Ona
W zasadzie mogłabym się obejść
bez tego „święta”. Przecież szczęśliwie zakochani mają je codziennie. Zniechęca
mnie ta cała tania chińszczyzna, histeryczne powtarzanie haseł bez pokrycia i
naiwne przekonanie, że w zamian można oczekiwać więcej, niż samemu się daje. Jak
w polityce. Ale sam rozumiesz, że przykro byłoby być jedyną osobą, która nie
dostała walentynki. A kiedy mnie jest przykro, gniewne niebiosa pozwalają
piekłu wypuścić na spacer takiego małego demona. Na imię ma „Foch” - na jego
widok siwieją najdzielniejsi mężczyźni. Za to kobietom je z ręki…
Dzięki Walentynkom mogę też
wyrobić sobie zdanie, jak bardzo Ci na mnie zależy – niekoniecznie mierząc
wartością prezentu, bo przecież zawsze możesz nadrobić pomysłowością. Ta jest
zresztą bardziej w cenie, zwłaszcza w oczach koleżanek, przed którymi można się
pochwalić… A i Tobie dobrze zrobi, jeżeli się napocisz, żeby zarobić na
„całusa” – to bardzo pomoże Ci docenić, z jak cennym skarbem masz do czynienia.
Ale najważniejsze: uwielbiam, kiedy się starasz, żeby mi się przypodobać i być taki
uroczy, miły i słodki! Jest to dla Ciebie coś tak nowego, jak śnieg dla młodego
kota! Jesteś wtedy nieporadny i niezgrabny jak kilkudniowy szczeniak, a ja
kocham takie słodziaki!
I chociaż czuję się bezpiecznie,
kiedy stajesz w mojej obronie, to pewnie nigdy nie zrozumiem, dlaczego musisz
nadymać się zawsze jak indor, kiedy jesteś między kolegami. Pierś wysoko, orle
spojrzenie, marsowa mina i wyścigi: kto bardziej dowcipny, kto bardziej
przenikliwy, kto ma prawo być dominującym samcem alfa w stadzie! Mój twardziel!
A wystarczy tylko, że zostaniemy sami, a już z wściekłej bestii robi się
pluszowy miś, oczętami wielkimi jak Kot W Butach domagający się przytulania...
Oczywiście, dopóki do takiej
metamorfozy jesteś zdolny, wszystko jest w najlepszym porządku: to, że odbywa
się ona z mojego powodu, to dla mnie prawdziwy komplement. Bo oprócz wszystkiego,
co się ze mną dzieje, kiedy jesteś przy mnie, a czego boję się i nie potrafię
albo nie chcę nazwać, potrzebuję się czuć osobą wyjątkową – dzięki Tobie.
Chociaż tyle na ten temat opowiedziano i napisano, że nie powinnam mieć wątpliwości,
to z każdym dniem dziwię się bardziej, jak osobiste jest to doświadczenie i jak
wiele trzeba by zdań, żeby opisać to, co ludzie próbują zamknąć w dwóch słowach.
A przecież nie da się zmieścić całej historii świata na jednej małej pocztówce
z serduszkiem…
Jak przez dziurkę od klucza
możesz w tych słowach podejrzeć radość z Twojej obecności, nadzieję na Twój
szacunek, wiarę w Twoją siłę, ufność w Twoje słowa i jednocześnie strach przed własną
bezbronnością, która wynika z powyższych…
Ten sam strach każe mi podpisać
się pod tymi słowami, których nadmiar wiatr rozwiewa dzisiaj po świecie, jak
puste worki na śmieci. Mam nadzieję, że odróżnisz te prawdziwe, od tych
podrabianych…
Kocham Cię.
On
Nie cierpię tego importowanego
„święta” - Walentynek. „Dzień zakochanych” i Święty Walenty – patron chorych
psychicznie! No, wspaniałe towarzystwo! Jednym do drugich niedaleko: te
wszystkie landrynkowe różowości, te serduszka, te różyczki – niedobrze mi! Już
wolę halloween – jest bardziej pastelowo i oczy tak nie bolą. I jeszcze ten durny obowiązek „wyznawania miłości”! Mógłbym Ci powtarzać codziennie do znudzenia te
dwa słowa, ale spróbowałbym tego jednego dnia nie wręczyć Ci jakiegoś
oczobitnego gadżetu z serduszkiem albo chociaż jakiegoś różowego chwasta! Od razu
– foch! Znam to - milczenie, buzia w ciup i wzrok błędny: „co ci jest?”, „a,
nic…”. Oho! Mam się domyślić. Bo Ci się po pół roku przypomniało! I ile razy
bym nie zgadywał, to i tak nigdy nie będzie to, na co stawiałem!
Dlatego zapobiegawczo co roku
idę i w tajemnicy przed kolegami, którzy robią tak samo, kupuję coś dla Ciebie.
Jest jeden plus w tym szaleństwie dookoła - nie da się zapomnieć o walentynce i
tego focha udaje się uniknąć.
A niewiele jest rzeczy na
świecie, których boję się bardziej. Myślę, że wiesz: nie bałbym się wcale,
gdyby mi na Tobie nie zależało. Bo chociaż obejrzę się czasami za inną dziewczyną,
to przecież tylko dla Ciebie biorę udział w tym całym walentynkowym cyrku.
Na pewno nie potrafię tak
ubierać uczuć w słowa, jak Ty. Nie czuję też potrzeby używania ich tak często i
w takiej ilości… Ale kiedy nie słyszę zbyt długo Twojego głosu, cisza robi się
ponura i chłodna, jak po odlocie jaskółek. Chociaż, jak każdy facet, potrzebuję
niekiedy pobyć w męskim towarzystwie, to zbyt długi czas bez Ciebie sprawia mi
ból. W każdym Twoim zwyczajnym geście, jak odgarnięcie włosów z czoła albo w
sposobie w jaki grzejesz palce na kubku z herbatą, widzę więcej piękna, niż we
wszystkich sztukach razem wziętych. I naprawdę nie chodzi mi tylko o to, żeby
przy Tobie zasypiać i się budzić, chociaż z tym wiąże się to, co najfajniejsze,
ale kiedy trzymam Cię w ramionach, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. I na
chwilę zapominam o lęku…
Z jednej strony mam nadzieję, że
wiesz to wszystko, co trudno mi powiedzieć na głos. Ale to, co się ze mną
dzieje, sprawia, że masz w ręku oręż, przed którym nie potrafię się bronić i
nie chcę się z tym przed Tobą zdradzić. Trudno się przed kimś odsłonić, jeżeli
od dziecka jest się przyzwyczajanym do trzymania gardy…
Dlatego, skoro już muszę brać
udział w tej maskaradzie, to puszczam w niebo w powodzi lampionów i swój. Na
pozór niczym nie różni się od innych. Ale to tylko kamuflaż. Tak naprawdę,
zapisane na nim dwa słowa to klucz do drzwi kryjących cały skarbiec treści. W
głębi duszy bardzo chcę, żebyś je otworzyła.
Kocham Cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz