Kochana Babciu!
Smutno
mi dzisiaj, bo zapadła ostateczna decyzja o sprzedaży parku w centrum miasta, o
którym Ci kiedyś pisałam. Nawet nie „po cichu”, jak planowali niektórzy, ale w
błysku fleszy! Okazało się, że nasi rajcowie już bez wątpienia cierpią na chorobę zawodową: nie tylko nie słuchają, czego chcą mieszkańcy, ale nawet nie
mają czasu się z nimi spotkać, bo wolą w tym czasie, na przykład, planować
sobie festyn.
Festyn
to bardzo ważna rzecz. Jak się okazuje, ważniejsza niż park. Bo dzięki festynom
wygrywa się wybory, a dzięki parkom raczej nie. Tata mówi, że to nic nowego, bo
ta tradycja sięga czasów starożytnego Rzymu. Wtedy festyny nazywało się
igrzyskami i też wszyscy je bardzo lubili. I tak jak u nas, często organizowano
je przed wyborami. Ci najbogatsi, którzy chcieli wygrać, fundowali dla
wszystkich chleb za darmo (kiełbasy chyba jeszcze wtedy nie robili) i wygrywali
wybory. A stąd się wziął okrzyk „igrzysk i chleba!”. Tata mówi, że tak właśnie krzyczały wtedy pierwsze związki zawodowe…
Igrzyska
to przede wszystkim sport, zdrowe ciało i świetna zabawa. W naszym mieście w
tym roku nasi rajcowie zorganizowali (prawie) wszystko tak, żeby trzymać się tej
rzymskiej tradycji. W końcu to rok wyborczy. Mamy już kilkanaście siłowni na
świeżym powietrzu, w których można rzeźbić ciało. Mamy najbardziej wypasiony
basen w okolicy, gdzie tym ciałem możemy się pochwalić (w tym roku, z powodu
pogody, niestety, tylko przez miesiąc i w takim tłoku, że oglądać można było
tylko plecy sąsiada). Mamy wspaniały stadionik lekkoatletyczny, na którym
mogłyby się odbywać zawody, tylko zawodnicy, żeby się przebrać, muszą pupy chować
pod ręcznikiem, bo przed wyborami zabrakło czasu na remont szatni. No i
wreszcie doczekaliśmy się placu zabaw połączonego z parkiem naukowym. Otwarcie
parku w najbliższych dniach uświetnione ma być hucznym festiwalem nauki, na który przybędą na pewno
wszyscy prymusi. I to wszystko dzieło kilku ostatnich miesięcy! Pisałam Ci już,
że jeśli o mnie chodzi, to wybory powinny być każdego roku?
Ha!
Ale to nie wszystko! W samym centrum właśnie dobiega końca budowa deptaka,
który ma przywrócić życie w tej części miasta. Biedni robotnicy zarzekają się oficjalnie,
że oni mogą nawet po 16 godzin pracować, żeby dla mieszkańców w terminie roboty
zakończyć, a rajcowie na to, z uśmiechem przez zaciśnięte zęby, że przecież nie
ma potrzeby… Deptak na razie nie powala, nie licząc miejsc, gdzie można wpaść
do jakiejś niezabrukowanej jeszcze dziury… Ławki też wyglądają na razie tak, że
nie zaproponowałabym Ci na niej miejsca, ale kiedy już będzie wszystko gotowe,
nasz Prezydent zaprosi wszystkich mieszkańców na festyn światła. Będą
fajerwerki, połykacze ognia i inne cuda. Na ich widok mieszkańcy naszego miasta
mają powiedzieć: ŁAŁ! I pobiec do urn, zagłosować na naszego Włodarza – taka
będzie impreza!
Zwycięzca
zawodów w trakcie igrzysk nagradzany bywał laurem, czyli wawrzynem – tata mówi,
że to takie zielsko. W naszych igrzyskach, z założenia, zwycięzca może być jeden i ten sam, co zawsze, a nagrodą jest fotel w ratuszu. Ostatnio dostał też inną nagrodę: nazywa się „Lider samorządności” i wręczana jest na międzynarodowej konferencji w mieście Krynica. I tylko złośliwcy mogą mówić, że nasz Prezydent dostał tę nagrodę
dlatego, że w tym roku przewodniczącym komisji, która ją wręcza, był jego
serdeczny przyjaciel… Trzeba uczciwie przyznać, że nasz Włodarz dla miasta
zrobił przez 16 lat wiele dobrego, ale ostatnio „samorządność” rozumie tak, że
rządzi sam i nikogo już nie musi słuchać – może za to
ta nagroda?
Igrzyska
trwają już na całego, a chleb będzie trochę później: do kupienia w
supermarkecie, który powstanie na miejscu parku. Jakiś urzędnik chyba nie
doczytał podręcznika z historii starożytnej… Ani nie będzie chleba za darmo,
ani nowych możliwości, żeby na niego zarobić, bo marketów jest u nas już tyle,
że kiedy otworzy się nowy, to z innych trzeba będzie zwolnić część pracowników,
a kilka mniejszych sklepików całkiem zamknąć. Tata mówi, że tak to, niestety,
działa.
Za
to były prezes naszej spółdzielni, który jest bardzo ważnym radnym, nie potrafił ukryć radości po sprzedaży parku. Trochę tylko narzekał, że wcześniej
udałoby się sprzedać drożej. Tata mówi, że pewnie po utracie stanowiska w
spółdzielni bał się, że głód zacznie mu zaglądać w oczy, a teraz już będzie miał chociaż na chleb…
Ściernisko... |
... i "San Francisco". |
Nasze
miasto nie Krynica, Mekka kuracjuszy, widocznie parków nie potrzebuje. W parkach
pieski robią kupy, dlatego niektórzy wolą parki likwidować. Babciu, skoro po
drogach jeżdżą pijani kierowcy, to może zlikwidujmy też drogi?... Ale nie,
więcej dróg, dla coraz większej liczby samochodów zamiast sprawnej komunikacji
miejskiej; tandetne sklepy zamiast parków i barwne festyny zamiast nowych
pracodawców – taki jest przepis na wyborczy sukces.
Placów
zabaw i innych miejsc, w których rodzice albo dziadkowie mogliby spędzić czas z
dziećmi na powietrzu jest u nas niewiele – jeden słabo ocieniony park na 130 tysięcy
osób, to jednak trochę za mało. Ale ani babcie, ani ich wnuczki nagród w
Krynicy nie wręczają, więc kogo to obchodzi?...
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Podobne:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz