niedziela, 6 października 2013

15. SMOK IN THE FOG

Kochana Babciu!
               

Właśnie siedzę w domu, bo byłam z mamą u pani Doktor. Tam dowiedziałam się, że to co mi jest, nazywa się infekcją dróg oddechowych. Organizm wyrzuca z płuc różne śmieci, które się w nim zbierają i dlatego kaszlę, aż mnie mdli. Do szkoły mogę chodzić, bo wszystkie dzieci to mają, więc i tak nikogo bym nie zaraziła. Ale dzisiaj nie poszłam, bo po wyjściu z przychodni było za późno, więc opowiem Ci bajkę.

Widziałaś kiedyś, Babciu, świąteczną pocztówkę z domkiem przysypanym białym puchem? Dookoła domku rozjaśniona śniegiem noc i trzaskający mróz, na niebie skrzą się gwiazdy, a z komina spokojną strużką unosi się dymek, który świadczy o tym, że za rozświetlonym okienkiem jest cieplutko i przytulnie. Słodziutkie, prawda? Na niektórych kartkach można zobaczyć całą wioskę takich domków i też wyglądają uroczo. 
Wyobraź sobie teraz, że tych domków jest kilka tysięcy, a z każdego komina sączy się dymek. Coś się zmieniło na obrazku, prawda? Tak, gwiazdy zasłonił czarny welon, a śnieg nie rozjaśnia już nocy, bo jest szarobury. Wioska stała się miastem.
Dawno, dawno temu nasze miasto też można było malować na takich pocztówkach. Ale któregoś dnia Książę, który mieszkał w zamku, postanowił wybudować hutę, żeby mieć własne żelazo na miecze. Potem wycięto lasy i nie było już czym palić w piecach. Przy hutach pracowało wielu rzemieślników i wszyscy oni zostaliby bez pracy. Dobry Książę udał się po radę do Mędrca za siedem gór i siedem rzek. Mędrzec pomyślał, pomyślał, a potem dał Księciu zaczarowanego koguta i powiedział: „Weź tego kura i wypuść u siebie. Tam, gdzie kur rozgrzebie ziemię, tam kopcie, aż znajdziecie czarne kamienie. Kamieniami palcie w piecach, a drzewa posadźcie na nowo. Ale baczcie, żebyście nie kopali za głęboko ani nader chciwie, bo bestie, o jakich wam się nie śniło, możecie uwolnić!”. Książę zrobił tak, jak Mędrzec kazał. Czarne kamienie okazały się tak pożyteczne i tyle dawały ciepła, że wszyscy chcieli je mieć. Zaczęto kopać coraz więcej szybów i coraz głębiej, a czarne kamienie, które nazwano węglem, sprzedawano na cały świat. Do małego zielonego miasteczka sprowadziło się mnóstwo ludzi, wybudowano wiele domów i okazało się, że wraz z czarnymi kamieniami, niepostrzeżenie, spod ziemi wypełzła straszliwa bestia.
Słyszałaś, że smoków już nie ma? Nie wierz w to. U nas jest. Nie jest to gad pokryty łuskami, jak potwór spod Wawelu, ani puszysty Falkor z „Niekończącej się opowieści”. I chociaż nikt nie potrafi opisać, jak on wygląda, bo przylatuje głównie nocą, to nie jest to też Nocna Furia z bajki „Jak wytresować smoka”. Nigdy nie przyjmuje dwa razy tego samego kształtu, nadlatuje nad miasto w ciche i bezwietrzne wieczory, jak Mrok ze „Strażników marzeń”. Nie zionie ogniem, chociaż ogień to jego tata. Nie ma kłów, pazurów ani nosa, którym mógłby węszyć zapach krwi. Można za to powiedzieć, że ma skrzydła. Zanoszą go, gdzie tylko chce. Pewnie ma też uszy, bo kocha słuchać kaszlu. Kaszel dzieci to muzyka dla jego uszu. To dlatego dmucha swoim smoczym oddechem w nasze płuca, a my próbujemy spłukać kurz z zaczerwienionych gardeł i wykrztusić pył z oskrzeli. Ogromny czarny kształt, który karmi się dymem i mgłą. Kominy, rury wydechowe i woda dają mu moc. Wypełnia sobą ulice miasta, przysłania światło gwiazd i latarni i wpełza przez wszystkie szczeliny do domów. Nie boi się niczego, poza wiatrem, który strzępi mu skrzydła.
Jest tutaj cały czas. W słoneczne dni widać go z Czantorii, Równicy, Szyndzielni – wisi wysoko, wysoko uniesiony rozgrzanym powietrzem. Czarna smuga ukrywająca się przed ludzkimi oczami. On nie chce, żeby ludzie o nim wiedzieli i przestali go karmić. Jak do dziecięcych płuc, tak wpełza w głowy dorosłych i zabrania im zwracać na siebie uwagę: „Może dymek z papieroska? Po co usprawniać komunikację miejską? Po co więcej pociągów, brrr, elektrycznych? Niech ludzie jeżdżą pięknymi, wielkimi, własnymi samochodami! To wolność! PKB! Akcyza! Spaliny? Może papieroska?... Dymek czy dym, co za różnica? Sieć ciepłownicza!? Absolutnie! To koszty, niskie temperatury, zimno, ach! Nie można tak!  Piece? O tak, piec dla każdego! Jakie piece eko, tfu! logiczne? Budżet, sondaż, wybory, wyniki, wyniki, wyniki! Nie ma pracy bez dymu! Może papieroska?” Ludzie już go nie widzą. Boją się, że jak przestaną wszyscy palić węglem, to kopalnie nie będą miały co robić i stracą pracę. To go cieszy. Tak staliśmy się niewolnikami smoka i co roku, od jesieni aż do wiosny, musimy kaszleć ku jego radości. Dorośli uwierzyli, że tak być musi.
Książę umarł dawno temu. Może on wiedziałby, co zrobić, pojechałby po Mędrca albo sprowadziłby jakiegoś szewczyka Dratewkę. Do dziś nie znaleźli się dzielni rycerze, którzy chcieliby pokonać smoka i uwolnić małe księżniczki. Ta bajka urywa się w połowie. Jak sądzisz, Babciu, do jakiego zakończenia zmierza? Ja wierzę, że nie musi się skończyć źle. Potrzebujemy tylko nagłego zwrotu akcji.


Całuję Cię mocno!


Twoja J.

Podobne:

126. PIECE PIEKIELNE


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz