędzy i zaproponował, że taki parking wybuduje, na co prezes mógłby się łaskawie zgodzić. Nie słyszano tu też nigdy o prezesie, który by sam udał się na poszukiwania inwestora…
                Tak, to byłby cud…
               

Całuję Cię mocno!

Twoja J.

Podobne:










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz