niedziela, 25 maja 2014

62. BollyROW


Kochana Babciu!
               
                Ostatnio tata opowiadał mi o historii filmu i powiedział, że z jednego z pierwszych pokazów ludzie uciekli, bo myśleli, że pociąg wyjedzie na nich z ekranu.  Dzisiaj to się może wydawać śmieszne, bo przecież można nie tylko oglądać filmy, kiedy tylko ma się na to ochotę, ale również nagrywać je samodzielnie.
                Podobno kiedyś do filmowania potrzebna była specjalna kamera i operator, który potrafił się nią posługiwać. Kiedy kogoś było stać na to, żeby ściągnąć takiego fachowca na wesele albo chrzciny do jakiejś miejscowej parafii, to musiał mu zapewnić specjalną obstawę, bo go wszyscy obchodzili dookoła, oglądali i szturchali palcami, jak Indianie pierwszych białych.

                Tata opowiadał mi też, że kiedy w jednym z „domów towarowych” pojawiła się przed laty „telewizja przemysłowa” i wchodząc, można było zobaczyć siebie na monitorze, to chociaż obraz był tak niewyraźny, że trzeba było się domyślić, kto jest kim na ekranie, to przez pierwszy miesiąc sklep odwiedzili wszyscy mieszkańcy powiatu i to po trzy razy! Trzeba było pozakładać takie same systemy w pozostałych sklepach, bo groziło im bankructwo! Podobno nawet schody ruchome w nowych galeriach nie zrobiły po latach takiej furory. Nic dziwnego – przejażdżka schodami to pryszcz, w porównaniu z możliwością zobaczenia siebie w telewizji, nawet jeżeli tylko w przemysłowej…
Dzisiaj filmować każdy może za pomocą różnych urządzeń i wręcz wypada korzystać z tej możliwości. A jako że swoją twórczość można łatwo udostępnić szerokiej publiczności za pomocą internetu, dzieł artystów - amatorów przybywa więcej, niż błędów ortograficznych w komentarzach internautów .
Tata mówi, że w bardzo popularnym w naszym mieście kinie amatorskim istnieją dwa nurty. Jeden, to nurt gwiazdorski, który polega przede wszystkim na chwaleniu się przed światem urodą, umiejętnościami, inteligencją lub (najczęściej) całkowitym brakiem wszystkich powyższych. Drugi, dokumentalno – obywatelski, jest przeciwieństwem pierwszego, bo tu nikt nie chce zostać gwiazdorem, ani nawet chwilowym bohaterem.


               W tym drugim nurcie największym i najbardziej wszechstronnym producentem jest Monitoring Miejski. Co i rusz do lokalnych mediów trafiają krótkie metraże przedstawiające dżentelmenów usiłujących rozstrzygnąć jakiś istotny spór na środku rynku (dokument sensacyjny), rodzica próbującego zdążyć przed północą dostarczyć wózek z dzieckiem do domu, co można też interpretować, jako wózek prowadzący rodzica (dokument obyczajowy z elementami czarnego humoru). Pojawiają się również formy o charakterze naukowym, obrazujące wpływ spożywanego na wiosennym słońcu alkoholu na spadek zdolności psycho – ruchowych u tzw. „naczelnych”. Osobną kategorię stanowią filmy motoryzacyjne, które nie mają dużej widowni, ale sponsorowane są przez ich niezamierzonych bohaterów. Niestety, wandale niszczący place zabaw są chyba zbyt "niszowi",  bo ich nikomu nie chce się sfilmować.
                Oprócz miejskiego potentata mamy też twórców „offowych”. Obok ekstremalnych zjawisk atmosferycznych w ich twórczości dominują tematy motoryzacyjne: szalony taksówkarz wyprzedzający przez wysepkę na przejściu, kierowca nie uznający linii na jezdni, sąsiadka próbująca wydostać się ze złośliwie zastawionego miejsca parkingowego itp. Policja i Straż Miejska rozważają utworzenie specjalnego wydziału do analizowania takiej obywatelskiej twórczości w celu skuteczniejszego wymierzania sprawiedliwości. Istnieje jednak obawa, że nadmierna liczba filmów z psami, które, wytrzeszczając ślepia na operatora, próbują wypróżnić się na osiedlowym trawniku, mogłaby sparaliżować pracę takiej jednostki.
                Nie tylko produkcją filmów dokumentalnych zajmują się miejscowi twórcy. Nurt gwiazdorski obfituje w ekranizacje wypraw do marketów w celach innych niż zakupy. Może to być zabawa w wyścigi w sklepowych wózkach albo próba trafienia do szpitala psychiatrycznego na skutek wędrowania po markecie w przebraniu Spidermana. O ile mi wiadomo, komediowe intencje autorów nie zawsze bywają zrozumiane przez publiczność. Na pewno jest to jednak mniej szkodliwa działalność, niż produkcje nieleczonych psychopatów z męczonymi zwierzętami w rolach głównych. 
Gapie
Największy rozgłos zyskał ostatnio gwiazdorski film promocyjny grupy nadgorliwych fanów miejscowego klubu sportowego. Niestety, nie mogę ocenić, czy nakręcony został w konwencji komedii, bajki czy sajensfikszyn, bo szybko zniknął z sieci. Biorąc pod uwagę, że policji nie spodobali się aktorzy, scenografia, niektóre charakteryzacje oraz „dialogi”, myślę, że mieściłby się gdzieś między kryminałem, a niskobudżetowym horrorem.

Tata mówi, że skoro tyle tych filmów ostatnio u nas kręcą, to niedługo będzie można zorganizować jakiś festiwal. Wtedy dopiero pojawią się u nas największe gwiazdy, a z nimi czerwone chodniki,  najmodniejsze kreacje i tłumy gapiów. Tłumy gapiów już nawet bywają…
A Ty, Babciu, też coś kręcisz?

Całuję Cię mocno!


Twoja J.



Prawie jak Cannes...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz