piątek, 2 czerwca 2017

180. IMIGRANT BEZ

                Kochana Babciu!

                Czy u Ciebie była w tym roku wiosna? Bo u mnie była zima, a potem od razu lato. Jednego dnia sąsiedzi produkowali kłęby dymu z komina i chowali nosy w szalikach, a dwa dni później rozstawiali baseny w ogródkach. A tydzień później znowu chowali nosy i dokładali do pieca… Ale na szczęście teraz jest już ciepło i zielono. Nawet udało się zakwitnąć czereśniom, jabłoniom i bzom. Babciu, lubisz bzy? Czy Tobie też maj kojarzy się z ich zapachem? Czy ta unosząca się w świeżo rozgrzanym słońcem powietrzu woń i otoczony soczystą zielenią fiolet jest dla Ciebie symbolem końca chłodu, roztopionego błota i kilku warstw krępujących ruchy ubrań, jak dla mnie? No to będziesz musiała pogodzić się z faktem, że bez jest imigrantem.


                Ostatnio mieliśmy lekcję z panią ogrodniczką, która wyjaśniła nam, co z niego za ziółko! Nie zdziwię się, jeżeli niebawem ruszy jakaś społeczna akcja mająca na celu wytępienie tej rośliny z polskich ogrodów. Albo inaczej – zdziwię się, jeżeli nie ruszy…

                Bo te pięknie kwitnące i pachnące kolorowe krzewy nie są roślinami od zawsze rosnącymi na naszych słowiańskich gościnnych ziemiach. Przywędrowały do nas z… Turcji! Z Imperium Osmańskiego, w XVI wieku, czyli w czasach jego największej świetności. Nasi stojący na straży chrześcijaństwa przodkowie sprowadzili sobie z muzułmańskiego kraju takiego bza do ogródków, tak jak dywany na podłogi, a tapczany do salonów. A ten się zadomowił i czuje się dzisiaj jak u siebie. I dzisiaj nie wyobrażamy sobie bez niego wiosny… Przynajmniej ja.
                A to nie wszystko. Bo ta roślina, która kwitnie w maju liliowo, purpurowo albo biało i tak pięknie pachnie, wcale nie jest bzem! Tak naprawdę nazywa się „lilak” i nie wiedzieć czemu podszywa się pod nasz poczciwy, środkowoeuropejski, biały z kwiatów, choć czarny z nazwy, prawdziwy (prawilny?) bez! Na pewno chce ukryć swoje obce pochodzenie…
                No bo jak tu się przyznać publicznie, że w rodowodzie ma się wpisane „lilak” – i przetrwać? Wszak kolor to wielce niejednoznaczny i o ile można by go wybaczyć rodzimym bzom, o tyle wziąć sobie nazwę od takiego podejrzanego koloru na nie swojej ziemi - to musi świadczyć „dewiacji”… No i jak się wytłumaczyć zarówno z pochodzenia jak i z nazwy, kiedy jest się lilakiem śnieżnobiałym? Ani chybi, ma to na celu jakieś działanie konspiracyjno – sabotujące…
                I gdyby się tak wnikliwie temu przyjrzeć, to trudno dziś dociec, ile naszych poczciwych wilczych jagód, niewinnych pokrzyw czy wyklętych ostów zwiędło i sczezło pozbawionych wody wyssanej z gruntu do dna, odciętych od życiodajnych promieni słonecznych przez podstępnego - lilaka…

                Dlatego spodziewam się już wkrótce narodowej kampanii pod jakimiś chwytliwymi hasłami typu „rwij lilaka”, „zmasakruj lilaka”, czy może „tępić lilactwo”, która będzie miała na celu oczyszczenie naszego szlachetnego słowiańskiego krajobrazu z tej i każdej innej obcej naleciałości. A każdy, kto zechce stanąć w obronie imigranta, dowie się, że jest zdrajcą, komunistą, złodziejem, oszustem, antychrystem i pragnie sprowadzić na nasz piękny kraj islamską zarazę, dlatego należy go: powiesić, ściąć, zagazować, nabić na pal albo poćwiartować – zależnie od inwencji troskliwego bliźniego. Dlatego broniących będzie niewielu. I pozostanie tylko wspomnienie po bladym fiolecie wśród zieleni i po majowych wieczorach przesiąkniętych zapachem kwitnącego lilaka.

A wszystko tylko dlatego, że ktoś kiedyś z podobnych stron sprowadził barszcz Sosnowskiego, potem zostawił samemu sobie, pozwolił zdziczeć i ten teraz kwitnie i wyrządza ludziom krzywdę…


A my dopiero co posadziliśmy w ogródku trzy lilaki. Oprócz tego mamy jodły koreańskie, jodłę kaukaską i świerk syberyjski – pół Azji normalnie! W każdy słoneczny dzień podlewamy je wieczorem, żeby dobrze im u nas było i mogły się kiedyś odwdzięczyć piękną zielenią, zapachem i kwiatami. Ale czy będą mogły?

Mam nadzieję, że nas tłumaczy chociaż to, że oprócz tych „imigrantów” mamy polską malinę i zamiast wymyślonej na zgniłym zachodzie zwijanej, z metra ciętej trawy, mamy łąkę, jaka była tu przed wybudowaniem domów, ze staropolskimi kaczeńcami, stokrotkami i mleczami – i bardzo nam się to podoba.

                Całuję Cię mocno!

                Twoja J.



Podobne:








                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz