Kochana Babciu!
Czy
Ty wiesz, co to jest D-40? To ten mało pedagogiczny znak drogowy, na którym
tata gra z synkiem w piłkę na ulicy. Ale, jak się okazuje, nie jest to część
polityki prorodzinnej państwa, polegającej na zachęcaniu do umacnianiu więzi między
rodzicami i dziećmi. To jest informacja dla kierowców, że za tym znakiem należy
jechać 20km/h (czyli nawet rowerzyści powinni uważać!), piesi mogą chodzić jak
im się podoba (nawet całą szerokością drogi i w ślimaczym tempie), niepotrzebne
są chodniki, a gdyby dzieci bawiły się na środku ulicy, to kierowca może je co
najwyżej grzecznie poprosić, żeby ustąpiły mu miejsca, a nie trąbić i wygrażać
pięściami. Bo teren za tym znakiem nazywa się „strefa zamieszkania” i pieszy,
niezależnie od tego, ile ma lat i czy jest pod czyjąś opieką, czy nie, ma się
czuć bezpiecznie. Wiedziałaś o tym? Nawet jeżeli nie, to nie musisz się
wstydzić: Ty nie masz prawa jazdy, a u nas nie wie tego większość kierowców.
Zawsze
kiedy idę pieszo do szkoły, zastanawiam się, czy dojdę w całości. A cała moja
droga prowadzi przez „strefę zamieszkania”! To znaczy prawie cała – kiedyś
nasze osiedle też było taką strefą, ale tata mówi, że chyba jakiś prezes albo
dzielnicowy radny przestrzegał tych 20km/h i spalił sobie sprzęgło, bo pewnego
razu zamiast niebieskiej tablicy pojawiły się zakazy przekraczania 30km/h,
wjazdu ciężarówek i tabliczka „strefa ruchu” – teraz to już nie jest „strefa
zamieszkania”. A jak jakiś mistrz kierownicy potrąci dziecko, to będą winni
rodzice, a nie kierowca. Ale na osiedlu przynajmniej są chodniki. I między jezdnią,
a tą wąską częścią chodnika, którą można spróbować się przecisnąć, zazwyczaj
jest szczelny mur z zaparkowanych samochodów, więc droga do szkoły jest w miarę
bezpieczna. Za to kiedy idzie się dróżką między domkami, gdzie nie ma chodnika…
Nie rozumiem, dlaczego ci
wszyscy kierowcy tak się spieszą, skoro pod szkołą przed ósmą i tak jest zawsze
taki korek, że kilka minut tracą na dojazd w pobliże szkoły i kolejne na
wyjazd. Nie mogą wcześniej wyjść z domu? Parkowanie - na trawnikach, krawężnikach,
kwietnikach, na co tylko wjadą koła samochodu - wygląda jak wyścig po promocję
odzieży w dyskoncie; byle się dopchać jak najbliżej wejścia. Niektórzy
zatrzymują się tylko na chwilę, żeby wysadzić pasażerów: na przejściu dla
pieszych, przy barierce, do kałuży, na środku drogi – byle jak najprędzej
pozbyć się ładunku; jak kontrabanda na widok celników. Ze szczękościskiem,
ciskaniem piorunów z oczu i cedzeniem brzydkich wyrazów przez zęby…
A
na zewnątrz samochodu? Nieraz można zobaczyć ucznia w drodze do szkoły, uskakującego
w ostatniej chwili przed pędzącym samochodem jak matador przed bykiem – o ile
ma już tyle wprawy i gracji. Częściej wygląda to raczej jak ucieczka kota,
który nagle zorientował się, że zaśliniony buldog właśnie zbliża rozwartą
szczękę do jego ogona: pisk, rozpaczliwe przyspieszenie, skok na płot, drzewo
itp. Byle nie skończyć na masce samochodu, którym niecierpliwy tatuś albo
mamusia próbuje dostarczyć swoje potomstwo do placówki oświatowej. Widziałaś
kiedyś, Babciu, jak kot ucieka przed rozwścieczonym psem? Na drzewo, na płot, po
murze na parapet – gdziekolwiek. Tyle, że kotu jest łatwiej, bo nie ma
tornistra. Czasem całe grupki dzieci, jak spłoszone wróble fruną nagle na boki,
czepiając się, czego popadnie – wiszą potem przez chwilę jak porzeczki na
krzaku, dopóki nie upewnią się, że droga jest wolna. Niektóre dzieci nabawiły
się już takiego tiku, że kilkanaście razy na minutę obracają się nerwowo za
siebie. To bardzo przeszkadza w czasie lekcji.
Do
tego jeszcze dochodzi czasem dodatkowa „atrakcja” w postaci kałuż: wtedy
najlepiej ubrać się w sztormiak i rybackie buty. A kiedy przelatuje drogą taki
„wodolot”, wywołując ogromne fale, można się poczuć jak podczas sztormu na
pełnym morzu, rozpaczliwie trzymając się siatki płotu, żeby nie dać się zmyć z
pokładu…
I
nie pomagają ani znaki D-40, ani dziury w drodze – jak wiadomo, samochód
służbowy pokona każdą przeszkodę. Policja przed 8.00 rano zajęta jest
wyłapywaniem groźniejszych piratów drogowych w miejscach, gdzie łatwiej zdybać
kogoś znienacka. Panowie z niektórych rad dzielnic radzi są, kiedy nie zawraca
im się głowy takimi bzdurami, zwłaszcza że też nie po to starali się dostać do
rad, żeby teraz po swoich dzielnicach wlec się 20km/h…
To się może wydawać śmieszne, bo
na szczęście jeszcze nikomu nic się nie stało. Ale jeśli zachowanie
samozwańczych władców szos się nie zmieni, to może się stać, więc proszę Cię,
Babciu: podaj dalej!
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz