czwartek, 17 września 2015

121. DO DOBRYCH LUDZI - POST SCRIPTUM

                W ostatniej fali wypowiedzi Polaków wyrażających obawy przed pojawieniem się w naszym kraju tysięcy przybyszów z krajów muzułmańskich, pojawia się argument „obcości kulturowej”. Epitet ten nie tylko doskonale zaspokaja potrzeby poprawności politycznej, ale też chętnie wykorzystywany jest przez środowiska radykalne, kiedy starają się używać mniej „niezależnego” języka. W ten sposób staje się on kolejnym hasłem pozwalającym monochromatyzować świat.
                Oczywiste jest, że kultury muzułmańska i chrześcijańska zdecydowanie różnią się od siebie. W końcu o ich tożsamości decyduje to, co niepowtarzalne i spotykane tylko w jednej z nich. Niewątpliwie jakaś płaszczyzna porozumienia jednak istnieje, bo historia Polski - wydawałoby się, że wbrew coraz powszechniejszej obiegowej opinii - w ogromnym stopniu opowiada nie tylko o konfrontacji, ale i przeplataniu się cywilizacji Wschodu i Zachodu. Jak więc ma się „obcość kulturowa” do relacji między ludźmi?





                Ciekawostką jest, że historia oręża polskiego, na którą bardzo często powołują się środowiska narodowe - delikatnie mówiąc - „niechętne” wszelkim imigrantom, a szczególnie muzułmańskim, naszpikowana jest przykładami nie tylko wojen, ale i współpracy chrześcijan z muzułmanami.
                Już pod Grunwaldem osiedleni na terenach Wielkiego Księstwa Litewskiego Tatarzy, czyli wyznawcy Allacha, wspierali rycerstwo Polski i Litwy w walce przeciwko (podlegającemu bezpośrednio Papieżowi) Zakonowi Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Ówczesny kwiat europejskiego rycerstwa, który poległ z rąk poddanych niedawno ochrzczonego króla Władysława, wydawałby się bliższy kulturowo (zwłaszcza w czasach średniowiecznego uniwersalizmu) mieszkańcom Korony niż przybysze z dalekich stepów. A jednak połączyła ich jakaś sprawa.

                W czasie wojny trzynastoletniej król Kazimierz Jagiellończyk, którego brat zginął pod Warną w walce z Turkami, zawsze mógł liczyć na wsparcie Tatarów przeciwko Krzyżakom. Ci zresztą skwapliwie wykorzystywali ten fakt w swojej antypolskiej propagandzie. Po sekularyzacji Zakonu okazało się, że polscy muzułmanie przyczynili się do przejęcia przez Rzeczpospolitą roli „przedmurza chrześcijaństwa”, którego chronić miała właśnie przed muzułmanami.

                I przez kilkaset lat, jak wiadomo, Rzeczpospolita i Imperium Osmańskie mierzyły swoje siły z różnym skutkiem, ponosząc przy tym wiele ofiar. Wydaje się, że jednak „bliskość kulturowa” nie musi być silniejsza od lojalności:
                „Tatarzy z Wielkiego Księstwa Litewskiego uczestniczyli w walkach po stronie polskiej przeciw najazdom z Chanatu Krymskiego i w wojnach z Imperium Osmańskim. Do swych pobratymców z Krymu powiedzieli podczas najazdu w 1508 roku: „Ani Bóg, ani Prorok nie każą wam rabować, a nam być niewdzięcznymi, my was mamy za rabusiów, a naszą szablą was pokonując, zabijamy hultajów, a nie braci naszych”. W wyprawie pod Cecorę przeciw Turkom uczestniczyło 100 nadwornych Tatarów księcia Samuela Koreckiego. Chorągwie tatarskie obecne były w wojsku koronnym podczas wojen z Imperium Osmańskim pod Chocimiem w 1621 i 1673 roku i Wiedniem w 1683 roku.”[1]
                Pod tym samym Wiedniem między sztandarami z półksiężycem powiewały chorągwie walczących z cesarzem o niepodległość katolikami - Węgrami. A jak się później okazało, skruszenie potęgi Wielkiej Porty przełożyło się na wzmocnienie Austrii – jednego z sygnatariuszy traktatów rozbiorowych Rzeczpospolitej. "Bliskość kulturowa" przegrała z rachunkiem politycznym.

                Wieki XVI i XVII to bardzo popularny okres wśród sentymentalnych miłośników naszej historii, tęskniących za dawną mocarstwowością. Nie wszyscy jednak zdają się mieć świadomość, że był to czas nie tylko wojen, ale i intensywnej wymiany handlowej i właśnie kulturalnej. Począwszy od wyposażenia militarnego, którego rodzaj wymuszony został przez walki z Turkami, czyli np. różnych rodzajów szabel o zakrzywionych ostrzach (w tym karabeli uznawanej za typowo polską), przez wyposażenia wnętrz (dywany, tapczany – nawet same te słowa pochodzą z tureckiego), po typowy strój szlachecki - najbardziej charakterystyczne elementy kultury materialnej tamtego okresu Polacy zawdzięczali muzułmanom…
                O ile za zachodnimi i północnymi granicami Korony i Litwy wpatrywano się w modowe wzorce paryskiego albo wiedeńskiego dworu, o tyle nad Wisłę i Niemen nowinki płynęły ze… Stambułu. Obywatel Rzeczpospolitej w swoim odświętnym stroju - w żupanie, kontuszu przewiązanym jedwabnym pasem, w szerokich spodniach i z karabelą u boku - bardziej podobny był do sułtańskiego dworzanina, niż do francuskiego kawalera w pończochach i peruce. Mimo regularnych wojen, faktem była też fascynacja kulturą potężnego islamskiego sąsiada, z którym od 1414r. Polska utrzymywała stałe stosunki dyplomatyczne. I to właśnie ta fascynacja, płynąca przecież z indywidualnych, a nie administracyjnych wyborów, zdecydowała o odrębnym charakterze polskiej kultury w ramach chrześcijańskiego świata.

                Kiedy dla tej odrębności zaczęło brakować miejsca w absolutystycznej Europie, ograniczenie swobód nie-katolików (jeszcze z czasów Wazów) stało się pretekstem do późniejszej ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej przez chrześcijańskich sąsiadów i de facto pozbawienia jej suwerenności. O dziwo, najważniejszym zewnętrznym wsparciem dla katolicko–narodowego powstania, za jakie uznawana bywa Konfederacja Barska (1768r.), okazała się islamska Turcja, która wypowiedziała Rosji wojnę, kiedy wojska tejże wkroczyły na tereny Polski, żeby zbrojnie tłumić bunt.
                Po likwidacji Rzeczypospolitej przez troskliwych i „bliższych kulturowo” sąsiadów, w tym katolickich Habsburgów, których niedawno Sobieski ratował przed tureckim najazdem, znów ta sama islamska Turcja, w przeciwieństwie do całej chrześcijańskiej Europy (nie licząc Szwajcarii), nie uznała nigdy rozbiorów.
                Oczywiście, wynikało to z odwiecznego konfliktu Turcji z Rosją i przede wszystkim jako złośliwość pod adresem moskiewskiego przedstawicielstwa należy rozumieć legendę o powtarzanym przez dworzanina „Poseł z Lechistanu jeszcze nie przybył” podczas corocznego przedstawiania dyplomatów w sułtańskim pałacu. Nie zmienia to jednak faktu, że dwie potęgi reprezentujące dwie całkowicie odmienne kultury wypracowały sobie przez wieki ścierania się ze sobą wzajemny szacunek, na który nie potrafili sobie zapracować inni…
               
                Na gościnnej, choć islamskiej, tureckiej ziemi schronienie znajdowali uchodźcy z Powstania Listopadowego (wieś Polonezköy pod Stambułem), na islam przeszedł i wojskowym gubernatorem Aleppo w Syrii został gen. Józef Bem, legiony próbował tworzyć Adam Mickiewicz – ten sam, który wcześniej zachwycał się m.in. islamską architekturą Krymu.
                Pojęcie „obcości kulturowej” nie ma więc żadnego oczywistego przełożenia na relacje między reprezentantami odmiennych kultur – czy to narodów, czy to pojedynczych ludzi. Dopóki rozsądek panuje nad emocjami...


                Nie mam zamiaru kogokolwiek przekonywać tu do tego, że wszystkie współczesne nurty w islamie są zdolne wznieść się ponad najgłębsze różnice między kulturami i współżyć w zgodzie z innymi. Nie można jednak zapominać, że hermetyzm, religijny konserwatyzm, fundamentalizm spotyka się w różnych kulturach, nawet jeżeli aktualnie nigdzie nie przyjmują tak agresywnych form jak w islamie. Warto też pamiętać, że uogólnianie i ferowanie „oczywistościami” nie zawsze jest tylko przejawem głupoty albo niewiedzy – bardzo często bywa narzędziem manipulacji w rękach tych, którzy w podtrzymywaniu strachu i konfliktów mają swój interes, a takich nigdy nie brakuje.
               
                Gdybyśmy jednak poprzestali na uproszczonym widzeniu świata i przyjęlibyśmy, że z dwóch skonfliktowanych kręgów kulturowych jeden zbudował swoją siłę dzięki respektowaniu podstawowych praw człowieka oraz uznaniu ich za niekwestionowalne i uważa to za największy powód do dumy, a drugi opiera się na sztywnych zasadach i normach uznawanych za ważniejsze niż prawa jednostki, w tym ludzkie życie, to dojdziemy do wniosku, że nie może istnieć jakakolwiek płaszczyzna porozumienia, a upodobnienie się do przeciwnika dla obu stron byłoby katastrofą.

                Skoro więc masowa migracja odbywa się tylko w jedną stronę, to może jednak warto zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście nie jest tak, że jednak jakieś cechy wspólne istnieją, a potrzeby zaspokojenia głodu, bezpieczeństwa, wolności sumienia, są potrzebami, z którymi człowiek się rodzi i nie zależą od kultury? 
               
                Tak jak umiejętność odczuwania współczucia?
K.O.



Źródła (niektóre):
4.       http://www.deon.pl/religia/religie-swiata/art,43,chrzescijanie-w-krajach-muzulmanskich,strona,1.html („Trzeba wyraźnie podkreślić, idąc za stwierdzeniem wybitnych arabistów (np. Janusz Danecki), iż agresywny islam to ułamek całego islamu. Islam politycznie zaangażowany w prowadzenie działań fundamentalistycznych to kilka procent całości. (…)Trzeba stanowczo powiedzieć, że bojówkarze z oddziałów Al-Kaidy, a także terroryści innej proweniencji – w tym dawni komuniści z państw Azji Południowo-Wschodniej – wchodzących przed laty w skład byłego Związku Radzieckiego, a także w ogóle terroryści islamscy (wcześniej szkoleni przez Stany Zjednoczone i inne państwa do walki z sowieckim wojskiem okupującym np. Afganistan) NIE SĄ reprezentantami islamu.”)






[1] http://www.tatarzy.pl/historia/historia_sluzby.html