Pamiętam czasy
tej młodości, kiedy wydawało mi się, że posiadanie dziecka to katastrofa.
Kataklizm towarzyski, klęska finansowa i zamrożenie jakiegokolwiek rozwoju na
poziomie zera absolutnego. Niektórym moim rówieśnikom do dziś wychowywanie
potomstwa kojarzy się z karą boską.
Sporo z nich ma dzieci. Jakoś sobie radzą. Inni, którzy z wyboru dzieci
nie mają, często twierdzą, że dobrze się bawią. No i na zdrowie! Jeśli ktoś do
rodzicielstwa nie czuje się stworzony, to musi mieć swoje powody. Bywa, że te
powody wymagają tylko upływu czasu.
A jak to widzę
dzisiaj? Jestem ojcem dwójki dzieci. Apokalipsy nie było albo miałem w jej
trakcie ważniejsze zajęcie. Natomiast moje życie bardzo się zmieniło: świat
stał się dużo bardziej wielowymiarowy.
Kiedy dzisiaj
patrzę wstecz, to starania o pierwsze dziecko były jak planowanie wyjazdu w
miejsce znane tylko z opowiadań, zdjęć i mapy. W chwili, w której żona pokazała
mi test ciążowy, a czerwony pasek wskazał „jesteś tu!”, zdałem sobie sprawę, że
oto jesteśmy w trasie i właśnie znaleźliśmy się w miejscu, w którym nasza droga
zmienia kierunek, poziom i… nawierzchnię? Ode mnie zależało, czy będę
kierowcą, pasażerem – pilotem, czy pasażerem schowanym na tylnym siedzeniu, bo
o opuszczeniu pokładu nie było mowy! Rola
kierowcy odpowiada mi najbardziej, chociaż nieraz zdarzało mi się ustępować
miejsca za kierownicą żonie – kto znalazł się kiedyś w długiej trasie, ten wie,
ile znaczy mieć dobrego zmiennika. Ja mam szczęście – kiedy prowadzi moja żona,
czuję się równie bezpiecznie, jakbym sam siedział za kierownicą. Przystanek i pojawienie
się nowych pasażerów na pokładzie to dobry moment, żeby określić swoją rolę w
dalszej trasie. A metafora życia rodzinnego jako wspólnej podróży jest mi
bardzo bliska: prawo jazdy zdałem dziesięć dni przed narodzinami pierwszego
dziecka.
Zostałem ojcem.
Słowo stało się ciałem. I to jakie słowo! Ojciec, ojcostwo, ojczyzna – ileż te pojęcia
niosą w sobie dumy! Noblesse oblige! Nawet
pies zaczął patrzeć na mnie z większym szacunkiem. Stanąłem więc przed wyborem,
jakim ojcem chcę być: wszechmogącym, który za dobro wynagradza, a za zło karze
wedle ustalonych przez się praw, czy stereotypowym półgłówkiem z reklamy, z
którego można pośmiać się z mamą przy każdym posiłku? Czy możliwe jest coś
pomiędzy? Czy starać się pozostać sobą za wszelką cenę, czy poświęcić się dla
dobra ukochanych? Jak stanąć na wysokości zadania? Bycie ojcem, to ciągłe
szukanie odpowiedzi na te pytania, a każdy dzień uczy, że każda odpowiedź jest
możliwa…
Od pierwszego
płaczu dziecka, o którym już wiem, że może być źródłem głębszej radości niż
jakikolwiek śmiech, co chwilę spędzoną z dzieckiem dowiaduję się czegoś nowego:
o świecie, o człowieku, ale przede wszystkim o sobie. Trzymam na ręku magiczne
lusterko, gotowe powiedzieć przecie, kto najpiękniejszy jest na świecie.
Cokolwiek powie, będzie to prawdą. A lusterko, jak to lusterko, nie mówi
słowami, tylko całym sobą. Któż chciałby to zepsuć?
Począwszy od
fizycznego wyglądu, na który nie mam wpływu, przez gesty, nawyki, słowa, po
sposób patrzenia na świat, moje dzieci mogą być żywym udokumentowaniem mojego
funkcjonowania w otaczającej mnie rzeczywistości. Warunkiem jest tylko moja
obecność. Moja nieobecność również znajdzie, nomen omen, odzwierciedlenie
w ich osobowości i świadectwo zostanie wystawione. To może mobilizować samo w
sobie. Niektórym powinno nawet zmrozić krew w żyłach.
Jest jednak
coś jeszcze. To wypłowiałe, trochę od nadużywania, trochę od trzymania w
ukryciu słowo, które w języku polskim
miewa zazwyczaj kolor nieśmiałego rumieńca, bo mamy je jedno, podczas gdy w
innych językach może mieć po kilka odpowiedników: miłość. Z wiekiem każdy, kto przywiązuje jakąkolwiek wagę do słów,
uświadamia sobie, jaką ułomnością naszego języka jest jedno określenie na taką
mnogość uczuć, jakie próbuje ono objąć. Rodzicielstwo to kolejny poziom
wtajemniczenia w nieograniczony świat znaczeń tego słowa. Poziom, na którym
dociera do człowieka, że nie ma innej drogi do poznania własnego świata i
zrozumienia, czym jest człowieczeństwo, aniżeli przez wszystkie znaczenia tego
właśnie słowa. Ode mnie tylko zależy, czy zechcę skorzystać z szansy zdobycia
tej wiedzy.
Jeżeli tylko
nie zabraknie mi miłości, to wystarczy już tylko odrobina dobrej woli i
współpracy z dzieckiem, a okaże się, mówiąc bardziej przyziemnym językiem, że
jesteśmy w trakcie realizacji kontraktu, wymiany handlowej, która obu stronom
przynosi krociowe zyski: „ja zapewnię ci
bezpieczeństwo i powiem ci wszystko, co wiem o świecie, a Ty powiesz mi
wszystko o … mnie; czym więcej będę wiedział o sobie, tym łatwiej mi będzie dać
ci poczucie bezpieczeństwa i tym więcej będę umiał opowiedzieć ci o świecie”.
Muszę tylko pamiętać, że poważny kontrakt wymaga poważnego traktowania partnera
biznesowego.
Pierwszy krok
należy do mnie.
Tekst opublikowany w maju 2013:http://miskuleczka.pl/artykuly/item/228-zostalem-ojcem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz