czwartek, 29 stycznia 2015

98. ZABAWY ZIMOWE


Kochana Babciu!
               
                Czy do Ciebie dotarła zima? Bo do nas tak. Na szczęście nie taka, jak miała wyglądać, a nie wyglądała (na przekór lunatykom) śnieżyca Juno w USA, bo wtedy pierwszy list mogłabym wysłać do Ciebie chyba dopiero koło czerwca. Zimy spodziewaliśmy się mniej niż hiszpańskiej inkwizycji, po kilku prawie wiosennych dniach, aż tu nagle przed końcem stycznia powiało chłodem i sypnęło śniegiem! Oczywiście, jak zwykle przyszła w weekend, kiedy nasza wielka spółdzielnia nie istnieje. Nasze osiedle, które stoi w miejscu, gdzie 40 lat temu były prawie same pola, wygląda, jakby powstało tylko po to, żeby osłaniać od wiatru resztę miasta. Dzięki temu u nas zima zawsze trwa dłużej.


                Niedawno pisałam Ci, ile rzeczy naraz naprawiano u nas i remontowano. Teraz znów zapadła cisza. Tata mówi, że to były tylko przygotowania do zimy. A zimą grube misie zapadają w sen zimowy. Zanim jednak zasną, muszą wyścielić sobie wygodne legowisko i zabezpieczyć gawrę, żeby nikt im nie przeszkadzał. Nie, na naszym osiedlu podobno nie ma niedźwiedzi, choć z daleka wygląda jak skalisty kanion pełen jaskiń. Za to prezes takiej wielkiej spółdzielni jak nasza czasem bywa nazywany „grubym misiem”, nawet jeśli nie ma nadwagi. I jak na misia przystało, przygotowuje sobie stanowisko na zimę, żeby nikt go nie ruszał. To dlatego tak gorączkowo przeprowadzano jesienią wszystkie widoczne prace – na koniec roku Prezes uzyskał dzięki temu roczne przedłużenie kontraktu i spokój co najmniej do maja. W maju powinny odbyć się spotkania, na których mieszkańcy mogą zdecydować o wymianie misia.
                Ale do spotkań jeszcze dużo czasu, więc osiedle wygląda, jakby jakiś odpowiedzialny za nie gruby miś rzeczywiście zamknął się w swojej gawrze i nie miał zamiaru wychodzić, dopóki jakaś natrętna mucha nie obudzi go wiosną. A jak wiadomo, kiedy stary niedźwiedź mocno śpi, wszyscy chodzą na paluszkach i boją się go obudzić. Kto wie, może nawet zasypiają razem z nim, jak dwór śpiącej królewny? Dobrze przynajmniej, że misia nie trzeba co wiosnę całować…

                Kiedy zima przychodzi na nasze osiedle, a jak sama miałaś okazję się przekonać, zawsze przychodzi w weekend, zasypuje wszystko równo – to, co jest i to, czego nie ma. Bo np. chodniki, skwerki, schody i samochody są, a placów zabaw i parkingów nie ma, a też przysypane… Mimo że w tym czasie spółdzielnia nie istnieje, mieszkańcy zdobywają się na tyle odwagi, by opuszczać domy, które na szczęście nie znikają razem ze spółdzielnią. Dzięki tym mieszkańcom, którzy udeptują w śniegu chodniki i przedzierają koleiny na osiedlowych drogach, w poniedziałek rano osiedle nie jest odcięte od świata. A zimowy, poniedziałkowy ranek na naszym osiedlu może poprawić humor. Myślę, że kolejna część „Krainy lodu” powinna uwzględnić takie sceny…
Jeśli ktoś mieszka w bloku sprzątanym przez panie, które robią czasem coś, za co chyba nikt im nie płaci, to wychodzi po odśnieżonych schodach. Jeśli nie, może rozpocząć dzień od radosnego ślizgu po stopniach albo rozpaczliwego trzymania się poręczy i próby trafienia w ukryte pod białym puchem schodki. Biorąc pod uwagę, że mało kto wstaje wcześniej z powodu jakiejś głupiej zimy, trzeba się spieszyć – można więc spotkać sąsiada robiącego pospiesznie znak krzyża i decydującego się na ślizg. Jeśli wstanie cały i zdrowy, krew krąży już szybciej, przypominają się czasy dzieciństwa i na twarzy pojawia się uśmiech. Jeśli coś mu się stało, już nie musi się spieszyć… Chodnik z ubitego i zlodowaciałego śniegu zaprasza do ślizgawki, suną więc wszyscy radośnie w stronę swoich samochodów, urywając od czasu do czasu jakieś lusterko podczas nieudanego hamowania. Potem każdy staje rozbawiony przy swoim samochodzie i rozpoczyna się poranna, zimowa etiuda poniedziałkowa: khrzszszsz, khrzszszsz, khrzszszsz, rzężą zimne silniki, próbując wejść w normalny tryb pracy; wrrrrrrrr, zaczynają pracować niektóre;  khrzszszsz, khrzszszsz, khrzszszsz - nie wszystkie dzisiaj ruszą; szum, szum, szum, cichutko sypią się kilogramy śniegu z dachów i szyb samochodów; tup, tup, tup, w jednym rytmie grzmi zbiorowe otrzepywanie butów; drap, drap, drap, zgrzytają skrobaki po zmarzniętych szybach; i znowu - tup, tup, tup, a potem trzask, trzask, trzask, pospiesznie wsiadają ze śpiewem na ustach do samochodów kierowcy po spojrzeniu na zegarek; grzrz, grzrz, grzrz, wyrywają się z zasp kolejne samochody i ustawiają do wyjazdu z osiedla. I tak sobie jedzie radosna kawalkada: zgrzyt, zgrzyt, zgrzyt, wycieraczki zrzucają z szyb śnieg, który jak welon ciągnie się za każdym w pośpiechu omiatanym samochodem i ląduje na autach za nim. I jest fajnie. Gdyby do tych scen ułożyć jakąś ładną piosenkę, byłoby jak z filmu Disney’a, prawda, Babciu?...
Na osiedlu, gdzie parkowały auta, zostają placki gołej ziemi, otoczone wałami ze śniegu i oblodzone, wyślizgane uliczki. Około południa może przejedzie nimi jakiś pług, który niczego nie odśnieży, bo wszystko jest już utwardzone. Podobnie jak chodniki, które zostają posypane piaskiem, jak chleb makiem. Miasto istnieje, nawet kiedy swoje istnienie zawiesza spółdzielnia, dlatego wjeżdżające na osiedle auta wwożą na oponach sól z odśnieżonych dróg miejskich, dzięki której udaje się wyjechać po stromych podjazdach. I kiedy dorośli wracają zmęczeni z pracy, nie są już tak rozbawieni, jak rano i zaczynają narzekać na zimę na osiedlu. Zwłaszcza jeżeli w skrzynce czeka na nich nowe wyliczenie czynszu...
Za to dzieci nie marudzą, bo zima (taka prawdziwa) to tutaj wciąż jedyna pora roku, w czasie której można się dobrze bawić na dworze, ślizgając się na ślizgawkach, których nie powinno być, ale są i zjeżdżając na sankach z górek, których tak naprawdę nie ma, ale my się bawimy że są. I przez jakieś 3 dni jest fajnie. A potem przychodzi odwilż. I tylko dorośli do wiosny bawią się w „stary niedźwiedź mocno śpi”…


Całuję Cię gorąco!

Twoja J.



Podobne:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz