Do: "administracja naj" <radoscsama@rewelacyjnasm.pl>;
Wysłane: 13:35 Piątek 2014-05-09
Temat: Ściemodernizacja.
Wysłane: 13:35 Piątek 2014-05-09
Temat: Ściemodernizacja.
Szanowna Pani
A.
Z
całego serca pragnę złożyć Państwu moje wyrazy współczucia w związku z
koniecznością współpracy z tak trudnym partnerem, jakim okazują się mieszkańcy
naszej Spółdzielni!
Domyślam
się, że zachodzą Państwo teraz w głowę, jak to możliwe, że zawiodły wszystkie
tricki tyle razy przerabiane na zjazdach partyjnych, wszystkie zagrywki wpajane
adeptom marketingu politycznego. Ba! Nawet miliony razy wypróbowane metody
aktywnej sprzedaży zaprezentowane w ekskluzywnym wykonaniu Prezesa („Grzech nie brać tak nisko oprocentowanego
kredytu!”) okazały się nieskuteczne, kiedy po raz kolejny Zarząd próbował
uszczęśliwić mieszkańców za symboliczną złotówkę. Co za pech! Tak już było
blisko, już prawie się udało i… albo lud nie taki ciemny, albo sprzedawca
kiepski, bo tej bajki lud nie kupił…
Co
do organizacji, to Pani na pewno nie takie cuda już widywała na Walnym
Zgromadzeniu Członków naszej Najwspanialszej Spółdzielni. Ja byłem pierwszy raz
i chociaż spodziewałem się interesującego widowiska, to momentami przerastało
moje najśmielsze oczekiwania. Jako fanowi „Rejsu” szczególnie przypadła mi do
gustu część, kiedy pojawił się problem, jaką metodą głosowania ustalona powinna
zostać metoda głosowania… Jeden z weteranów walk spółdzielczych zgłosił wniosek
o głosowanie tajne, więc inny weteran musiał mu odpowiedzieć wnioskiem o
głosowanie jawne. Na szczęście, po odrzuceniu większością głosów (trzykrotnie
liczonych – mam nadzieję, że tamta rachmistrzyni, o uroku osobistym dającym
pełne kwalifikacje do pracy w dziekanacie, nie jest księgową?) wniosku pierwszego,
udało się uniknąć głosowania nad drugim…
Jak
wynika z powyższego, demokracja ma pewne wady. Ale chyba nie tylko ci, którzy głośno wyrażając taką opinię, próbują zwrócić na siebie uwagę, uważają, że
demokracja jest głupia. Nasza władza w Najwspanialszej Spółdzielni też wie
wszystko lepiej niż „ciemny lud” i wolałaby go o zdanie nie pytać. Ale póki co
jeszcze musi i zapytała raz, czy zgodzi się on płacić kilkaset złotych rocznie
więcej, żeby odnowić zaniedbane bloki. Albo lud się nie zgodził, albo władza
cierpi na sklerozę, bo o pytaniu „zapomniała”. A może takie są standardy wśród
najbardziej sprawiedliwych między prawymi, bo te same osoby „zapominają” o
protestach mieszkańców, kiedy próbują sprzedać park pod budowę "obiektu wielokondygnacyjnego o przeznaczeniu usług komercyjnych"?...
Władza
zadała więc to samo pytanie jeszcze raz, mniejszej liczbie osób, uprzednio
wychwalając pod niebiosa błogosławieństwa płynące z systemu ratalnego, na
przykładzie szczęśliwych posiadaczy zmywarek do naczyń… Widocznie urządzenie to
nie jest zbyt popularne wśród mieszkańców naszego osiedla albo metafora była
zbyt wyszukana, bo lud odpowiedział „nie”, a odpowiedź ta została oficjalnie
zaprotokołowana.
Miały
być parkingi, place zabaw i ocieplenia bloków. Wicher przemian dmący z płuc
energicznej Pani Wiceprezes zdawał się wymiatać najbardziej zapuszczone przez
poprzedników kąty. Bajkowe wizje roztaczane przed mieszkańcami, jak mogłoby
wyglądać ich osiedle, z pewnością trafiły do wyobraźni wszystkich. Niestety, marzenia
rozwiał ten sam chłodny wiatr, który porwał gdzieś daleko stąd fundusze
wpłacane przez ostatnich trzydzieści lat.
Nie
ulega wątpliwości, że po trzech dekadach zaniedbań i trwonienia pieniędzy
lokatorów, nowy Zarząd wyczekiwany był jak Mesjasz przez starozakonnych. Cóż za
pole do popisu dla osobowości pragnących nieść ludowi prawo i sprawiedliwość
oraz łaskawie pozwalających się wynosić na urzędy! I to jeszcze za pieniądze
tegoż ludu! Wydawałoby się, że wystarczy tylko przygotować marchewkę, osłu
zachwalić, a potem tylko na odpowiednio długim kiju zawiesić i triumfalny wjazd
do Jerozolimy zapewniony! A tu taki zgrzyt - osioł bardziej uparty niż się
ktokolwiek spodziewał…
I
chociaż przez chwilę zastanawiałem się, czy wciąż jestem na walnym zgromadzeniu
członków Spółdzielni, czy nagle przerodziło się ono w prezentację jakiejś
instytucji finansowej, to pociesza mnie fakt, że jednak nie taki lud ciemny,
jak go malują ci, którzy na jego plecach próbują wspinać się do swojego nieba. To
„nie” nie wynikało ani ze skąpstwa, ani z głupoty, bo większość moich sąsiadów
byłaby gotowa zapłacić, żeby miejsce w którym mieszkamy zaczęło wyglądać jak
część Europy, a nie „trzeciego świata”, a budynki dawały szansę mieszkania w
nich przez kolejne dekady. Ale kiedy okazuje się, że nowa władza ma do
mieszkańców taki sam feudalny stosunek jak poprzednie, to mieszkańcy korzystają
z możliwości formalnego sprzeciwu.
A
Pan Prezes nie musi się martwić, w razie odwołania ze stanowiska bez pracy nie
zostanie - na pewno jakiś bank go przyjmie. Kto wie, może jak trochę jeszcze poćwiczy,
to i w kredytach karierę zrobi?...
Z poważaniem
S.C.
Podobne:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz