Kochana Babciu!
Czy u Ciebie była w tym roku
wiosna? Bo u mnie była zima, a potem od razu lato. Jednego dnia sąsiedzi
produkowali kłęby dymu z komina i chowali nosy w szalikach, a dwa dni później
rozstawiali baseny w ogródkach. A tydzień później znowu chowali nosy i
dokładali do pieca… Ale na szczęście teraz jest już ciepło i zielono. Nawet
udało się zakwitnąć czereśniom, jabłoniom i bzom. Babciu, lubisz bzy? Czy Tobie
też maj kojarzy się z ich zapachem? Czy ta unosząca się w świeżo rozgrzanym
słońcem powietrzu woń i otoczony soczystą zielenią fiolet jest dla Ciebie
symbolem końca chłodu, roztopionego błota i kilku warstw krępujących ruchy
ubrań, jak dla mnie? No to będziesz musiała pogodzić się z faktem, że bez jest
imigrantem.
Ostatnio mieliśmy lekcję z panią
ogrodniczką, która wyjaśniła nam, co z niego za ziółko! Nie zdziwię się, jeżeli
niebawem ruszy jakaś społeczna akcja mająca na celu wytępienie tej rośliny z
polskich ogrodów. Albo inaczej – zdziwię się, jeżeli nie ruszy…
Bo te pięknie kwitnące i
pachnące kolorowe krzewy nie są roślinami od zawsze rosnącymi na naszych
słowiańskich gościnnych ziemiach. Przywędrowały do nas z… Turcji! Z Imperium
Osmańskiego, w XVI wieku, czyli w czasach jego największej świetności. Nasi
stojący na straży chrześcijaństwa przodkowie sprowadzili sobie z muzułmańskiego
kraju takiego bza do ogródków, tak
jak dywany na podłogi, a tapczany do salonów. A ten się zadomowił i czuje się
dzisiaj jak u siebie. I dzisiaj nie wyobrażamy sobie bez niego wiosny… Przynajmniej
ja.
A to nie wszystko. Bo ta
roślina, która kwitnie w maju liliowo, purpurowo albo biało i tak pięknie
pachnie, wcale nie jest bzem! Tak naprawdę nazywa się „lilak” i nie wiedzieć
czemu podszywa się pod nasz poczciwy, środkowoeuropejski, biały z kwiatów, choć
czarny z nazwy, prawdziwy (prawilny?) bez! Na pewno chce ukryć swoje obce
pochodzenie…
No bo jak tu się przyznać
publicznie, że w rodowodzie ma się wpisane „lilak” – i przetrwać? Wszak kolor to
wielce niejednoznaczny i o ile można by go wybaczyć rodzimym bzom, o tyle wziąć
sobie nazwę od takiego podejrzanego koloru na nie swojej ziemi - to musi
świadczyć „dewiacji”… No i jak się wytłumaczyć zarówno z pochodzenia jak i z
nazwy, kiedy jest się lilakiem śnieżnobiałym? Ani chybi, ma to na celu jakieś działanie
konspiracyjno – sabotujące…
I gdyby się tak wnikliwie temu
przyjrzeć, to trudno dziś dociec, ile naszych poczciwych wilczych jagód, niewinnych
pokrzyw czy wyklętych ostów zwiędło i sczezło pozbawionych wody wyssanej z
gruntu do dna, odciętych od życiodajnych promieni słonecznych przez podstępnego
- lilaka…
Dlatego spodziewam się już wkrótce
narodowej kampanii pod jakimiś chwytliwymi hasłami typu „rwij lilaka”, „zmasakruj
lilaka”, czy może „tępić lilactwo”, która będzie miała na celu oczyszczenie
naszego szlachetnego słowiańskiego krajobrazu z tej i każdej innej obcej
naleciałości. A każdy, kto zechce stanąć w obronie imigranta, dowie się, że
jest zdrajcą, komunistą, złodziejem, oszustem, antychrystem i pragnie
sprowadzić na nasz piękny kraj islamską zarazę, dlatego należy go: powiesić,
ściąć, zagazować, nabić na pal albo poćwiartować – zależnie od inwencji
troskliwego bliźniego. Dlatego broniących będzie niewielu. I pozostanie tylko
wspomnienie po bladym fiolecie wśród zieleni i po majowych wieczorach
przesiąkniętych zapachem kwitnącego lilaka.
A
wszystko tylko dlatego, że ktoś kiedyś z podobnych stron sprowadził barszcz
Sosnowskiego, potem zostawił samemu sobie, pozwolił zdziczeć i ten teraz kwitnie
i wyrządza ludziom krzywdę…
A
my dopiero co posadziliśmy w ogródku trzy lilaki. Oprócz tego mamy jodły
koreańskie, jodłę kaukaską i świerk syberyjski – pół Azji normalnie! W każdy
słoneczny dzień podlewamy je wieczorem, żeby dobrze im u nas było i mogły się
kiedyś odwdzięczyć piękną zielenią, zapachem i kwiatami. Ale czy będą mogły?
Mam
nadzieję, że nas tłumaczy chociaż to, że oprócz tych „imigrantów” mamy polską malinę
i zamiast wymyślonej na zgniłym zachodzie zwijanej, z metra ciętej trawy, mamy
łąkę, jaka była tu przed wybudowaniem domów, ze staropolskimi kaczeńcami,
stokrotkami i mleczami – i bardzo nam się to podoba.
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Podobne:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz