Kochana Babciu!
Muszę
Ci wyznać, że bardzo się ostatnio zdziwiłam. Pewnie powiesz, że to nic
nadzwyczajnego: dzieci tak mają. Ale mnie najbardziej dziwi to, że dziwią się
dorośli!
Cała
Polska aż huczy po tym, jak redakcja pewnej gazety, którą chyba czytało coraz
mniej osób, uruchomiła taśmociąg podsłuchanych rozmów panów polityków. Ci
panowie, w specjalnie dla nich przygotowanych pomieszczeniach restauracyjnych
spotykali się po pracy i, jak to panowie po pracy, przy alkoholu i przekąskach
mówili, co naprawdę myślą o różnych sprawach. A że politycy tak mają, że często
co innego myślą, co innego mówią, a jeszcze co innego robią, to słuchając tych
rozmów, można by pomyśleć, że to zupełnie inne osoby, niż te, które znamy z „kulturalnych”
programów w telewizji.
Gdy
te nagrania były nadawane w niektórych mediach, trudno było zrozumieć, co
panowie mówią, bo więcej było piszczenia zagłuszającego brzydkie wyrazy niż normalnych
słów. Ja za jedno takie słowo miałabym ze trzy dni szlabanu na bajki, a przy
tej ilości wyrazów, to chyba do osiągnięcia pełnoletniości… Z tych niezagłuszonych
fragmentów dało się jednak zrozumieć, że każdy polityk nie lubi jakiegoś innego
polityka. Dało się też usłyszeć, chociaż ja i tak nic z tego nie rozumiem, że
chcą zabrać pieniądze z jednego miejsca, którym rządzą i przenieść do drugiego,
tylko potrzebują na to prawa. O takich i podobnych sprawach rozmawiają sobie
panowie politycy w szczerych i niewyszukanych słowach przy biesiadnym stole. Dla
kogoś było ważne, żeby pokazać to światu, a redakcja ambitnego tygodnika radośnie
przystała na tę propozycję.
No i teraz mamy burzę! Najbardziej oburzają się ci politycy, którzy chodzili do innych restauracji i są przekonani, że ich nikt nie nagrywał, bo już ostrzą sobie apetyty na stanowiska po tych nagranych. Nadymają się teraz jeszcze bardziej niż kiedyś i występując w roli wzorowych wcieleń wszelkich cnót i zalet domagają się ustąpienia dla nich miejsca. Oburzają się też dziennikarze: jedni, że podsłuchani politycy są tacy niewychowani, drudzy, że ktoś ich podsłuchał, jeszcze inni, że ktoś zgodził się to wydrukować.
Do
tego jeszcze smutni panowie chcieli przemocą zabrać panu redaktorowi czasopisma
taśmy z nagraniami, dzięki czemu pan redaktor, niczym Rejtan z obrazu Jana
Matejki, zasłynął z dramatycznej obrony wolności słowa i prawdopodobnie
zapewnił swojej gazecie upragniony wprost wzrost sprzedaży.
A ludzie patrzą w telewizory,
nasłuchują radia, czytają gazety i portale internetowe i nadziwić się nie mogą.
Kręcą ze zdumieniem głowami, drapią się po nich ze szkodą dla łysin albo
żelowych konstrukcji i gęby rozdziawiają, że takie rzeczy się u nas dzieją.
Nie pamiętają już, że dziwili
się słowom pana posła – specjalisty od tego, co ciemny lud kupuje. Nie
pamiętają, jak dziwili się pewnemu byłemu i aktualnemu (nie)grzecznikowi, kiedy
chwalił się, co mu się do szafy nie mieści. Chyba też zapomnieli o równie
niegrzecznym jego koledze od bicia krzesłem byłych mężów swoich koleżanek, a
wtedy też się dziwili. Nawet dzięki tej samej gazecie.
Za to dużo mniejsze było
zdziwienie, kiedy politycy ustanowili sobie w trybie ekspresowym prawo, żeby
przenieść pieniądze na emerytury z jednego miejsca w inne, chociaż w ogóle do
nich nie należały. Może dlatego, że wtedy mówili o tym językiem z podręczników marketingu,
a nie polszczyzną konsumentów tanich win?
Mało kto też pamięta, że partie
wymieniają się politykami, jak piłkarze koszulkami, więc niektórym się wydaje,
że są stronnictwa, do których należą tylko mądrzy i szlachetni mężowie stanu, a
kiedy okazuje się, że tak naprawdę ci (niekiedy) mężowie (ale na pewno nie
stanu) różnią się miedzy sobą tylko znaczkami w klapach marynarek i pomysłami
na dostosowanie świata do własnych wyobrażeń, znowu oczy otwierają się szeroko
ze zdumienia.
Babciu, Ty też się dziwisz? Bo
my to mamy z tatą od dawna omówione i wszystko się, jak dotąd, potwierdza…
Tata mówi, że w tej operze
mydlanej pod tytułem „afera taśmowa” są i dobre strony. Na przykład, na jakiś
czas ludzie zapamiętają, że „świat polityki” to rodzaj gry RPG, gdzie gracze
wchodzą w różne role, choć nie zawsze sami je sobie wybierają, bo to ustalają z
Przywódcą partii (oczywiście, jak sama nazwa wskazuje: przy wódce). Każdy chce
wygrać, ale czasami potrzebuje odpocząć od udawania kogoś, kim nie jest.
Dlatego elegancki garnitur, drogi zegarek, wspaniała limuzyna, a nawet
umiejętność pięknego wysławiania się przed kamerami w kilku językach nie świadczą
jeszcze o niczyjej uczciwości, mądrości ani kulturze, tak jak nie wykluczają też
bycia specjalistą w swoim zawodzie. Nawet w bajkach piękny książę nie zawsze
jest dobry, że o królowych nie wspomnę, więc czemu kogoś dziwi to w prawdziwym
świecie? Może dorośli powinni oglądać więcej bajek zamiast wiadomości – wtedy byliby
mądrzejsi?
Druga korzyść jest taka, że nikt
teraz nie może zarzucić naszym politykom, że spadli z kosmosu. Ta przedmiejska
polszczyzna rodem ze stadionów, barów z nieprzefermentowanym piwem i placów „Polski
w budowie”! To omawianie współpracowników za plecami, waśnie, żale i zawiści jak
w tradycyjnej polskiej rodzinie! To szukanie furtek w prawie, żeby interes
uczynić bardziej dochodowym! To czarowanie wyborców, jak przez sprzedawcę
wmawiającego, że chińszczyzna nie jest chińszczyzną! I wreszcie to, że
najważniejsi urzędnicy w państwie ochraniani przez całe rzesze specjalnie
szkolonych służb, jak chłopi po końskim targu dają się podsłuchać… kelnerom? Przecież
to wszystko jest takie… polskie!
Tak byśmy chcieli mieć polityków,
co do których nie ma pewności, że w ogóle gdzieś istnieją: mądrych, uczciwych,
pracowitych, niezachłannych i kulturalnych. Do tego dobrze by było, gdyby jeszcze byli
eleganccy, zawsze się pięknie wysławiali i godnie nas reprezentowali poza
granicami Polski. Takich, którzy mogliby być wzorami do naśladowania. Czyli żeby
byli lepsi od… nas!? Czy tylko mi się tak wydaje?
I nikt nie potrafi mi
powiedzieć, kto w demokracji, w której naród wybiera sobie władzę, powinien
służyć przykładem: władza narodowi, czy naród władzy? Może Ty wiesz, Babciu?
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz