Kochana
Babciu!
Nie
wiem, czy słyszałaś, ale kolejni bohaterowie bajki dla dzieci zostali dopisani
do listy podstępnych potworów, które tylko czyhają, żeby w odpowiednim momencie
wyskoczyć z dziecięcej wyobraźni i zawirusować mózg niebezpiecznymi wątpliwościami
albo ideologiami. I znowu nie rozpoznałam ich w porę ani ja, ani nawet rodzice!
Latem
w jednej z gazet, których redaktorom wydaje się, że są prawe, pojawiła się
informacja, że oto ukazał się film, który sieje zniszczenie w dziecięcych głowach.
Jego bohaterami są minionki, małe żółte stworki, które wyglądają jak
powiększone cytrynowe tik-taki w ogrodniczkach. Nie grzeszą nadmierną inteligencją,
a żarty z ich udziałem, jak mówi tata, są podobnego rodzaju co w filmach pana
Mela Brooksa, tyle że śmieszniejsze.
Film,
który opisano w gazecie jest już trzecim z ich udziałem, ale tak sprytnie swoje
niecne charaktery ukrywały, że dopiero teraz redaktorzy wykryli, jakie są
straszne! Wyobraź sobie, Babciu, że te małe, podstępne (choć sympatyczne) stworki
za cel swojego istnienia obrały służenie najbardziej nikczemnej istocie, jaką
znajdą na świecie. Czym jednak bardziej oddane są swemu panu, tym szybciej go
unicestwiają… Czym więcej chcą wyrządzić zła, tym więcej z tego wychodzi
dobrego - tata mówi, że już dawno temu ktoś pisał o diable, który miał tak samo,
ale tamto też było mniej śmieszne. Jak wiadomo, miejsce diabła jest w piekle, zło
zawsze powinno zostać surowo ukarane, dobro zwyciężyć – tylko co zrobić z
minionkami? Ani to mądre, ani dobre, ani piękne, ani nawet poprawne politycznie
- ale czasem, niechcący, pożyteczne. I według dzieci – zabawne.
Ja
widziałam tę nową bajkę i dwie poprzednie. Wydawało mi się, że są o tym, że nie
zawsze ten, kto jest zły, musi być taki zawsze, że są rzeczy, które sprawiają,
że nawet najgorszy może się poprawić. O tym, że kiedy coś, co wydawało się
straszne, zostaje wyśmiane, wywołuje mniejszy strach i traci moc. A trochę może
o tym, że złu i radości nigdy tak naprawdę razem po drodze, bo zło bierze się z
braku radości i nadmiernej powagi. No i świetnie się bawiłam, tak jak inne
dzieci. Ale ja mam za mało lat i za mało wiem o świecie, żeby rozpoznać takie
niebezpieczeństwa, które nie są oczywiste, przez co tym bardziej podejrzane dla
redaktorów…
Jeszcze
kiedy minionki można było oglądać w kinach, okazało się, że stworki potrafią
naprawdę narozrabiać – również poza ekranem. W jednej z najsłynniejszych „restauracji”
z jedzeniem, którego dla własnego dobra nie powinno się spożywać zbyt często,
sprzedawano gadające zabawki – minionki. Takie plastikowe figurki są
produkowane tam, gdzie wszystko inne z plastiku, dlatego gadały dość
niewyraźnie w - i tak niezrozumiałym dla zdrowego człowieka - języku minionków.
Okazało się jednak, że znaleźli się rodzice, którzy dosłyszeli w niewyraźnym
bełkocie plastikowej zabawki jakieś bardzo brzydkie słowa, których na pewno
sami nigdy nie używają, zwłaszcza w towarzystwie dzieci…
Redaktorzy
mogli wtedy od razu zakrzyknąć „A nie mówiliśmy!”. Ale nie zrobili tego, bo nie
istnieje jedno wspólne stanowisko, co tak naprawdę mały łobuz mówi…
Teraz
już wiem, że niebezpieczeństwa czyhają na dzieci na każdym kanale, w każdym
wieku i trzeba być czujnym. Na początku był teletubiś z torebką, który miał mi
wmówić, że chcę być chłopcem. Potem okazało się, że nie powinnam oglądać Bolka
i Lolka, że o Żwirku i Muchomorku nie wspomnę. Jeszcze później okazało się, że
nawet Kubuś Puchatek, który wydawał się ostoją mądrości i spokoju również został wymyślony tylko po to, żeby namieszać mi w głowie. W ostatnim czasie
zastanawiam się, czy już powinnam wyrzucić bajki o Sindbadzie i Alladynie, czy
tylko schować gdzieś głęboko…
Tata
mówi, że książki, filmy czy rzeźby każdy rozumie po swojemu. Wiesz, Babciu, jak
działa aparat fotograficzny? Tak w sumie, to ja też nie, ale na pewno na kliszy
albo matrycy zapisuje się obraz, który wpada przez obiektyw. To, jak ten obraz
będzie wyraźny, ile będzie w nim światła i jakie kolory, zależy od tego jak
jest aparat nastawiony. Tata mówi, że my mamy w sobie takie aparaty, przez
które obserwujemy świat - większość ludzi działa „na automacie” nastawionym
przez innych, mniej lub bardziej stosownie do warunków. Nieliczni potrafią
nastawiać swój aparat sami. Oczywiście, dzieciom nastawiają dorośli. I dopóki
nikt dziecku za bardzo tego nastawienia nie ściemni, to będzie widziało w
świecie dużo światła i kolorów – nawet w półmroku. Ale jeżeli ktoś przesadzi z
przysłoną, to nawet mając słońce po swojej stronie, będzie widziało tylko zamazane,
niewyraźne cienie. I tak mu już może zostać na zawsze i w każdej sytuacji.
Z
coraz większą uwagą przyglądam się więc rodzicom, którzy podobno na tych
bajkach się wychowali i zastanawiam się, czy wszystko z nimi w porządku. I nie
wiem, komu wierzyć, kiedy pomyślę, że ci redaktorzy, którzy dostrzegają
niebezpieczeństwo tam, gdzie nikt inny go jeszcze nie zauważył, oglądali w
dzieciństwie „zdrowe”, ale chyba jednak te same bajki…
Jak
myślisz, Babciu, kto tutaj ściemnia?...
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Podobne:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz