wtorek, 4 lipca 2017

182. TO (WCIĄŻ) NIE JEST KRAJ DLA MŁODYCH LUDZI

                Kochana Babciu!

                Ostatnio odkryłam, że żyję w dużo smutniejszym mieście, niż mi się wydawało. Nie żebym posądzała mieszkańców mojego miasta o ponadprzeciętne poczucie humoru albo miłość bliźniego godną pierwszych chrześcijan, co to, to nie. Ale wydawało mi się, że prowincja ma to do siebie, że ludzie mniej się tu spieszą, przez co mają dla siebie więcej życzliwości, niż w metropoliach. Zresztą może i mają, tylko że są bardziej szczerzy, czyli mówią co myślą, a nie owijają w bawełnę. Czyli nie udają, że im się coś podoba, jak im się nie podoba. Problem w tym, że jak się czasem człowiek tak szczerze wypowie, to mu razem z wypowiedzią ta najgorsza część prowincjonalności przebija, jak ślina przez szpary w zębach…

                Kilka dni temu władze naszego miasta ustawiły na Rynku przy fontannie dwie piaskownice. Nieszablonowy to był pomysł i zdaje się świadczyć o dużo większej fantazji pracowników naszego magistratu, niż na co dzień mają odwagę okazywać. W końcu Rynek, zwłaszcza w mieście, w którym życia o mało nie zabiły dwie umiejscowione w samym centrum tzw. „galerie” handlowe, to centralny plac miasta, który powinien być miejscem spotkań i spędzania wolnego czasu przez mieszkańców. Czym więcej ludzi na Rynku, tym lepiej dla wszystkich, bo miasto żyje. I u nas Rynek jest takim miejscem – chociaż zawsze był przede wszystkim dla dorosłych, bo poza bankami rządzą tu ogródki piwne.
                Dla młodszych do niedawna był tylko McDonald’s. Jednak ostatnio pojawiało się coraz więcej takich miejsc, gdzie dzieci okazywały się mile widziane. Urząd Miasta rękami swoich stolarzy też zbił kilka desek, żeby dać trochę radochy maluchom, a przy okazji sprawić, żeby główny plac w mieście, które w końcu należy do mieszkańców, stał się bardziej przyjazny dla tych, którzy do tej pory byli ignorowani. Napisała o tym lokalna prasa i wtedy… anonimowi bywalcy internetowych forów zdobyli się na szczerość…

                Okazuje się, że bywalcy ci mają przykre doświadczenia, jeśli chodzi o życie w naszym mieście, szczególnie zaś na Rynku. Z komentarzy wynika bowiem, że kąpiele w fontannie, załatwianie potrzeb fizjologicznych na środku placu i niszczenie mienia są tu na porządku dziennym! Owszem, słyszałam o pojedynczych wypadkach, o tym, że można czasem spotkać posła na sejm RP w stanie, w jakim nie tylko dzieci oglądać go nie powinny, ale tu się okazuje, że zniszczenia są takie, że niebawem jakaś telewizja gotowa nakręcić u nas materiał o inwazji nielegalnych imigrantów…


                Internauci zatroskani są o roznoszenie piasku po płycie rynku. Pewnie nigdy nie byli na nim w Nowy Rok. Wtedy też bywa na nim mnóstwo piasku, tylko w trochę innej formie – tłuczonego szkła. Do wiosny miesza się z piaskiem, którym sypany jest lód. Forumowiczom sen z powiek spędza też czystość w piaskownicach. Piaskownice te bowiem, ich zdaniem, będą naturalną kuwetą dla psów, kotów i gołębi, jeżeli nie będą przykrywane. Powiem Ci, Babciu, że to spostrzeżenie trochę mnie zmartwiło. Nie wiem, czy będą przykrywane, czy nie, ale kiedy sobie pomyślę, że kiedy jeszcze ja bawiłam się w piaskownicy na osiedlu (która nigdy nie była przykrywana, a wtedy nie była nawet ogrodzona – i takich nadal jest większość) i kiedy przypomnę sobie, ile kręciło się tam bezpańskich kotów, ile psów wychodziło na spacer bez właściciela, ile gołębi, kawek, kosów, wróbli i innego ptactwa mogło traktować moją piaskownicę jako kuwetę… to  myślę, że tylko cudem przeżyłam. Domyślam się, że ci zatroskani komentujący, to nie ci sami, którzy z nostalgią wspominają, jak to w swojej młodości darli portki na płotach, chlapali się w kałużach i rzucali kulami błota, a potem narzekają, jak to się dzisiaj na dzieci chucha i dmucha…
                I niby wiem, że jak mówiło się, że w parku psy robią kupy, których nikt nie sprząta, to wycięto park. Ale wciąż nie mogę zrozumieć tego sposobu myślenia: „skoro jacyś delikwenci upijają się na rynku i demolują miasto, ustąpmy im miejsca, a dzieci trzymajmy z dala od Rynku” - czyżby pijacy mieli do niego większe prawo?…

                Osobna grupa oburzonych pojawieniem się piaskownic uważa, że to pomysł co najmniej niestosowny, że to nie wypada na centralnym, reprezentacyjnym placu miasta… Ja nie wiem, co wypada w takim razie na Rynku. Podobno kiedyś handlowano tu cebulą, wieprzowiną i jajkami, a dzisiaj? Może pomniki jakieś należy stawiać? Figury święte? Jedna stoi właśnie nad fontanną – Św. Jan Nepomucen z wielkim napisem „JEZUS”. Może gdyby to był Jezus, to nikt nie odważyłby się czepiać piaskownic, bo przecież On mówił „nie zabraniajcie dzieciom przychodzić do mnie”? Ale co w tej sprawie miał do powiedzenia Św. Jan Nepomucen?
A może na Rynku powinniśmy teraz defilady urządzać? Wiece partyjne? Tylko pod jakimi flagami – żółte gwiazdki na niebieskim tle chyba nie, raczej białe ramię z mieczem na zielonym? Tata mówi, że kiedyś w szkole co jakiś czas nauczyciele, kiedy nie radzili sobie z uczniami, postanawiali zaprowadzać dyscyplinę na przerwach: należało wtedy przez całe 5 albo 10 minut chodzić w kółko, wszyscy w jednym kierunku, w jednym tempie i w milczeniu. Tata nie wie, jakie przeżycia miał za sobą ktoś, kto to wymyślił, ale podobno tak wyglada więzienny spacerniak. Czy na Rynku też powinniśmy się już wkrótce spodziewać takich porządków?
Smutno to widzę...

*** 



                Jak już Ci kiedyś, Babciu, pisałam, dzieci w naszym kraju są mile widziane, kiedy nie są widziane ani słyszane. Miejsce dzieci jest wszędzie tam, gdzie nie psują samopoczucia dorosłym. Świetnie wyglądają na kolorowych fotografiach, kiedy udają jakieś robaczki, kwiatuszki albo zwierzątka, kiedy pachną, milczą i słodko wyglądają. Bardzo się też przydają w polityce do straszenia rodziców. Ostatnio stały się też dla niektórych całkiem niezłym źródłem dochodu. Ale już kiedy trzeba by zrobić plac zabaw na osiedlu, postawić specjalne krzesełko w restauracji albo wygospodarować pomieszczenie do (a fe!) przewijania maluchów, to już gorzej... 

Marzeniem polityków jest, żeby dzieci doskonale prezentowały się w postaci coraz większych wartości liczbowych w tabelach statystycznych – niestety, nie chcą. Masz pojęcie dlaczego, Babciu?


                Całuję Cię mocno!

                Twoja J.






http://www.rybnik.com.pl/wiadomosci,na-rynku-pojawily-sie-piaskownice-w-ksztalcie-ryb-bedzie-ich-wiecej,wia5-3266-34053.html


Podobne:









11 komentarzy:

  1. Jak w Wodzisławiu postawili na osiedlu fontannę (jak pod Bazyliką tylko mniejszą), to znajoma, notabene z dzieckiem, narzekała jak głośno leci z niej woda. Dobrze jak masz dzieci, ale udajesz, że ich nie masz. W pracy, na uczelni, w sklepie, kościele itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejnym krokiem podjętym w celu uciszenia wody będzie likwidacja fontanny...

      Usuń
  2. Podzielić rynek na sprawiedliwe kawałki!!! Ogrodzić,zabezpieczyć,sprzątać. 6 ławeczek dla staruszków, 6 dla matek z dziećmi. Parasolki dla staruszków, przewijaki dla dzieci, tojtoje dla piwoszy,gołębniki dla gołębi. No wprost balanga na całego. Rynek przystosowany. Aha i specjalne ścieżki(dla osób na wózkach) asfaltowe, bo inne strasznie trzęsą.
    Pomiędzy tym limuzyny z parami młodymi - bo tam ratusz? Ludzie opamiętajcie się. Za chwilę będziemy tam kozy sprzedawać jak onegdaj. To już naprawdę nie ma gdzie z dziećmi chodzić do piaskownicy? Całe lata przebudowywaliśmy , remontowaliśmy,aby rynek stał się reprezentacyjną częścią miasta. To część miasta,która żyje sporą ilością organizowanych tam imprez okolicznościowych. Na co dzień zaś miejsca tam jest wystarczająco dla wszystkich aby chwilę odpoczęli przy lodach, pizzach, piwku i coca-coli. Gratuluję temu geniuszowi , postawienia piaskownic. Może jeszcze akwarium ? Ja chciałabym tam widzieć pięknie ubrane rodzinki na niedzielnych SPACERACH. Bo tak mi się coś majaczy, że Rybnik to miasto piękne, ciekawe i jak Rzym na siedmiu wzgórzach leży i z rynku te drogi prowadzą. Jeśli ktoś się czuje tutaj prowincjuszem (140 tyś. mieszkańców) to kto tą prowincję tworzy ? Pozdrawiam Panią Babcię i zapraszam do Rybnika na rynek pod orzeźwiające wody fontanny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Pani za ten smutny komentarz doskonale obrazujący tezę zawartą w tytule posta. Myślę, że Pani wpis jest sam w sobie odpowiedzią na co najmniej jedno pytanie w nim zawarte.
      Nie wiem, czy bardziej powinienem się bać, czy współczuć osobom, którym widok dzieci bawiących się w piaskownicach na rynku psuje poczucie estetyki i przeszkadza w spacerach, ale myślę, że to straszny stan, kiedy obraz czyjegoś szczęścia (bawiące się dzieci, pary młode) budzi niesmak – więc współczuję. Nie polemizuję, bo przeciw temu stanowi nie potrafię znaleźć argumentów: ani racjonalnych, ani emocjonalnych. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że rynek to nie świątynia, teatr, opera ani miejsce martyrologii czy muzeum (w znaczeniu XX w., bo w XXI nawet muzea stają się otwarte). Mam też nadzieję, że nigdy się czymś takim nie stanie. A piaskownic jeszcze niedawno brakowało nawet tam, gdzie powinny być zawsze: na rybnickich osiedlach. Na szczęście dzisiaj jest lepiej.
      Za porównanie naszego bez wątpienia pięknego Rybnika do Rzymu składam wyrazy uznania. Naprawdę.
      Pozdrawiam i życzę Pani dużo życzliwości na co dzień.
      Z poważaniem
      Krzysztof Oleś

      Usuń
    2. Jeśli to takie mało oficjalne miejsce to proponuję zaorać. Jeśli ktoś w moim tekście doszukał się nietolerancji wobec dzieci czy zazdrości itp. to świadczy tylko o braku zrozumienia. Czyli mamy przypadek dążenia do bylejakości i pospolitości. Cóż może jednak prowincja ?
      Jeśli tak to wielka szkoda. Życzliwość to uczucie , które jest mi znane i ,,często doświadczane ,,
      tylko zastanawiam się jak się ona ma do wyglądu rynku i jego przeznaczenia. Polacy lubią ,,walczyć,,
      zamiast budować. Pewne standardy obowiązują, a wysnucie tezy że młodzi ludzie nie mają miejsca w naszym kraju na podstawie piaskownicy na rynku jest po prostu śmieszne. :)

      Usuń
    3. Co do jednego się z Panią zgadzam: "wysnucie tezy że młodzi ludzie nie mają miejsca w naszym kraju na podstawie piaskownicy na rynku jest po prostu śmieszne". Szkoda, że tylko tyle Pani zrozumiała, najwyraźniej muszę popracować nad prostotą przekazu.
      Niestety, w dalszym ciągu nie dojdziemy do porozumienia, skoro obecność piaskownicy i bawiących się w niej dzieci na rynku jest dla Pani przejawem "bylejakości i pospolitości". Dla mnie "bylejakość" to np. wypadający bruk na pl. Wolności, stan kładki między DKM a "ekonomikiem", czy "place zabaw" na osiedlu Nowiny do 2015 roku. Nie dzieci bawiące się w schludnej piaskownicy w centralnym, dostępnym WSZYSTKIM miejscu miasta, które omal nie wymarło, po uruchomieniu dwóch galerii handlowych. Miasto należy do mieszkańców, w tym dzieci, a nie do urzędników wytyczających normy wieku, stroju i limity czasu przebywania na rynku. Obraz, który Pani przedstawia, to muzeum, smutne, sztywne i umierające miasto. Dzisiaj tętni życiem, a dla Pani kwalifikuje się do "zaorania" - z powodu piaskownic, dzieci, nowożeńców, niepełnosprawnych, matek z dziećmi i staruszków - o zgrozo! - wszystkich naraz. Proszę pojechać na rynek we Wrocławiu: piasek przy fontannie, prysznice z hydrantów i krasnoludki pod średniowiecznym ratuszem - a wszystko na jednym z najpiękniejszych placów publicznych w Polsce, na oczach tysięcy wycieczkowiczów z całego świata! I proszę sobie wyobrazić - to się podoba!
      Prowincjonalność to pojęcie geograficzne, ale i mentalne - w moim odczuciu przejawia się m.in. w braku otwartości na pozytywne zmiany i trzymaniu się sztywnych (nawet absurdalnych) zasad i konwenansów za wszelką cenę, w uprzykrzaniu i utrudnianiu życia innym tam, gdzie łatwo można je uprościć, a co najgorsze - w megalomanii i braku dystansu.
      Zapraszam Panią do przezwyciężenia niechęci i pójścia na Rynek w jakieś popołudnie. Proszę spróbować posiedzieć 10min. na ławeczce i popatrzeć na bawiące się tam dzieci. Jeżeli nadal będzie Pani uważała, że to miejsce nie jest dla nich, to nie ma Pani serca.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Wiadomo jak to polak do polaka. Ty swoje a ja swoje. Kłopot ze zrozumieniem niestety po pana stronie . Ani krzty polotu. Przepraszam ale teza TO NIE JEST KRAJ DLA MŁODYCH LUDZI wysnuta z takiego byle czego jak piaskownica tu czy tam jest sama w sobie żenująca. Nie widzę tam zakazów. Dałam tylko przykład, że równie dobrze idąc dalej tym tropem myślenia można by wysnuć jeszcze wiele WYDUMANYCH tez.Młodzi mają obowiązek prowadzić ten kraj w dobrym kierunku a nie siedzieć i wybrzydzać. Niech pokażą jaki to kraj uczynią , co z nim zrobią. Jaki to i dla kogo będzie kraj jak się za niego wezmą. Czy ktoś broni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry
      O tym, że kłopot ze zrozumieniem Pani postawy leży po mojej stronie jest m.in. powyższy tekst. Zaś co do czytania ze zrozumieniem, to jest to w naszym kraju równie rzadka umiejętność, co znajomość ortografii.
      Niewątpliwie jednak, próba przebicia się przez ten mur niezrozumienia jest inspirująca, dlatego postaram się prościej (przepraszam za brak polotu):
      1. Pani pisze: „Przepraszam ale teza TO NIE JEST KRAJ DLA MŁODYCH LUDZI wysnuta z takiego byle czego jak piaskownica tu czy tam jest sama w sobie żenująca.”
      Odpowiadam: pełna zgoda! Właściwy tytuł brzmi „TO (WCIĄŻ) NIE JEST KRAJ DLA MŁODYCH LUDZI” i nawiązuje do mojego starszego tekstu, do którego link znajduje się pod komentowanym tutaj wpisem (tutaj: http://listyprowincjonalne.blogspot.com/2014/05/59-to-nie-jest-kraj-dla-modych-ludzi.html ), a który w podobny sposób obrazuje ignorowanie potrzeb młodych ludzi.
      2. Ponadto napisałem też: „Miejsce dzieci jest wszędzie tam, gdzie nie psują samopoczucia dorosłym. Świetnie wyglądają na kolorowych fotografiach, kiedy udają jakieś robaczki, kwiatuszki albo zwierzątka, kiedy pachną, milczą i słodko wyglądają. […] Ale już kiedy trzeba by zrobić plac zabaw na osiedlu, postawić specjalne krzesełko w restauracji albo wygospodarować pomieszczenie do (a fe!) przewijania maluchów, to już gorzej...” (znak […] oznacza wycięty fragment niezmieniający sensu).
      3. Powyższe, oraz zamieszczone obok tekstu przykłady wypowiedzi rybniczan na temat ustawienia piaskownic na rynku składa się na jeden obraz, świadczący o tym, ŻE MŁODYM NIE JEST U NAS ŁATWO.
      cdn.

      Usuń
    2. 4. Co przez to rozumiem? Odpowiem na przykładach (nie na WYDUMANYCH tezach):
      a) „młodzi ludzie” to dla mnie dzieci, młodzież, ale i młodzi rodzice;
      b) w wielu restauracjach nie można znaleźć specjalnego krzesełka dla dziecka; wniosek: nie życzą tam sobie dzieci.
      c) przez długi czas w całym mieście prawie nie było zadbanych, atrakcyjnych placów zabaw (w przeciwieństwie do Rydułtów czy Marklowic); wniosek: potrzeby dzieci i ich rodziców nie były zauważane.
      d) na osiedlu Nowiny zlikwidowano boiska i place zabaw, bo kurzyło się mieszkańcom do mieszkań i dzieci hałasowały, w pewnym momencie była chyba jedna piaskownica i 2 place zabaw (na około 20tys. mieszkańców –zaniżam); wniosek: zarząd RSM miał dzieci w dupie.
      e) w jednej z rybnickich dzielnic starszy pan strzelał z wiatrówki do dzieci, bo hałasowały; wniosek: brak słów.
      f) jeszcze niedawno co najmniej dla kilkuset dzieci brakowało w Rybniku miejsc w przedszkolach, do dziś za mało jest żłobków; wniosek: co najmniej przez kilka lat władze miasta miały ciekawsze rzeczy do roboty.
      g) widok matki karmiącej dziecko w miejscu publicznym jest dla wielu osób w tym kraju gorszący; wniosek: brak zrozumienia po mojej stronie;
      h) osobiście znam przypadek starszej „normalnej” kobiety spluwającej przez ramię i rzucającej przekleństwem na widok obcej kobiety w ciąży (pełnoletniej, mężatki, w niewyzywającym stroju); wniosek: jak wyżej.
      i) jeszcze niedawno na rybnickim rynku nie było nawet gdzie pójść z dziećmi na lody, dzisiaj rozmnożyły się lodziarnie, postawiono piaskownice, w których bawią się dzieci, a wokół odpoczywają ich matki i babcie – zaburza to Pani poczucie estetyki; wniosek?
      5. Wszystkie powyższe składają się na jeden wniosek: TO (WCIĄŻ) NIE JEST KRAJ DLA MŁODYCH LUDZI. Bo pierwszeństwo zawsze mają ci w kwiecie wieku, pełni sił, zdrowia i wpływów. Jeżeli chce się Pani czuć budowniczą takiego stanu rzeczy, oczywiście ma Pani prawo. Dla mnie nie byłby to powód do dumy.
      6. Pani pisze: „Młodzi mają obowiązek prowadzić ten kraj w dobrym kierunku a nie siedzieć i wybrzydzać. Niech pokażą jaki to kraj uczynią , co z nim zrobią. Jaki to i dla kogo będzie kraj jak się za niego wezmą. Czy ktoś broni?”
      Odpowiadam: jeżeli chodzi o próby zrozumienia, to właśnie podniosła Pani poprzeczkę.
      Dla mnie te piaskownice są skromnym przykładem tego, że „młodzi prowadzą ten kraj w dobrym kierunku, a nie siedzą i wybrzydzają”, bo ta drobna rzecz zmienia może niewiele, ale pokazuje sposób myślenia, zupełnie obcy poprzednim władzom (a i zapewne wielu obecnym radnym) i Pani - Panią to oburza, degustuje, Pani krytykuje i pyta: „czy ktoś broni?”….
      To dla jasności odpowiem: tak, tacy ludzie jak Pani bronią. I to jest smutne.
      Pozdrawiam i dziękuję za inspirującą wymianę opinii.
      Z poważaniem
      Krzysztof Oleś


      Usuń
  4. No gratuluję ! Tyle żalów i wszystko to bo ... Wynieście banery, wyjdźcie na ulicę , do boju !!! Walczcie !
    Grabki, łopatki i Pana niezwykła elokwencja. Całe zło świata na biednych młodych. O przepraszam i moja ortografia. Radzę odezwę napisać i walczyć jęzo..m, ja sobie popatrzę.
    A może jednak przypomnieć sobie przysłowie ,, jak zrobić z igły widły.
    ,,Kurtuazyjne,, złośliwości na koniec wypowiedzi mnie brzydzą. Jestem akurat osobą, która spotyka się na co dzień ze zrozumieniem ,,młodych,, ludzi ich ,,empatią ,, i ,,życzliwością,,.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie było żadnej złośliwości na końcu mojej wypowiedzi. Naprawdę uważam, że spór bywa inspirujący. Uważam też, że tylko zauważając problemy można je rozwiązywać, nie ignorując. I lepiej walczyć słowem, niż pięścią. Zawsze pozostaje wtedy szansa, że świat będzie odrobinę lepszy.
    Cieszę się i nie wątpię, że na co dzień spotyka się Pani z życzliwością młodych ludzi, wierzę, że z wzajemnością.

    OdpowiedzUsuń