piątek, 20 czerwca 2014

67. JA, TATA

Pamiętam czasy tej młodości, kiedy wydawało mi się, że posiadanie dziecka to katastrofa. Kataklizm towarzyski, klęska finansowa i zamrożenie jakiegokolwiek rozwoju na poziomie zera absolutnego. Niektórym moim rówieśnikom do dziś wychowywanie potomstwa kojarzy się z karą boską.  Sporo z nich ma dzieci. Jakoś sobie radzą. Inni, którzy z wyboru dzieci nie mają, często twierdzą, że dobrze się bawią. No i na zdrowie! Jeśli ktoś do rodzicielstwa nie czuje się stworzony, to musi mieć swoje powody. Bywa, że te powody wymagają tylko upływu czasu.
A jak to widzę dzisiaj? Jestem ojcem dwójki dzieci. Apokalipsy nie było albo miałem w jej trakcie ważniejsze zajęcie. Natomiast moje życie bardzo się zmieniło: świat stał się dużo bardziej wielowymiarowy.

Kiedy dzisiaj patrzę wstecz, to starania o pierwsze dziecko były jak planowanie wyjazdu w miejsce znane tylko z opowiadań, zdjęć i mapy. W chwili, w której żona pokazała mi test ciążowy, a czerwony pasek wskazał „jesteś tu!”, zdałem sobie sprawę, że oto jesteśmy w trasie i właśnie znaleźliśmy się w miejscu, w którym nasza droga zmienia kierunek, poziom i… nawierzchnię? Ode mnie zależało, czy będę kierowcą, pasażerem – pilotem, czy pasażerem schowanym na tylnym siedzeniu, bo o opuszczeniu pokładu nie było mowy!  Rola kierowcy odpowiada mi najbardziej, chociaż nieraz zdarzało mi się ustępować miejsca za kierownicą żonie – kto znalazł się kiedyś w długiej trasie, ten wie, ile znaczy mieć dobrego zmiennika. Ja mam szczęście – kiedy prowadzi moja żona, czuję się równie bezpiecznie, jakbym sam siedział za kierownicą. Przystanek i pojawienie się nowych pasażerów na pokładzie to dobry moment, żeby określić swoją rolę w dalszej trasie. A metafora życia rodzinnego jako wspólnej podróży jest mi bardzo bliska: prawo jazdy zdałem dziesięć dni przed narodzinami pierwszego dziecka.
Zostałem ojcem. Słowo stało się ciałem. I to jakie słowo! Ojciec, ojcostwo, ojczyzna – ileż te pojęcia niosą w sobie dumy! Noblesse oblige! Nawet pies zaczął patrzeć na mnie z większym szacunkiem. Stanąłem więc przed wyborem, jakim ojcem chcę być: wszechmogącym, który za dobro wynagradza, a za zło karze wedle ustalonych przez się praw, czy stereotypowym półgłówkiem z reklamy, z którego można pośmiać się z mamą przy każdym posiłku? Czy możliwe jest coś pomiędzy? Czy starać się pozostać sobą za wszelką cenę, czy poświęcić się dla dobra ukochanych? Jak stanąć na wysokości zadania? Bycie ojcem, to ciągłe szukanie odpowiedzi na te pytania, a każdy dzień uczy, że każda odpowiedź jest możliwa…
Od pierwszego płaczu dziecka, o którym już wiem, że może być źródłem głębszej radości niż jakikolwiek śmiech, co chwilę spędzoną z dzieckiem dowiaduję się czegoś nowego: o świecie, o człowieku, ale przede wszystkim o sobie. Trzymam na ręku magiczne lusterko, gotowe powiedzieć przecie, kto najpiękniejszy jest na świecie. Cokolwiek powie, będzie to prawdą. A lusterko, jak to lusterko, nie mówi słowami, tylko całym sobą. Któż chciałby to zepsuć?
Począwszy od fizycznego wyglądu, na który nie mam wpływu, przez gesty, nawyki, słowa, po sposób patrzenia na świat, moje dzieci mogą być żywym udokumentowaniem mojego funkcjonowania w otaczającej mnie rzeczywistości. Warunkiem jest tylko moja obecność. Moja nieobecność również znajdzie,  nomen omen, odzwierciedlenie w ich osobowości i świadectwo zostanie wystawione. To może mobilizować samo w sobie. Niektórym powinno nawet zmrozić krew w żyłach.
Jest jednak coś jeszcze. To wypłowiałe, trochę od nadużywania, trochę od trzymania w ukryciu słowo,  które w języku polskim miewa zazwyczaj kolor nieśmiałego rumieńca, bo mamy je jedno, podczas gdy w innych językach może mieć po kilka odpowiedników: miłość. Z wiekiem każdy, kto przywiązuje jakąkolwiek wagę do słów, uświadamia sobie, jaką ułomnością naszego języka jest jedno określenie na taką mnogość uczuć, jakie próbuje ono objąć. Rodzicielstwo to kolejny poziom wtajemniczenia w nieograniczony świat znaczeń tego słowa. Poziom, na którym dociera do człowieka, że nie ma innej drogi do poznania własnego świata i zrozumienia, czym jest człowieczeństwo, aniżeli przez wszystkie znaczenia tego właśnie słowa. Ode mnie tylko zależy, czy zechcę skorzystać z szansy zdobycia tej wiedzy.
Jeżeli tylko nie zabraknie mi miłości, to wystarczy już tylko odrobina dobrej woli i współpracy z dzieckiem, a okaże się, mówiąc bardziej przyziemnym językiem, że jesteśmy w trakcie realizacji kontraktu, wymiany handlowej, która obu stronom przynosi krociowe zyski: „ja zapewnię ci bezpieczeństwo i powiem ci wszystko, co wiem o świecie, a Ty powiesz mi wszystko o … mnie; czym więcej będę wiedział o sobie, tym łatwiej mi będzie dać ci poczucie bezpieczeństwa i tym więcej będę umiał opowiedzieć ci o świecie”. Muszę tylko pamiętać, że poważny kontrakt wymaga poważnego traktowania partnera biznesowego.

Pierwszy krok należy do mnie.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz