piątek, 26 września 2014

84. "SAN FRANCISCO"

Kochana Babciu!
               
                Znasz tę piosenkę sympatycznych bliźniaków z Milówki, o tym jak zbudują San Francisco na ściernisku, prawda? Pisałam Ci jeszcze zimą, że mieliśmy takie „ściernisko” w centrum miasta, ale z okazji wyborów radni chcą nam zrobić prezent i stworzyć tam taki wypasiony park z placem zabaw. No, to park, czyli „San Francisco”, już jest gotowy. Może nie taki wypasiony, jak to wyglądało na wizualizacjach, ale wygląda naprawdę fajnie. W końcu patronem naszego miasta nie jest Św. Franciszek, tylko Św. Antoni, czyli, gdyby leżało na Dzikim Zachodzie, nazywałoby się San Antonio, a nie San Francisco.
                Pewnie dlatego, że Antoni jest patronem rzeczy zaginionych, zgubił się gdzieś jeden z planowanych mostków i basen dla chłopców z deskorolkami, które miały w tym parku powstać. Właściwie to nawet nie w parku, tylko na placu, bo parkiem będzie można go nazwać, kiedy już urosną te wszystkie posadzone drzewa. Ale nie chodzi o to, żeby narzekać, bo jest naprawdę ładnie – jak w zadbanym przydomowym ogródku, chociaż trochę droższym... Ale oprócz mostku i basenu, jeszcze przed otwarciem parku znikały materiały budowlane i sadzonki roślinek, a krótko po otwarciu zniknęły huśtawki, pałka do gongu i kilka urządzeń do eksperymentów fizycznych. Albo nas ten nasz patron nie lubi, albo za mało się do niego modlimy…



                Tata mówi, że rzeczy znikają dlatego, że nie zainstalowano tam kamer. Radni już załatwiają, żeby jak najszybciej się tam pojawiły, a na razie pilnuje wszystkiego Straż Miejska. Trochę za późno, bo najwięcej rzeczy zaginęło w weekend po otwarciu - był bardzo pogodny i przyszło tam chyba więcej ludzi niż na odnowiony basen. Mieszkańcy ledwo się tam mieścili, bo nareszcie pojawiło się w mieście takie miejsce, gdzie mogą się spotkać i miło spędzić czas na świeżym powietrzu rodziny z dziećmi. Może kiedyś będzie ich więcej? Na razie pierwszeństwo mają markety…

                Tak sobie myślę, że biedny jest ten nasz Prezydent, że ma do dyspozycji takich urzędników, że zawsze coś zawalą, jak z tymi kamerami. I potem musi być smutny i zdenerwowany. Tak to sobie wyobrażam: siedzi w swoim gabinecie, czyta w komputerze, co po weekendzie w lokalnych mediach o parku napisali i czerwienieje ze złości.
- Urzędnik! Chodź tutaj! – woła do urzędnika odpowiedzialnego za stworzenie parku.
- Nie przyjdę… – odpowiada skulony w kącie, przerażony urzędnik.
- Chodź tu, mówię, bo cię każę z listy wyborczej wyrzucić!
I urzędnik skulony, z uszami położonymi po sobie i oczami wybałuszonymi, żeby w porę dojrzeć, skąd padnie cios, podchodzi powoli do prezydenckiego komputera.
- Co oni tu piszą, Urzędnik? Że w nowym parku za osiem milionów monitoringu nie ma, co?
- No, bo nie ma, panie Prezydencie…
- Jak to nie ma!? Jak to nie ma!? Dlaczego nie ma!?
- Bo pan Prezydent nie mówił, że ma być…
- Urzędnik, to ja po to cię dyrektorem zrobiłem, po to ci co miesiąc tysiące płacę, żebyś o takich oczywistych oczywistościach sam nie mógł pomyśleć!?
- Ale było tak mało czasu i pan Prezydent zawsze wszystko sam ustala i…i...
- Co ja mam teraz tym dzieciom powiedzieć, jak przyjdą do parku się pobawić, a tam wszystko popsute!? Głupi Urzędnik! Głupi! – i pac! pac! pac! urzędnika po głowie miesięcznikiem samorządowym z Prezydentem na okładce – na żadną listę wyborczą nie trafisz! Kasjerkę z kasy miejskiej, sportowców-stypendystów, woźnego do wyborów wystawię, ale ciebie za żadne skarby, głupi Urzędniku! Zejdź mi z oczu!
I urzędnik ucieka w popłochu, a biedny Prezydent chowa zmęczoną twarz w dłoniach i szlocha, zastanawiając się, za jakie grzechy przyszło mu z takimi niedorajdami pracować, jak długo jeszcze będzie musiał się z nimi męczyć i czy przyjdzie wreszcie taki czas, że usiądzie sobie spokojnie w fotelu przed telewizorem i obejrzy cały sezon „Gry o tron”…
                A potem wydmuchuje głośno nos i myśli, co tu dziennikarzom powiedzieć, żeby wszyscy uwierzyli, że tak miało być i w ogóle wszystko jest super…
               

               Cieszę się, Babciu, że zamiast zamokniętej łąki mamy teraz w mieście takie miejsce, gdzie wiele osób będzie mogło posiedzieć ze znajomymi na ławeczkach i nacieszyć się swoim towarzystwem – oby takich miejsc powstawało jak najwięcej, bo widać, że są potrzebne. Mam tylko nadzieję, że na naszym „Dzikim Zachodzie” kowboje darują sobie w końcu napady na… place zabaw. A jeśli chodzi o wyposażenie tych placów, to razem z bratem – przedszkolakiem dalej będziemy jeździli do sąsiednich miasteczek, bo w naszym place są dla starszych dzieci. Dopóki nie rozbudują placu przy mojej szkole, bo w ramach budżetu „obywatelskiego” projekt placu wygrał z remontem kapliczki. Mam nadzieję, że nam to Św. Florian wybaczy i nie pozwoli puścić placu z dymem…

Całuję Cię mocno!


Twoja J.





Podobne:











6 komentarzy:

  1. San Antonio. Sprawdzając portugalskie imię, nie wiem dlaczego, wyciągnąłem błędny wniosek. Uwaga będzie zmiana! Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne :) W parku jeszcze nie byłam, może zdążę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki :) Ławeczki są ogromne i kamienne - "wilka" można złapać, ale ukraść to chyba tylko koparą - więc raczej jeszcze będą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że są kamienne. Gdyby były miały jakąkolwiek zawartość metalu, ich waga nie odstraszyłaby naszych dzielnych szrotowców. Należy jednakowoż ocenić ich przydatność pod kątem zastosowania jako nagrobków albo pomników...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomnikiem jest cała ta instalacja - oczywiście pomnikiem na cześć... A ławeczki są naprawdę całkiem fajne, choć kamienne. Jedyne niebezpieczeństwo jest takie, że zaczną się zapadać, bo grząsko zostało :)

    OdpowiedzUsuń