Kiedy
patrzę na moje osiedle, mam wrażenie, że ktoś, kto nim zarządza, wolałby, żeby
mnie tu nie było. Wszystko, co w dawnych, podobno bardzo niedobrych czasach,
zostało zaplanowane tak, żeby fajnie się tutaj mieszkało rodzinom z dziećmi,
zostało zniszczone. Wygląda to teraz trochę jak osiedle spokojnej starości. Nie
uważam wcale, że nie powinno być tutaj miejsc, w których starsze osoby mogłyby
usiąść i w spokoju porozmawiać ze znajomymi! Ale dlaczego znikają miejsca dla
dzieci?
Tam,
gdzie kiedyś było boisko do piłki nożnej, dzisiaj stoi tylko jeden słupek po
bramce, żeby było na czym zawiesić tabliczkę z zakazem parkowania.
Tam, gdzie było boisko do siatkówki dzisiaj jest rondo imienia administracji – na środku rosną krzaczki, a dookoła stoją chińskie ławeczki.
Te ławeczki miały być dla starszych osób, ale były tanie i łamią się, kiedy
usiądzie na nich ktoś o wadze powyżej 40 kg. Siadają na nich dziewczynki, które
uczą się jeździć na rolkach dookoła ronda. Z czterech placów zabaw został tylko
jeden: piaskownica, zjeżdżalnia, karuzela i domek. Ławeczek dla rodziców jest
tam więcej niż zabawek, a kiedy popołudniami schodzą się tam dzieci, tłok jest
większy niż na darmowym koncercie na dniach miasta. Przez najbliższe dwa lata
na nowy plac zabaw na naszym osiedlu nie mamy co liczyć. Może później, ale
wtedy już nie będzie miał kto z niego korzystać.
Podobnie
było ze żłobkami i przedszkolami. Nasz magistrat potrzebował kilku lat, żeby
zorganizować prawie tyle miejsc w przedszkolach, ile potrzeba, ale to i tak pod
warunkiem, że niektórzy zgodzą się wozić dziecko kilka kilometrów. Nasi
błyskotliwi urzędnicy zauważyli też kiedyś, że mnóstwo osób chce zapisać dzieci
do żłobka, żeby rodzice mogli pracować. Ale żłobków było za mało, więc urzędnicy
zorganizowali pieniążki z Unii na nowe. Tylko że nie ma do nich chętnych, bo
się chyba urzędnikom fundusz pomylił – żeby móc zapisać dziecko do żłobka nie
można mieć pracy… Kiedy oboje rodziców
ma pracę, to jedno musi z niej zrezygnować, żeby zaopiekować się maluszkiem, a
jeżeli któreś nie ma pracy i ma czas zajmować się dzieckiem, to może zapisać je
do żłobka… Rozumiesz, Babciu? Ja też nie.
Mama
twierdzi, że dzieje się tak dlatego, że w większości naszych miast i w całym
kraju decyzje o wydawaniu pieniędzy podejmują osoby w takim wieku, że już nie
pamiętają nie tylko, jak to jest być dzieckiem, ale nawet jak to jest mieć
dzieci. Chyba, że takie, którym trzeba załatwić posadę...
Tata
mi opowiadał, że dawno temu ktoś ważny (komu dzieci pewnie dokuczały w szkole,
dlatego ich nie lubił), kazał wysypać boiska czerwonym ostrym żwirem, żeby się
kaleczyły. Ale dzieci na takie drobiazgi nie zwracały uwagi i grały nawet na
żwirze. Między bramkami zawsze biegało kilkunastu chłopców, a obok była
piaskownica, zjeżdżalnia i huśtawki. Podobno gwar i hałas był ogromny, a
osiedle tętniło życiem. Ale ten hałas i unoszący się kurz przeszkadzał
mieszkańcom bloków przy boisku. Dzisiaj już nikt nie gra tutaj w piłkę, a po
placu zabaw została tylko stara piaskownica. I ławeczki. Na tych ławeczkach
siedzą starsze panie, które wystarały się o likwidację boiska i opowiadają
sobie: „jaka ta dzisiejsza młodzież
leniwa! Na podwórko nie chcą wychodzić, tylko by na tych komputerach grali! Kto to kiedyś widział, żeby
tacy młodzi chłopcy na ławkach z piwem i papierosami siedzieli! Co za czasy, co
za czasy!”
W
miejskich gazetach i na portalach wszyscy się zachwycają, w jakim to fajnym
mieście mieszkamy, że chociaż takie zadymione, to przez ostatnie 15 lat tylko w
kilku miastach w województwie ubyło mniej procent mieszkańców niż u nas.
W
telewizji siedzą wokół stołu bardzo mądrzy panowie w bardzo poważnym wieku i
opowiadają, jak to się społeczeństwo starzeje, jak wymiera i jak się wyludniają
miasta. Prześcigają się w szukaniu winnych takiej sytuacji i chwalą się
znajomością słów, których chyba sami nie rozumieją. Chociaż ostrzegają,
oskarżają i doradzają, to przede wszystkim na temat bezpiecznej przyszłości seniorów.
Niby nic dziwnego – w końcu martwią się o siebie, ale dlaczego wszyscy już się
z tym pogodzili? Przecież kiedy gospodarz chce mieć przy domu gniazdo bocianów,
to stara się im przygotować miejsce,
żeby wiedziały, że są tu mile widziane, prawda, Babciu?
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Coś w tym jest. Za moim blokiem jest boisko do koszykówki, a raczej jego szczątki. Jakiś chylący się ku ziemi słup z pogiętą obręczą i wyrwy w betonie. Miłośnicy trunków wysokoprocentowych postawili sobie tam ławeczkę i codziennie oddają się swojemu ulubionemu zajęciu. A dzieciaki? Z barku lepszej rozrywki opanowały siłownię na powietrzu.
OdpowiedzUsuńNowa siłownia na powietrzu zawsze lepiej wygląda w lokalnej prasie niż remont albo zwyczajne dbanie o to, co już jest...
OdpowiedzUsuń