środa, 17 września 2014

82. IGRZYSKA BEZ CHLEBA



Kochana Babciu!
               
                Smutno mi dzisiaj, bo zapadła ostateczna decyzja o sprzedaży parku w centrum miasta, o którym Ci kiedyś pisałam. Nawet nie „po cichu”, jak planowali niektórzy, ale w błysku fleszy! Okazało się, że nasi rajcowie już bez wątpienia cierpią na chorobę zawodową: nie tylko nie słuchają, czego chcą mieszkańcy, ale nawet nie mają czasu się z nimi spotkać, bo wolą w tym czasie, na przykład, planować sobie festyn.



                Festyn to bardzo ważna rzecz. Jak się okazuje, ważniejsza niż park. Bo dzięki festynom wygrywa się wybory, a dzięki parkom raczej nie. Tata mówi, że to nic nowego, bo ta tradycja sięga czasów starożytnego Rzymu. Wtedy festyny nazywało się igrzyskami i też wszyscy je bardzo lubili. I tak jak u nas, często organizowano je przed wyborami. Ci najbogatsi, którzy chcieli wygrać, fundowali dla wszystkich chleb za darmo (kiełbasy chyba jeszcze wtedy nie robili) i wygrywali wybory. A stąd się wziął okrzyk „igrzysk i chleba!”. Tata mówi, że tak właśnie krzyczały wtedy pierwsze związki zawodowe…
                Igrzyska to przede wszystkim sport, zdrowe ciało i świetna zabawa. W naszym mieście w tym roku nasi rajcowie zorganizowali (prawie) wszystko tak, żeby trzymać się tej rzymskiej tradycji. W końcu to rok wyborczy. Mamy już kilkanaście siłowni na świeżym powietrzu, w których można rzeźbić ciało. Mamy najbardziej wypasiony basen w okolicy, gdzie tym ciałem możemy się pochwalić (w tym roku, z powodu pogody, niestety, tylko przez miesiąc i w takim tłoku, że oglądać można było tylko plecy sąsiada). Mamy wspaniały stadionik lekkoatletyczny, na którym mogłyby się odbywać zawody, tylko zawodnicy, żeby się przebrać, muszą pupy chować pod ręcznikiem, bo przed wyborami zabrakło czasu na remont szatni. No i wreszcie doczekaliśmy się placu zabaw połączonego z parkiem naukowym. Otwarcie parku w najbliższych dniach uświetnione ma być hucznym festiwalem nauki, na który przybędą na pewno wszyscy prymusi. I to wszystko dzieło kilku ostatnich miesięcy! Pisałam Ci już, że jeśli o mnie chodzi, to wybory powinny być każdego roku?
                Ha! Ale to nie wszystko! W samym centrum właśnie dobiega końca budowa deptaka, który ma przywrócić życie w tej części miasta. Biedni robotnicy zarzekają się oficjalnie, że oni mogą nawet po 16 godzin pracować, żeby dla mieszkańców w terminie roboty zakończyć, a rajcowie na to, z uśmiechem przez zaciśnięte zęby, że przecież nie ma potrzeby… Deptak na razie nie powala, nie licząc miejsc, gdzie można wpaść do jakiejś niezabrukowanej jeszcze dziury… Ławki też wyglądają na razie tak, że nie zaproponowałabym Ci na niej miejsca, ale kiedy już będzie wszystko gotowe, nasz Prezydent zaprosi wszystkich mieszkańców na festyn światła. Będą fajerwerki, połykacze ognia i inne cuda. Na ich widok mieszkańcy naszego miasta mają powiedzieć: ŁAŁ! I pobiec do urn, zagłosować na naszego Włodarza – taka będzie impreza!
                Zwycięzca zawodów w trakcie igrzysk nagradzany bywał laurem, czyli wawrzynem – tata mówi, że to takie zielsko. W naszych igrzyskach, z założenia, zwycięzca może być jeden i ten sam, co zawsze, a nagrodą jest fotel w ratuszu. Ostatnio dostał też inną nagrodę: nazywa się „Lider samorządności” i wręczana jest na międzynarodowej konferencji w mieście Krynica. I tylko złośliwcy mogą mówić, że nasz Prezydent dostał tę nagrodę dlatego, że w tym roku przewodniczącym komisji, która ją wręcza, był jego serdeczny przyjaciel… Trzeba uczciwie przyznać, że nasz Włodarz dla miasta zrobił przez 16 lat wiele dobrego, ale ostatnio „samorządność” rozumie tak, że rządzi sam i nikogo już nie musi słuchać – może za to ta nagroda?

                Igrzyska trwają już na całego, a chleb będzie trochę później: do kupienia w supermarkecie, który powstanie na miejscu parku. Jakiś urzędnik chyba nie doczytał podręcznika z historii starożytnej… Ani nie będzie chleba za darmo, ani nowych możliwości, żeby na niego zarobić, bo marketów jest u nas już tyle, że kiedy otworzy się nowy, to z innych trzeba będzie zwolnić część pracowników, a kilka mniejszych sklepików całkiem zamknąć. Tata mówi, że tak to, niestety, działa.
                Za to były prezes naszej spółdzielni, który jest bardzo ważnym radnym, nie potrafił ukryć radości po sprzedaży parku. Trochę tylko narzekał, że wcześniej udałoby się sprzedać drożej. Tata mówi, że pewnie po utracie stanowiska w spółdzielni bał się, że głód zacznie mu zaglądać w oczy, a teraz już będzie miał chociaż na chleb

Ściernisko...
... i "San Francisco".

               Nasze miasto nie Krynica, Mekka kuracjuszy, widocznie parków nie potrzebuje. W parkach pieski robią kupy, dlatego niektórzy wolą parki likwidować. Babciu, skoro po drogach jeżdżą pijani kierowcy, to może zlikwidujmy też drogi?... Ale nie, więcej dróg, dla coraz większej liczby samochodów zamiast sprawnej komunikacji miejskiej; tandetne sklepy zamiast parków i barwne festyny zamiast nowych pracodawców – taki jest przepis na wyborczy sukces.
                Placów zabaw i innych miejsc, w których rodzice albo dziadkowie mogliby spędzić czas z dziećmi na powietrzu jest u nas niewiele – jeden słabo ocieniony park na 130 tysięcy osób, to jednak trochę za mało. Ale ani babcie, ani ich wnuczki nagród w Krynicy nie wręczają, więc kogo to obchodzi?...

Całuję Cię mocno!

Twoja J.




Podobne:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz