czwartek, 5 czerwca 2014

65. CHOROBA ZAWODOWA

Kochana Babciu!
               
                Czy u Ciebie ktoś jeszcze w ogóle wypoczywa poza galeriami handlowymi? Na przykład w parku albo w lesie? Pytam dlatego, że moda i zwyczaje zawsze trafiają na prowincję z centrum, a w naszym mieście, jeśli chodzi o nowe inwestycje, na topie są ostatnio kamień i beton. Rodzice twierdzą, że nasi urzędnicy albo wyprzedzają swoje czasy, albo się cofają. Raczej to drugie, bo ogólnie ludzie dojrzeli już do tego, żeby chronić w miastach zieleń i raczej robi się dla niej więcej miejsca, niż ją niszczy. Większość ludzi jednak lepiej czuje się między drzewami, niż między kamieniami. Ale nie wszyscy. Czytałam, że niektórzy nie lubią parków, bo psy robią tam kupy, niesympatyczni panowie piją alkohol, a do tego ktoś mógłby z kwiatów zrobić tęczę… Okazuje się, że są tacy, którzy bardziej się ucieszą, kiedy w tym miejscu powstanie sklep sportowy, ale tylko pod warunkiem, że w ofercie będą kije bejsbolowe. Chyba właśnie takim naprzeciw wychodzi ratusz.

                Od rodziców wiem, że jest taki bardzo mądry i bardzo ważny dokument, który nazywa się „Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego” (MPZP). Tata mówi, że to jest biblia urzędników miejskich i co jest w nim zapisane, to jest święte. Jeżeli przed laty ktoś napisał w tym dokumencie, że skoro dookoła parku stoją bloki, to najlepiej będzie w tym miejscu postawić budynek z usługami dla mieszkańców tych bloków i nie tylko, to tak się musi stać i koniec! Do tej pory z usług powstał tylko niewielki parking, który bardzo długo był darmowy i chociaż nie bywał przepełniony, to jego darmowość była solą w oku urzędników. Teraz jest płatny i pusty, a urzędnikom psuje samopoczucie plama na MPZP, która powinna być szara, a ciągle pozostaje zielona.

                W Polsce jest kilka firm „hipermarketowych”. Kiedyś było więcej, ale niektórzy nie wytrzymali konkurencji. Ta konkurencja to wyścig w takim ograniczaniu zatrudnienia, żeby jak najmniej osób wystarczyło do wykonania jak największej pracy. Pozostały już tylko takie firmy, które potrafiły przekonać swoich pracowników, że na tym polega szczęście albo (częściej), że nie mają innego wyjścia, tylko tam pracować. W naszym mieście brakuje jeszcze tylko jednej z tych firm i kiedyś jej przedstawiciele chcieli uszczęśliwić mieszkańców, mimo ich protestów, zabudowaniem parku swoją shopą, ale ta propozycja nie mogła już spodobać się radnym, którym protestujący patrzeli na ręce i park pozostawiono w spokoju.
                Nie na długo jednak, bo przecież MPZP krzyczy, że nie staje się, co zostało zapisane! Krzyczeli też radni, kiedy się kłócili o to, czy ktoś mówił o przeczekiwaniu protestów i sprzedaży parku „po cichu”, czy nikt niczego takiego nie mówił…
                Teraz park oficjalnie czeka na kupca, który ma na jego miejscu postawić „obiekt wielokondygnacyjny o przeznaczeniu usług komercyjnych”. Nie wiem, co to dokładnie znaczy, ale tata mówi, że brzmi jak „galeria handlowa”…
                Pocieszyć mieszkańców ma fakt, że „inwestor” musi zachować co najmniej 10% zieleni (czyli np. 12 ze 120 drzew) i umożliwić „realizację ścieżek rowerowych” - nie wiem,  czy dookoła budynku, czy między "wieloma kondygnacjami"? To mogłoby się okazać nie lada atrakcją turystyczną…
Niedawno poznałam takie trudne słowo: „arogancja”. Tata wytłumaczył mi, że to taka choroba, na którą prędzej czy później choruje każda władza: ta, która nie pyta rodziców o zdanie, czy chcą wysyłać dzieci w wieku 6 lat do szkoły, ta, która woli trzymać w środku miasta nieużytki, a parki sprzedawać pod „inwestycje”, a także ta (a może nawet ta sama?...), która udaje, że pyta mieszkańców o zdanie w sprawie remontu budynków, a potem je ignoruje, kiedy nie jest po jej myśli. Ta choroba jest bardzo złośliwa, bo każda dobra i pożyteczna rzecz, którą się danej władzy uda zrobić, powoduje tylko jej nasilenie. Naszym rajcom udało się zrobić więcej, niż ich kolegom z innych miast, za to pojawiają się u nich silniejsze objawy. Niedługo pewnie władza centralna zechce wpisać ją na listę chorób zawodowych…
Za renty, które urzędnicy wtedy dostaną, będą mogli sobie kupić samochody, którymi będą pokonywać kilometry, żeby odpocząć za miastem, wśród zieleni. Chyba, że będą woleli ogrzać stare kości na którymś betonowym placu w śródmieściu albo zechcą pójść na lody w towarzystwie "galerników" i "galerianek".

Całuję Cię mocno!


Twoja J.



7 komentarzy:

  1. Droga J.

    Piszesz: "Niedawno poznałam takie trudne słowo: „arogancja”. Tata wytłumaczył mi, że to taka choroba, na którą prędzej czy później choruje każda władza: ta, która nie pyta rodziców o zdanie, czy chcą wysyłać dzieci w wieku 6 lat do szkoły..."

    Do tej kwestii należy podejść z innej strony. Problemem nie jest to, czy władza każe posyłać dzieci do szkoły w wieku 6 lat czy 7 lat. Prawdziwym problemem jest to, że władza uzurpuje sobie prawo do narzucania rodzicom wieku, w jakim ich dziecko rozpoczyna naukę. Jest to jeden z wielu wymysłów socjalistów, których głównym celem jest odebranie dzieci rodzicom i przekazanie ich Państwu. A przecież to rodzice na co dzień przebywają ze swoimi pociechami i to oni najlepiej wiedzą, czy ich latorośl dorosła już mentalnie i emocjonalnie do pójścia do szkoły. W przypadku niektórych dzieci ten momenty wypada w wieku 4, 5, 6, a nawet 7 lat. I uprawnianie takiej urawniłowki na pewno nie jest działaniem zorientowanym na dziecko i dla jego dobra.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wujku! Może masz rację, może nie (ja np. widuję rodziców, którzy potrafią ocenić, czy ich dziecko dorosło na tyle, żeby przynajmniej sięgnąć do barku i podać ojcu flaszkę, skoro już nie można go posłać po nią do sklepu), wydaje mi się to bardziej skomplikowane. Ale mnie chodziło tylko o przykład na taki zwyczaj, który polega na tym, że kiedy ktoś chce się do władzy dostać, to ogłasza się przedstawicielem swoich wyborców, a kiedy do kolejnych wyborów daleko, okazuje się, że wyborcy "są za głupi", żeby brać ich zdanie pod uwagę.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. A swoją drogą, Wujku, ten park powinien być Ci szczególnie bliski ;-)

      Usuń
  2. Droga J.

    Owszem. Ten park jest mi naprawdę bliski. Natomiast nie potrafię rozpoznać lokalizacji ostatniego zdjęcia. Proszę o pomoc w rozwikłaniu zagadki.

    A wracając do meritum sprawy. Oczywistym jest, że nie ma rodziców idealnych i że niektórzy rodzice nie nadają się do tego życiowego powołania. Ale z drugiej strony jak to jest, że ci sami rodzice, którym z różnych względów odmawia się prawa do wychowywania własnych dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami i na swój sposób, jednocześnie mają prawo do wybierania Władzy – wszelkiej, tj. państwowej, lokalnej, kontynentalnej, itp. Czyli z jednej strony uważamy, że menelskie małżeństwo, które prowadzi melinę na Chabrowej, nie jest na tyle odpowiedzialne, żeby decydować o losie swoich dzieci, ale z drugiej strony jest na tyle odpowiedzialne, żeby decydować o losie prawie czterdziestomilionowego narodu. Przepraszam, ale jak to mówi młodzież, "nie ogarniam tego".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można wprowadzić egzamin z wiedzy obywatelskiej uprawniający do głosowania, ale według jakiego prawa ktoś miałby wprowadzić egzaminy uprawniające do posiadania dzieci? Jedyna szansa w edukacji - pozbawionej ideologii i prezentującej różne punkty widzenia z konsekwencjami włącznie. Temat rzeka.

      A wracając do meritum ;-)
      Ostatnie zdjęcie to przykład nieukończonej inwestycji "o przeznaczeniu usług komercyjnych". Współrzędne: 50.103399, 18.531104.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Droga J.

    Przecież to nie chodzi tylko o głosowanie. Takie osoby mogą również: kupić w dowolnym sklepie kupić potężny rzeźnicki tasak, siekierę, żyletki, brzytwy, mogą prowadzić samochód (brak badań psychotechnicznych), jeździć skuterem na podstawie dowodu osobistego, kupować w aptece lekarstwa, kupować denaturat, chodzić po ulicy, itd. itp. Jednym słowem w części przypadków uważa się ich za normalnych ludzi mogących prowadzić normalne życie i niegroźnych dla otoczenia, a w niektórych uważa się ich za debili, którzy jedynie dziwnym zbiegiem okoliczności nie siedzą w pokoju bez klamek w gustownym białym wdzianku z dwoma naddatkami. O sposobach rozwiązania tego typu kwestii mogę kiedyś porozmawiać z Twoim tatą przy... okazji. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tata twierdzi, że nie może się doczekać "... okazji" ;-)
      Pozdrawiam.

      Usuń