Kochana Babciu!
Właśnie siedzę w domu, bo byłam
z mamą u pani Doktor. Tam dowiedziałam się, że to co mi jest, nazywa się
infekcją dróg oddechowych. Organizm wyrzuca z płuc różne śmieci, które się w
nim zbierają i dlatego kaszlę, aż mnie mdli. Do szkoły mogę chodzić, bo wszystkie dzieci
to mają, więc i tak nikogo bym nie zaraziła. Ale dzisiaj nie poszłam, bo po
wyjściu z przychodni było za późno, więc opowiem Ci bajkę.
Widziałaś kiedyś, Babciu,
świąteczną pocztówkę z domkiem przysypanym białym puchem? Dookoła domku
rozjaśniona śniegiem noc i trzaskający mróz, na niebie skrzą się gwiazdy, a z
komina spokojną strużką unosi się dymek, który świadczy o tym, że za
rozświetlonym okienkiem jest cieplutko i przytulnie. Słodziutkie, prawda? Na
niektórych kartkach można zobaczyć całą wioskę takich domków i też wyglądają
uroczo.
Wyobraź sobie teraz, że tych domków jest kilka tysięcy, a z każdego komina sączy się dymek. Coś się zmieniło na obrazku, prawda? Tak, gwiazdy zasłonił czarny welon, a śnieg nie rozjaśnia już nocy, bo jest szarobury. Wioska stała się miastem.
Wyobraź sobie teraz, że tych domków jest kilka tysięcy, a z każdego komina sączy się dymek. Coś się zmieniło na obrazku, prawda? Tak, gwiazdy zasłonił czarny welon, a śnieg nie rozjaśnia już nocy, bo jest szarobury. Wioska stała się miastem.
Dawno, dawno temu nasze miasto
też można było malować na takich pocztówkach. Ale któregoś dnia Książę, który
mieszkał w zamku, postanowił wybudować hutę, żeby mieć własne żelazo na miecze.
Potem wycięto lasy i nie było już czym palić w piecach. Przy hutach pracowało
wielu rzemieślników i wszyscy oni zostaliby bez pracy. Dobry Książę udał się po
radę do Mędrca za siedem gór i siedem rzek. Mędrzec pomyślał, pomyślał, a potem
dał Księciu zaczarowanego koguta i powiedział: „Weź tego kura i wypuść u
siebie. Tam, gdzie kur rozgrzebie ziemię, tam kopcie, aż znajdziecie czarne
kamienie. Kamieniami palcie w piecach, a drzewa posadźcie na nowo. Ale baczcie,
żebyście nie kopali za głęboko ani nader chciwie, bo bestie, o jakich wam się
nie śniło, możecie uwolnić!”. Książę zrobił tak, jak Mędrzec kazał. Czarne
kamienie okazały się tak pożyteczne i tyle dawały ciepła, że wszyscy chcieli je
mieć. Zaczęto kopać coraz więcej szybów i coraz głębiej, a czarne kamienie,
które nazwano węglem, sprzedawano na cały świat. Do małego zielonego miasteczka
sprowadziło się mnóstwo ludzi, wybudowano wiele domów i okazało się, że wraz z
czarnymi kamieniami, niepostrzeżenie, spod ziemi wypełzła straszliwa bestia.
Słyszałaś, że smoków już nie ma?
Nie wierz w to. U nas jest. Nie jest to gad pokryty łuskami, jak potwór spod
Wawelu, ani puszysty Falkor z „Niekończącej się opowieści”. I chociaż nikt nie
potrafi opisać, jak on wygląda, bo przylatuje głównie nocą, to nie jest to też
Nocna Furia z bajki „Jak wytresować smoka”. Nigdy nie przyjmuje dwa razy
tego samego kształtu, nadlatuje nad miasto w ciche i bezwietrzne wieczory, jak
Mrok ze „Strażników marzeń”. Nie zionie ogniem, chociaż ogień to jego tata. Nie
ma kłów, pazurów ani nosa, którym mógłby węszyć zapach krwi. Można za to
powiedzieć, że ma skrzydła. Zanoszą go, gdzie tylko chce. Pewnie ma też uszy,
bo kocha słuchać kaszlu. Kaszel dzieci to muzyka dla jego uszu. To dlatego
dmucha swoim smoczym oddechem w nasze płuca, a my próbujemy spłukać kurz z
zaczerwienionych gardeł i wykrztusić pył z oskrzeli. Ogromny czarny kształt, który
karmi się dymem i mgłą. Kominy, rury wydechowe i woda dają mu moc. Wypełnia
sobą ulice miasta, przysłania światło gwiazd i latarni i wpełza przez wszystkie
szczeliny do domów. Nie boi się niczego, poza wiatrem, który strzępi mu
skrzydła.
Jest tutaj cały czas. W
słoneczne dni widać go z Czantorii, Równicy, Szyndzielni – wisi wysoko, wysoko
uniesiony rozgrzanym powietrzem. Czarna smuga ukrywająca się przed ludzkimi oczami.
On nie chce, żeby ludzie o nim wiedzieli i przestali go karmić. Jak do
dziecięcych płuc, tak wpełza w głowy dorosłych i zabrania im zwracać na siebie
uwagę: „Może dymek z papieroska? Po co usprawniać komunikację miejską? Po co
więcej pociągów, brrr, elektrycznych? Niech ludzie jeżdżą pięknymi, wielkimi,
własnymi samochodami! To wolność! PKB! Akcyza! Spaliny? Może papieroska?...
Dymek czy dym, co za różnica? Sieć ciepłownicza!? Absolutnie! To koszty, niskie
temperatury, zimno, ach! Nie można tak! Piece?
O tak, piec dla każdego! Jakie piece eko, tfu! logiczne? Budżet, sondaż, wybory,
wyniki, wyniki, wyniki! Nie ma pracy bez dymu! Może papieroska?” Ludzie już go nie widzą. Boją się, że
jak przestaną wszyscy palić węglem, to kopalnie nie będą miały co robić i
stracą pracę. To go cieszy. Tak staliśmy się niewolnikami smoka i co roku, od
jesieni aż do wiosny, musimy kaszleć ku jego radości. Dorośli uwierzyli, że tak
być musi.
Książę umarł dawno temu. Może on
wiedziałby, co zrobić, pojechałby po Mędrca albo sprowadziłby jakiegoś szewczyka
Dratewkę. Do dziś nie znaleźli się dzielni rycerze, którzy chcieliby pokonać smoka
i uwolnić małe księżniczki. Ta bajka urywa się w połowie. Jak sądzisz, Babciu, do jakiego zakończenia zmierza? Ja wierzę, że nie musi się skończyć źle. Potrzebujemy tylko nagłego
zwrotu akcji.
Całuję Cię mocno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz