czwartek, 16 marca 2017

177. BALLADA O WIEŃCZYSŁAWIE

                Drogi Dziadku!

                Niedawno znalazłem na szkolnym podwórku kawałek zwiniętego w kulkę papieru. Podniosłem, rozwinąłem, a tam taka historia:

                BALLADA O WIEŃCZYSŁAWIE

                To jest Wieńczysław. Wieńczysław jest Polakiem, ale równie dobrze mógłby pochodzić z jakiegokolwiek kraju, bo w każdym można znaleźć jemu podobnych. Wieńczysław nie czuje się szczęśliwy. Ale Wieńczysław już wie, kto jest temu winien.
Oprócz wielu zalet Wieńczysław uważa się za patriotę. Patriotyzm według Wieńczysława polega na wyznawaniu wiary w związek między narodowością a moralnością oraz w wyższość narodu polskiego nad innymi. Zdaniem Wieńczysława wyższość bierze się z uczciwości i przywiązania do „wartości chrześcijańskich”. Dlatego Wieńczysław za najlepsze uznaje tylko to, co polskie. Wszystko, co unieszczęśliwia Wieńczysława, niechybnie spoza Polski pochodzi.
                O wyjątkowej roli narodu polskiego na świecie Wieńczysław wie z polskich gazet oraz stacji telewizyjnych i radiowych. Wieńczysław jest bardzo wdzięczny ludziom, którzy „otworzyli mu oczy” i głosuje na nich w każdych wyborach. Wieńczysław gardzi tymi, którzy wolą czytać i słuchać treści z polskojęzycznych mediów sterowanych przez wrogie narody, mające kompleksy na punkcie wyjątkowości narodu polskiego. W każdą niedzielę i święto Wieńczysław chodzi z rodziną do kościoła i modli się o zbawienie dla prawdziwych Polaków i piekło dla wszystkich oszustów, złodziei i morderców, którzy z całą pewnością Polakami nie są.


                Wieńczysław cieszy się, że na swoje niewielkie mieszkanko od polskiego dewelopera nie wziął kredytu w żadnym franku czy euro w obcym banku, tylko w złotówkach w banku tak polskim, że bardziej nie można. Wieńczysław czuje się raźniej, odkąd podrożały franki: do tej pory na wakacje nie było stać tylko jego, a teraz również jego sąsiadów. Jako ojciec dwójki dzieci może mógłby nawet pozwolić sobie na tygodniowy wyjazd w polskie góry albo nad polskie morze, od kiedy państwo polskie daje mu 500zł co miesiąc na młodsze dziecko, gdyby nie konieczność usunięcia odkrytych po kilku latach niedoróbek po polskich budowlańcach.
                Wieńczysław zarabia na kredyt w polskiej firmie, sprzedającej swoje wyroby za granicę, której właściciel płaci mu połowę pensji w kopercie, żeby nie płacić podatków na Polskę (za to może płacić leasing za lepsze wyposażenie swojego nieekonomicznego i bardzo niepolskiego samochodu). Wieńczysława samochód również nie jest ekonomiczny, za to nazywa się polonez i Wieńczysław jest przekonany, że gdyby nie koreańska ingerencja, byłby najlepszym samochodem na świecie. Niestety, polonez Wieńczysława nie jest najlepszy na świecie, ponieważ oprócz kilku wad konstrukcyjnych polski właściciel komisu, który mu go sprzedał, dokładnie ukrył wszystkie dziury w karoserii, wycieki z silnika i standardowo o 70% zmniejszył przebieg licznika. Za to polonez Wieńczysława nie pali dużo, bo połowę każdego miesiąca stoi na warsztacie. Wieńczysław próbował kiedyś porozmawiać ze swoim polskim pracodawcą o podwyżce, bo brakuje mu czasem na naprawy,  ale dowiedział się, że jak mu się nie podoba, to może spierdalać, bo 10 innych czeka na jego miejsce. Niektórzy koledzy Wieńczysława mają szczęście i od swoich polskich pracodawców dostają wypłaty zgodnie z umową na konto, dlatego od czasu do czasu chodzą na L4 zamiast wybierać urlop. Wieńczysław pracuje nawet wtedy, gdy jest chory, inaczej jego polski pracodawca nie wręczy mu na koniec miesiąca koperty. Wieńczysław pracował kiedyś u innego polskiego pracodawcy, który traktował go lepiej. Niestety, pracodawca zbankrutował, bo inni polscy właściciele firm, którym sprzedawał swoje produkty, zapominali mu płacić. Dlatego Wieńczysław nie wierzy, że można się dorobić uczciwie, choć niektórzy koledzy próbowali mu tłumaczyć, że to nie tak. Nie znaczy to, że Wieńczysław kradnie. Czasem tylko uda mu się oszukać troszeczkę na kilometrach, kiedy pracodawca wyśle go w delegację.

                Wieńczysław ma grupę kolegów, którzy trochę podśmiewają się na boku z jego rzadkiego imienia. Spotykają się czasem przy polskim alkoholu i narzekają na trudną sytuację narodu polskiego ciemiężonego przez różne wrogie siły, prześcigając się przy tym w wygłaszaniu sensacji wyczytanych u autorów zalecanych przez polskie czasopisma, radia i telewizje. Wierzą, że prawdziwy polski rząd nie dopuściłby, żeby zabrakło kiedyś pieniędzy na emerytury dla Polaków i tłumaczą sobie, kto i z której strony knuje spiski przeciw Polsce. Dzielą się obawami przed wpadnięciem w łapy polskiej służby zdrowia, która według nich też opanowana musi być przez wrogie siły, bo coraz trudniej znaleźć w niej kogoś, komu los Polaka nie byłby obojętny. I załamują ręce nad „lewacką zbiorową histerią”, jak nazywają Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Wracając z tych spotkań zdarza się Wieńczysławowi wyrywać lusterka w niepolskich samochodach polskich właścicieli i oblewać moczem mury kamienic, z których polscy właściciele powyrzucali co biedniejszych polskich lokatorów. Czasem podbije oko komuś, kto uważa się za Polaka, ale nie zgadza się z Wieńczysławem. Zdarza mu się pobrudzić sosem z kebaba bluzę z napisem „Śmierć wrogom Ojczyzny!”.

                A kiedy dotrze do domu, Wieńczysław zapada w sen i śni o Polsce tylko dla Polaków. Rano budzi się z ogromnym bólem głowy, sam nie wie: od polskiego snu, czy od polskiego alkoholu.

Wieńczysława nie interesuje, że jego frustrację ktoś może wykorzystywać do realizacji własnych celów, nie zastanawia się, skąd bierze się narastająca w nim nienawiść. Wieńczysław chce się czuć potrzebny we własnym kraju, nawet jeżeli nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Nie dba o to, czy jego światopogląd jest spójny i logiczny, ale wie na pewno, że nie chce go zmieniać, bo tylko on ratuje go przed poczuciem bezsilności  i daje mu nadzieję.

Możesz Wieńczysława potępiać, możesz mu współczuć.
Sam zdecydujesz, czy chcesz być jak Wieńczysław.
Ale jeśli chcesz być mądry, nie wierz, że uczciwość, życzliwość albo przyzwoitość zależy od narodowości.”

*   *   *

I w ogóle nie rozumiem, Dziadku, o co w tym chodzi. A Ty?

                Uściski!


                Twój K.










Podobne:








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz