środa, 17 czerwca 2015

114. KAMIENIE MŁYŃSKIE

Kochana Babciu!
               
                Od razu na początku mojego listu dziękuję Ci za życzenia z okazji Dnia Dziecka. Za prezent też, nawet bardziej, bo to mój ulubiony król. Z tych nieogolonych. Ogolonych lubię jeszcze bardziej, ale K. Wielki też jest fajny. Jak zbiorę takich trzech, będę mogła sobie kupić lalkę z najnowszej bajki dla dziewczynek zrobionej przez wielką firmę produkującą zabawki. Gdybyś miała jeszcze takich niepotrzebnych króli, z którymi nie wiedziałabyś co zrobić, to chętnie przyjmę. Może wtedy zdążę z zakupem zanim pojawi się nowa bajka z nowymi lalkami…
                Bardzo lubię Dzień Dziecka, nie tylko dlatego, że dostaję prezenty – tego dnia, choć przez chwilę, dorosłym zdarza się przypominać sobie, że też kiedyś byli dziećmi. Organizuje się wtedy różne zabawy, zawody, festyny, festiwale i co tam jeszcze komu przyjdzie do głowy. Raz lepsze, raz gorsze, raz w bardziej, raz w mniej trafnym czasie, ale nie wypada takiego dnia pominąć milczeniem. Różni ważni dorośli (dyrektorzy, prezesi, prezydenci) przemawiają z tej okazji: czasem do rzeczy, niekiedy od rzeczy, najrzadziej do dzieci. Można wtedy usłyszeć jakie to dzieci są ważne, że do nich należy przyszłość itp. Można również wysłuchać mniej lub bardziej śmiesznych historyjek z dzieciństwa przemawiających – prawie zawsze wydaje mi się, że słyszę w nich nutkę goryczy. Tata mówi, że może ona wynikać z jednej strony z żalu za utraconym dzieciństwem, a z drugiej z zazdrości, że dzisiaj dzieci mają fajniejsze zabawki niż kiedyś. I chyba coś w tym jest, bo często słyszę, że za „starych dobrych czasów” to nie było takich zabawek jak teraz, a dzieci od rana do wieczora bawiły się tym, co miały i wyrosły na ( w domyśle: wspaniałych) ludzi.

                Babciu, czy ja z moimi rówieśnikami w jakiś sposób sprawiliśmy, że czasy naszego dzieciństwa nie są już tak udane, jak np. Twojego albo moich rodziców? Bo jeśli to nie nasza wina, to czyja? Czy kiedyś rodzice poświęcali dzieciom więcej uwagi, czy właśnie wręcz przeciwnie?… Jeśli coś się w ostatnich latach zepsuło, to co i czy da się to jeszcze naprawić? Kto powinien to zrobić? Czy może my będziemy kiedyś o naszym dzieciństwie opowiadać z takim samym sentymentem?

                Czasem wydaje mi się, że niektórzy dorośli starają się sprawić, żeby nam przypadkiem nie było łatwiej niż im. Kiedy tylko kończy się Dzień Dziecka, przestajemy być tacy ważni jak pierwszego dnia czerwca – z powrotem stajemy się gorszą formą życia, wymagającą ukształtowania na wzór i podobieństwo dorosłego ideału... Kończą się festiwale, przed spaniem znów trzeba się myć, a z niektórych skarbonek znikają w niewyjaśnionych okolicznościach królowie, którzy trafili tam w dziecięce święto…
                O likwidacjach kolejnych placów zabaw np. na moim osiedlu nie będę Ci kolejny raz pisać – jak dobrze wiesz, od lat są ważniejsze od nich sprawy: na przykład to, że w naszym kraju panuje straszna bieda. Ta bieda polega na tym, że powstają np. ogromne stadiony, które rzadko bywają wypełnione chociaż w połowie, ale nie wystarcza już pieniędzy na operacje mogące ratować dzieciom życie. A w skali spółdzielni mieszkaniowych polega na tym, że np. wymienia się sprawne przyciski w windach albo gabloty na ogłoszenia na całym osiedlu, ale nie wystarcza na huśtawkę.
                Tata mówi, że to na pewno też bieda, chociaż raczej mająca niewiele wspólnego z pieniędzmi sprawiła, że ktoś ukradł płotek z namiastki placyku zabaw przy siłowni na świeżym powietrzu, które w zeszłym roku miasto wybudowało w pobliżu naszego osiedla. Może ktoś biedny, kogo nie stać na płot wokół domu, który wybudował z kredytu, który teraz musi spłacać, zabrał go sobie, żeby odgrodzić się od wszystkich, którzy chcieliby go pozbawić resztek majątku? Chyba że jacyś biedni chuligani, którym nikt nie pomógł uniknąć nałogów, bo pieniądze na to przeznaczone zmarnował prezes klubu piłkarskiego bez sukcesów, nie znaleźli w pobliżu żadnego wozu policyjnego ani telewizyjnego do zniszczenia, więc z żalem, ale musieli wyżyć się na tym co było pod ręką – na płotku chroniącym dziecięcy placyk przed psimi kupami? Nie wiadomo…
                Kiedyś słyszałam, że każdemu, kto krzywdzi dzieci, powinno się przywiązać kamień młyński do szyi i wrzucić do morza. Powiedziałam Tacie, że to dobrze, że się tak u nas nie robi, bo skąd wzięlibyśmy tyle tych młyńskich kamieni? Ale Tata powiedział, że to raczej nie o to chodziło, tylko że dzisiaj w ogóle mało kto pamięta o co - nawet ci, którzy najczęściej tych słów używają.

                Na szczęście za rok znów będzie Dzień Dziecka, podczas którego znów będzie czas na radość i zabawę, promocje na zabawki i dmuchane place zabaw. Każdy będzie mógł pokazać przed światem, jak troszczy się o dzieci i poczuć się z tego dumnym, a dzieci będą szczęśliwe i wdzięczne aż do końca tego dnia, a może jeszcze dnia następnego?...
                Babciu, właściwie to może zamiast wysyłać mi króla w kopercie, zamieniłabyś go któregoś dnia na bilet i przyjechałabyś znów do mnie na naszą prowincję? Opowiedziałabyś mi o swoich Dniach Dziecka. Na lalkę mogę jeszcze poczekać…

Całuję Cię mocno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz