piątek, 29 listopada 2013

26. CIAPTAK ATAKUJE!

Kochana Babciu!
               
                Tym razem piszę do Ciebie w bardzo trudnej sprawie. Stało się u nas coś strasznego: u K. w przedszkolu mają gelender, czy coś takiego! Czy Ty wiesz co to może być? Bo ja nie wiem. Ale wczoraj byli u nas ciocia i wujek C. i jestem przerażona!
                Najpierw się zmartwiłam, że przyszli bez A. i W., bo bardzo lubię się z nimi bawić. Potem poprosili mnie, żebym poszła do swojego pokoju i zamknęli drzwi. Tutaj muszę Ci się przyznać do czegoś brzydkiego: podsłuchałam ich rozmowę… Nie wszystko dokładnie słyszałam przez drzwi, ale przecież bez tego nie wiedziałabym, co się dzieje i nie mogłabym Ci opowiedzieć! A to bardzo straszne!
                Ciocia zaczęła od razu od najgorszego – wprost zapytała mamę, czy wie, że K. w przedszkolu robią gelender! Kiedy mama odpowiedziała, że wie, wujek zapytał, czy nie ma zamiaru nic z tym robić. Mama się zdziwiła, dlaczego miałaby mieć coś przeciwko temu, żeby uczyć dzieci, że chłopcy powinni szanować dziewczynki, a dziewczynki chłopców. Wtedy ciocia z wujkiem zaczęli na przemian tłumaczyć rodzicom, że to jest tylko maska pojęciowa, ale używali przy tym mnóstwa słów, których nie rozumiem i mogłam coś źle zapamiętać. Opowiadali, że tak naprawdę, to ideologię gelender wprowadza się, żeby dziewczynki chciały być chłopcami, a chłopcy dziewczynkami, żeby można było ich homogenizować, żeby wszyscy chcieli jeździć na rowerach i żeby już nie było dzieci na świecie! 
                Mama powiedziała, że to nie tak, bo, owszem, te teorie mają swoje wady, ale to, że wujek był na urlopie tacierzyńskim, a ciocia dostała dofinansowanie na prowadzenie własnego saloniku fryzjerskiego to też jest gelender. Na to ciocia i wujek powiedzieli mamie, że jest tenisistką, nie czyta odpowiednich książek i daje się kapitulować grzybom, komarom, muchom i wazonom, a wszystko przez brukselkę. Potrafisz mi to przetłumaczyć, Babciu?
                Wtedy do rozmowy włączył się tata i podziękował wujkowi, że nie splunął w naszym salonie trzy razy przez lewe ramię, po użyciu słowa gelender i zapytał, czy osinowy kołek zostawił w samochodzie. Wujek nakrzyczał na tatę, że nie dba o swoje dzieci i że obudzi się dopiero, jak K. przerobią na część rowerową, ale wtedy będzie już za późno!
                Ledwo zdążyłam uciec, bo tak szybko ciocia z wujkiem wybiegli trzaskając drzwiami. Wygląda na to, że z A. i W. już się nie pobawię. Ale najbardziej martwi mnie, że jeśli ciocia i wujek mają rację, to co będzie z K.? Zawsze chciałam mieć siostrzyczkę, ale nie aż tak, żeby przerabiać na nią braciszka! No i co, jeśli ktoś uzna, że ja lepiej wyglądałabym jako chłopiec? Nie lubię się bawić autkami ani pistoletami, za to kocham swoje lalki… K. chyba już urodził się z mieczem w rączce – nie zniósłby tego, gdyby miał czesać Barbie! Chyba wolę być gospodynią domową i gotować mężowi obiady, zamiast zostać słynną malarką, tylko niech mnie nikt nie przerabia! Co za potwory chcą nas skrzywdzić? Babciu, co z nami będzie?
               
No i co to jest tak naprawdę ten gelender? Bo nadal nie wiem. Czuję się trochę, jak wójt z wiersza pana Brzechwy pt. „Ciaptak” (przepisałam go dla Ciebie, gdybyś go nie znała). Nawet nie wiem, czy wolno mi takie wierszyki czytać, bo podobno autor tak naprawdę był grzybem i tylko udawał człowieka. Czy ten wierszyk może być trujący? To kolejna rzecz, której nie rozumiem…
                Myślę sobie nieśmiało, że może z tym gelenderem jest tak, że każdy widzi w nim tylko to, co chce widzieć, słyszy tylko to, co chce słyszeć, a prawda jest gdzieś pomiędzy skrajnościami? Przecież ciocia i wujek przyszli do rodziców, bo martwią się o nas: o mnie i K. Z drugiej strony, kto, jeśli nie rodzice (a ja zawsze myślałam, że mam dobrych), chce najlepiej dla swoich dzieci? A jeśli jedni i drudzy chcą dobrze, to czy dobro dzieci można osiągnąć na tyle tak różnych sposobów, że aż trzeba o nie walczyć, czy może chodzi im o to samo? Jeśli tak, to znaczy, że nie będę mogła bawić się z A. i W. tylko dlatego, że dorośli nie potrafią ze sobą rozmawiać?
                Najbardziej jednak przeraziła mnie myśl, że dzieje się tak dlatego, że komuś może zależeć, żeby dorośli się kłócili, bo jak będzie mówił im o czymś, czego nie rozumieją, to go uznają za mądrego i będzie się czuł ważny. Przykro mi, że ktoś mógłby chcieć do tego posługiwać się dziećmi…

Całuję Cię mocno!


Twoja J.
"Zakochane Ciaptaki"


CIAPTAK


Siedzi Ciaptak na dachu 
I wszystkim napędza strachu. 
Ludzie patrzą, brednie plotą, 
Bo żaden z nich nie wie, co to. 

- Widzieliście Ciaptaka? 
Czy to jest odmiana ptaka? 

Czy może roślina taka? 
Czy może garnek, czy bania? 
Czy może głowa barania? 
A może to rodzaj grzyba? 
A może po prostu ryba? 
A może zwyczajny płaz? 

Ktoś go gdzieś widział już raz, 
Ale też nie na pewno, 
Bo wtedy wyglądał jak drewno 
Pomalowane z dwóch stron, 
Więc chyba to nie był on. 

Sprowadzono z drabiną strażaka, 
Żeby ściągnął z dachu Ciaptaka. 
Rzekł strażak: - To rzecz nieklawa, 
Nie mój dach i nie moja sprawa... 

Wezwali wójta sąsiedzi, 
A Ciaptak na dachu siedzi, 
Syczy, burczy i prycha. 
A cóż to za stwór, do licha? 

Wójt do urzędu wszedł i 
Zagłębił się w encyklopedii. 
- Ce... Ciaptak... Nie ma Ciaptaka... 
A może to rodzaj buraka, 
Ogórka albo ziemniaka? 

A Ciaptak na dachu siedzi, 
Natrząsa się z gawiedzi. 

Tłum rośnie, gapią się gapie, 
No, kto go za ogon złapie? 
- Też mądry! Ciaptak nie wrona, 
On wcale nie ma ogona! 
- Co ty tam wiesz, patałachu?! 

A Ciaptak siedzi na dachu, 
Nabzdyczył się i nadął. 
Aż nagle zleciał na dół. 

Ludzie za nim pognali w te pędy, 
A on kluczył tędy, owędy, 
Przez pole, przez rzeczkę, przez las, 
Tam szybko na drzewo wlazł 
I wskoczył do dziupli w drzewie. 

A co to jest Ciaptak - nikt nie wie.


Jan Brzechwa.




Gelynder - (gwara śląska; niem gelaender) poręcz, balustrada.


Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest przypadkowe i  niezamierzone.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz