niedziela, 10 listopada 2013

22. ŚNIĘTO PAŃSTWOWE

Daremne żale, próżny trud,
Bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud
Nie wróci do istnienia.

Świat wam nie odda, idąc wstecz,
Znikomych mar szeregu; 
Nie zdoła ogień ani miecz
Powstrzymać myśli w biegu.

Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe,
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę.

Wy nie cofniecie życia fal, 
Nic skargi nie pomogą.
Bezsilne gniewy, próżny żal!
 Świat pójdzie swoją drogą.

Adam Asnyk 1877


Kochana Babciu!
               
                Znowu listopad i znowu te wszystkie smutne święta! Najpierw 1. listopada – wiadomo, Wszystkich Świętych, pamięć, zaduma, refleksja – zrozumiałe. Ale dziesięć dni później znowu jest to samo święto, już nie kościelne, tylko państwowe – i tego już nie mogę zrozumieć. Inaczej się nazywa – Dzień Niepodległości,  ale znowu odbywają się uroczystości na cmentarzach, tylko już nie ma takich korków w ich okolicach. Za to wszyscy mają wolne i jeśli nie chcą się grupowo i patriotycznie smucić, to mogą liście w ogrodzie posprzątać. Gorzej, jeśli trafi się pochmurna i deszczowa pogoda. Wtedy narodowe dołowanie przed telewizorami mamy murowane! Babciu, to w końcu dobrze, że mamy tę niepodległość, czy nie?
                Mama mi opowiadała, że był kiedyś taki czas, kiedy nie wolno było mówić po polsku ani przyznawać się do bycia Polakiem, bo można było za to trafić do więzienia albo nawet na koniec świata. Straszne i smutne były to czasy. Musiało to być nie do zniesienia, skoro trzeba było zabijać innych ludzi, którzy nie mogli pojąć, że można chcieć być Polakiem, zamiast Austriakiem, Niemcem czy Rosjaninem. Na pamiątkę dnia, kiedy to się skończyło, obchodzimy Dzień Niepodległości. Potrafię zrozumieć, że o rodakach, którzy poświęcili życie, żebyśmy nie musieli teraz udawać kogoś innego, należy pamiętać. Ale czy myślisz, Babciu, że Oni chcieliby, żebyśmy święto, o którym mogli tylko pomarzyć, obchodzili jak żałobę? Czy Oni też tak by ten dzień świętowali?
                W mojej szkole, co roku przed Dniem Niepodległości, odbywa się konkurs patriotyczny. Organizuje go bardzo zasłużona pani Nauczycielka. Z innych szkół przybywają co najmniej równie zasłużone panie Nauczycielki ze swoimi zdolnymi uczniami. Sala udekorowana jest patriotycznie, czyli są biało – czerwone flagi, krzyże i złociste chryzantemy. Na ścianach wiszą gablotki ze zdjęciami tych samych pań Nauczycielek: z transparentami przed Sejmem, z flagami przed jakimś ministerstwem, przy paleniu jakiejś kukły na Krakowskim Przedmieściu. Na każdym zdjęciu widać te same osoby, tylko w różnym wieku, bo zdjęcia są z wielu lat. Nie ma tam zdjęć czarno – białych, są tylko biało – czerwone.
                Panie bardzo czule się witają z właściwą sobie gracją i elegancją szanownych dam.  Zgromadzona publiczność to Dyrekcja, panie Nauczycielki i przedstawiciele władz miasta i dzielnicy. Aha! Jeszcze uczniowie – uczestnicy konkursu. Nikt więcej nie chce przychodzić. Potem jest część artystyczna, czyli konkurs. Uczniowie w wieku od lat kilku do kilkunastu, w białych bluzkach i koszulach, śpiewają i deklamują bardzo smutne i straszne utwory o śmierci, zdradzie, pluciu w twarz, strzelaniu w tył głowy, zostawianiu dzieci przez rodziców, czasem o miłości do Pana Boga i nadziei na lepsze życie po śmierci. A mnie rodzice nie pozwalają oglądać Kryminalnych zagadek!
Po każdym występie panie Nauczycielki ocierają łzy przygotowanymi wcześniej chusteczkami, a czym więcej uronią łez, tym głośniej biją brawo. Potem żiri ogłasza zwycięzcę – najsmutniejszego wykonawcę – a wzruszone panie Nauczycielki dziękują sobie nawzajem za organizację, za przygotowanie zdolnych uczniów i powtarzają, jak bardzo taki konkurs jest potrzebny. Raz musiałam wziąć w nim udział i chyba nie będę patriotką, bo chociaż dostałam nagrodę, to już więcej nie chcę tego przeżywać. Tata mówi, że tak wyglądały wszystkie uroczystości szkolne w Polsce przez 50 lat po II Wojnie Światowej. Babciu, czy to prawda? Jeśli tak, to już wiem, dlaczego tyle osób wyjechało z Polski: ja też nie chciałabym żyć w kraju, w którym ciągle się powtarza jego mieszkańcom, że wszyscy dookoła nie myślą o niczym innym, tylko o tym, jak nam coś zabrać albo jaką krzywdę zrobić.
Nie do końca rozumiem też słowo patriotyzm. Po tym konkursie, o którym Ci piszę, myślałam, że  patriota to ktoś, kto „umarł za Ojczyznę”, ale kiedyś w telewizji mówili tak o kimś, kto jeszcze żył i w dodatku się uśmiechał. Czasami w zagranicznych filmach nazywają tak ludzi, którzy nigdy nie mieli w ręku broni. Czy Ty, Babciu, potrafisz mi wytłumaczyć, jak powinnam to trudne słowo rozumieć?
No i jak to jest z tą niepodległością? W filmach widziałam, że w innych krajach w Dzień Niepodległości ludzie się cieszą, urządzają rodzinne spotkania i pokazy fajerwerków, razem się bawią i życzliwie odnoszą do rodaków. Czy tym się właśnie wyróżniamy, że nasz Dzień Niepodległości to okazja, żeby w atmosferze żałoby narodowej jedni Polacy mogli bić innych Polaków i kłócić się o to, czyja polskość jest lepsza? Przecież nawet to, że za spalenie kukły na Krakowskim Przedmieściu nie trzeba iść do więzienia, może być powodem do radości.
Chcę być dumna z tego, że jestem Polką, a moi rodacy to pogodni, szanujący innych i siebie nawzajem kulturalni ludzie, którzy chcą poznawać innych i od których inni też mogą i chcą się czegoś nauczyć. Myślisz, Babciu, że dużo nam do tego brakuje? Może Cię zaskoczę, ale myślę, że chociaż nie wszystkim to odpowiada, to już się tacy stajemy. I kiedyś w Dzień Niepodległości będziemy się cieszyć, kiedy wreszcie uwierzymy, że są powody, żeby nasi przodkowie też byli z nas dumni.

Całuję Cię mocno!

Twoja J.



2 komentarze:

  1. Droga J.

    Niestety taka od wielu dziesięcioleci jest polityka naszych „umiłowanych przywódców”, żeby wmówić Polakom, że są brakującym ogniwem w teorii Darwina i nie powinni się wtrącać w „wielką politykę” „poważnych krajów”. Jak powszechnie wiadomo, osobę zahukaną i zakompleksioną łatwiej się podbija i łatwiej się nią steruje niż osobą pewną siebie, która zna swoją wartość. Zapewne gdyby w obecnych czasach żyli bohaterowie sienkiewiczowskiej trylogii, Kmicic kolubrynę sprzedałby na złomie, Skrzetuski trzymałby wartę na Krakowskim Przedmieściu, Wołodyjowski pracowałby w kebabie Bohuna, a Podbibięta w Zbarażu jednym cięciem otwierałby trzy bełty. I to właśnie dlatego kolejni najeźdźcy, zaborcy, zarządcy i politycy uprawiają politykę wmawiania naszemu nieszczęśliwemu narodowi, że jesteśmy w ogonie Europy (a nawet całego świata – „Ty Bangladesz przeproś!”). I to właśnie dlatego hucznie obchodzi się kolejne rocznice Powstania Listopadowego, Postania Styczniowego, wybuchu II wojny światowej, Powstania Warszawskiego i innych równie „radosnych” wydarzeń, a w kalendarzu brak jest rocznic pokonania Turków pod Wiedniem, cudu nad Wisłą, bitwy pod Grunwaldem, bitwy pod Kłuszynem, hołdu pruskiego, a przede wszystkim hołdu Szujskich. Obecnie w Polsce mało kto wie, że kiedyś władca potężnej Rusi musiał się ukorzyć przed „polaczkami” po tym, jak wraz ze szwedzkimi najemnikami dostał od nas srogie baty. Jedyna nasza szansa jest w Tobie, Twojemu i kolejnym pokoleniom, które może nabiorą pewności siebie i będą mogły postawić się ciemnym mocom. Aczkolwiek patrząc na rozwój sytuacji, nie można wykluczyć, że będziecie odsądzani od czci i wiary za bycie zaściankiem i ciemnogrodem, ponieważ wciąż będziecie mieć opory przed nazwaniem homosiów normą, przed edukacją seksualną przedszkolaków oraz uznaniem prawa do małżeństw czajnika z kozą, które chcą wychowywać dzieci. Obawiam się tylko, że Was będzie czekała o wiele trudniejsza walka niż naszych przodków, ponieważ rozpoczyna się właśnie bezpardonowy atak marksizmu kulturowego spod znaku Gramsciego, który próbuje rozbić podstawową komórkę społeczną pod płaszczykiem tolerancji, równości, opieki i tym podobnych hasełek-wytrychów. Jak wiadomo, władza totalitarna nie znosi konkurencji, dlatego podstawowym celem obecnych władców jest demontaż rodziny i kościoła (wszelkich religii monoteistycznych – nie tylko katolicyzmu) i zastępowanie ich „związkami partnerskimi” oraz zabobonami w stylu scjentologii, numerologii i innych pseudoreligii. Należy jednak wierzyć, że Bóg ma jakiś określony cel w tych działaniach i wierne przy nim trwanie zostanie wynagrodzone po śmierci. I w ten sposób dochodzimy do Twoich wątpliwości dotyczących 1 listopada. Na wstępie wyjaśniłem Ci, dlaczego Polacy są tacy „zadumani”, „nostalgiczni”, „patetyczni”, itd. i dlaczego tak hołubione jest „moralne zwycięstwo” i „honorowa porażka” zamiast normalnego zwycięstwa. I jak słusznie zauważasz, szczytem paranoi jest obchodzenie „na smutno” święta Wszystkich Świętych. Jak wszyscy doskonale wiemy, Święty jest to zmarła osoba, która wyszła już z czyśćca i dostąpiła najwyższego szczęścia, czyli bezpośredniego obcowania z Bogiem w niebie. Tak więc święto to powinno być z natury jak najbardziej radosne, lecz z wiadomych względów nakazano nam się w jego trakcie „zadumać”. A przecież od tego jest 2 listopada, czyli Zaduszki wywodzące się z pogańskiego święta Dziadów, o których będziesz uczyła się w szkole i zapewne będziesz musiała nauczyć się fragment dzieła o tym samym tytule, które zrodziło się w głowie naszego rodaka (czyt. Litwina), pana Adama Mickiewicza. Kończę już ten mój przydługawy list, ponieważ najwyższy czas, żeby dzieciaki poszły spać.

    Gorąco pozdrawiam Ciebie, rodziców i braciszka.

    Twój wujek Sir M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Wujku,

      Dziękuję Ci za tak długi i mądry list, z którego bardzo się cieszę, chociaż nie wszystko z niego zrozumiałam. Tata mówi, że w dużej części się z Tobą zgadza, ale są tematy, które powinniście przedyskutować beze mnie, przy jakimś klasycznym słowiańskim dziele literackim. Mam nadzieję, że od takiej literatury nie chrapie się za głośno...
      Jeśli chodzi o historię naszego "nieszczęśliwego narodu", jak piszesz, to słyszałam, że największe zwycięstwa świętowaliśmy, kiedy nasz kraj słynął z tego, że było w nim miejsce dla ludzi o różnych poglądach przywożonych z różnych stron Europy, a relacje panów i chłopów jeszcze nie przybierały form niewolnictwa. Dopiero wprowadzania na siłę "jedynego słusznego" światopoglądu doprowadziło do tragedii, której nie była już w stanie powstrzymać nawet ta niewiarygodna rewolucja umysłowa, która zrodziła Konstytucję.
      Co do Wszystkich Świętych, to wydaje mi się, że jeden dzień w roku spędzony na wspominaniu bliskich, za którymi tęsknimy, może być smutny, bo to chyba też jest nam potrzebne i chyba mało kto zwraca uwagę na to, że akurat wolny dzień tak spędzamy, a nie "robocze" Zaduszki. Ale jeden dzień, to nie 365,25...
      Wierzę też, Wujku, że jednak większość ludzi jest dobra i nawet wśród "władców" są tacy, którzy chcą poprawić świat. Tylko każdemu wydaje się, że tylko on ma rację, najlepszy przepis na uszczęśliwianie innych i robi się głuchy na nie swoje pomysły. Czasami myślę, że kiedy Pan Jezus mówił, że trzeba stać się dzieckiem, żeby wejść do Nieba, to myślał, między innymi, o tym, że trzeba, jak dziecko, ciągle pytać, a nie zadowalać się raz otrzymanymi odpowiedziami. Że zamiast pozwalać sobie wszczepiać jakiekolwiek "umysłowe protezy" zwalniające z myślenia, każdego dnia trzeba (można!) odkrywać nowy świat, który ciągle "się staje" i nic nie jest zawsze takie samo. Poza jedną zasadą, którą na pewno znasz: żeby nigdy nie traktować żadnego innego człowieka tak, jak samemu nie chciałoby się być traktowanym. Myślisz, że potrzebne byłoby nam coś więcej, gdyby wszyscy chcieli o tej zasadzie pamiętać?

      Dziękuję w imieniu całej naszej rodziny za pozdrowienia i też przekazuję pozdrowienia od rodziców dla Ciebie, Cioci, J. i S.

      J.

      Usuń