środa, 3 lutego 2016

140. DO PRZYJACIÓŁ ANIOŁÓW

"Jeśli da się powiedzieć o twoim kraju, że jest wolny i podzielony, kładź akcent na "podzielony". Kładź ten akcent w taki sposób, by było jasne: podzielony na złych i dobrych, prawych i nieprawych, świętych i łotrów. Kwestionuj każdą wolność, strzeż tej zasady jak oka w głowie. Wolność, czyli stan, w którym coś zależy od ciebie, jest największym dopustem, jaki może ci się zdarzyć. Jedno, na czym ci naprawdę zależy, to znalezienie winnych, którzy doprowadzili cię do takiego - jak przystało wolności -opłakanego stanu." (Jerzy Pilch, "Dziennik")


                Szanowni przyjaciele aniołów.

                Z głębokości piszę do Was. Z otchłani, w której żyję wraz z całym gorszym sortem, do którego strąciły nas nasze zatwardziałe serca, zamknięte na dobrą nowinę głoszoną przez srebrnoustych apostołów. I proszę, nie poczytujcie mi tego kruszcowego porównania jako cienkiej aluzji do nazwy jakiejkolwiek spółki trudniącej się trąbieniem światu jedynej dobrej i – zaprawdę - słusznej nowiny ani do czyjejkolwiek kolekcji „metali przemysłowych”! Nie, „srebrnoustość” ich z tego się przecież bierze, że to mowa jest srebrem, a milczenie złotem. I chociaż Polacy, jak wiadomo, wolą żelazo, to jednak bez srebra trudniej do swych poglądów przekonać niezdecydowanych, o czym wiemy co najmniej od dwóch tysięcy lat.
                Kamienne serce moje zamknięte, zakodowane nawet, rzeklibyście, się zdaje i nie chce wypełnić się łaską uwielbienia dla ukrytego w cieniu - proroka–zbawcy ojczyzny. Nie jestem godzien, bym wobec Waszej miłości, która, zaiste, z łaski płynąć musi, miał się na pierwsze przykazanie Boże powoływać – zapewne diabelska to sprawka, że mi się tu nasuwa i serca otworzyć nie pozwala. Dlatego pokornie o wybaczenie, ja – grzeszny, Was – błogosławionych, proszę, ale rozumu i sił mi nie starcza, by pojąć to wszystko, co dla Was oczywistym jest.



                Albowiem nie pojmuję, dlaczego rządy w jednym ręku dzierżone miałyby być dla Boskiego, wolnego stworzenia lepsze, aniżeli wspólnie przez różne stany stanowione. Zapewne z tego się to bierze, że zapominam, iż teraz dopiero prawdziwa władza nastała, a ona tylko od Pana Boga pochodzi i skoro komuś raz dana została, to, zaiste, ten pomazańcem Bożym być musi, każda myśl jego wolą Boską naznaczona i rózgą żelazną rządzić ma święte prawo. A posłannictwem jego: czynić sobie Ziemię poddaną – nie, jak mnie się zdawało, sprawując nad nią troskliwą pieczę z poszanowaniem dzieła Bożego – ale wedle własnego pomazańczego uznania do wyższych, zwykłym śmiertelnikom niedostępnych celów podporządkowywać i tak Królestwo Boże zaprowadzać.
                W mojej głowie grzesznej i to pomieścić się nie może, że niegdyś winni, teraz niewinnymi się okazują, że choć wiadomym jest, że nieprawdziwe mówili świadectwa przeciwko bliźnim, to teraz między anioły wstąpili żeby zastępy armii Bożej stanowić. Podobnie jako i pomniejsi aniołowie, którzy w grodach prowincjonalnych z siódmym przykazaniem się rozmijali. Zapewne bielmo szatańskie na oczach moich Boskiego zamysłu dostrzec mi w tym nie pozwala i w śmiertelnym umyśle anielska natura na próżno szukać zrozumienia pragnie.
                Z tej samej przyczyny lęk przemożny wzbudza we mnie miecz i waga w rękach niedowidzącego, ale całkowicie gniewowi Boskiemu oddanego archanioła, któremu dano władzę zaglądać w każdą duszę. Nie w tym jednak lęk mój źródło ma, że świadomie przeciw przykazaniom boskim występuję, ale w tym, że pycha każe mi wszystko na rozum brać, a nie na wiarę, dlatego nie potrafię pokładać zaufania w tej anielskiej władzy i radość na samą myśl o niej nie wypełnia serca mego.

                Wybaczcie mi zatem, przyjaciele aniołów, którzy radujecie się teraz, że zastąpili oni grzesznych śmiertelników, żem zwątpienia pełen. To akurat pojąć potrafię, że każdy przejaw pychy, chciwości i rozwiązłości święty gniew w sprawiedliwym sercu budzić musi, szczególnie kiedy grzech kosztem ludu pobożnego czyniony jest, a uczciwość tylko pogardzanym prostaczkom za wzór się stawia. Jednakowoż pełen jestem podziwu dla wiary Waszej, która pozwala dojrzeć Wam dobrą zmianę między poprzednimi rządami śmiertelników, a reżimem aniołów, które zstąpiły z niebios, żeby oblicze ziemi, tej ziemi, odnowić raz na wieki wieków. Mnie diabli same ciemne obrazy podpowiadają.
                Zapewne to pycha kazała mi niegdyś sądzić, że każde dziecko Boże wolną wolą po to zostało obdarzone, żeby samemu drogę do Ojca w świecie obfitym w łaski różnorodne odnaleźć, a nie żeby się bez wysiłku po głowach innych wspinać do Pańskiego tronu. To dlatego trudno pogodzić mi się z tym, że wiara w każde anielskie słowo i powtarzanie go jako swojego i jedynie prawdziwego miałoby do zbawienia przybliżać.
                Wy za to, błogosławieni anielscy przyjaciele, jesteście pełni łaski płynącej z nabożnej wiary w czystość i miłosierdzie Pomazańca i jego aniołów. Ta wiara czyni Was, zaiste, dziećmi Bożymi, a gorliwość i godna Świętej Inkwizycji przenikliwość w tropieniu grzeszników przybliża Was do tronu Pana. Zaprawdę zasługujecie na to Królestwo Boże, które budować pomagacie.

                Jedną tylko prośbę, w chwilowym dostępie do łaski otwierającej oczy, kajając się, do Was zanoszę, bom w oczach Waszych grzesznik straszliwy, zdrajca i wiarołomca. Choć nie czynem, jak mi się zdaje, grzeszę, a tylko myślą i mową i nie z własnej złej woli, ale z nabytej czy wrodzonej zatwardziałości głowy. Uporu mego diabelskiego przemóc nie mogę, a i woli k’temu brakuje mnie grzesznemu. Kiedy zatem czarci ustami mymi bluźnierstwa zaczną znów prawić przeciw tej władzy anielskiej, wiedzcie wtedy, że nie przeciw Wam one skierowane są, ale przeciw tym, którym dusze swoje oddaliście we władanie. Może w Waszych sercach – zaprawdę, przepełnionych miłością - starczy jeszcze miłosierdzia dla mnie i tych wszystkich potępionych, którzy zdecydowali się pozostawić wolność myślom swoim.
               
                Niech tron Pana, który stawiacie, będzie tym, który przyniesie Wam ukojenie...

Samokrytyk








Each blasphemy is another stone to the edifice of your glory
I want to be the rock on which you'll build your church

Am I the son you've been waiting for?
Am I the chosen one?
To be your messiah on earth
And to sit at your left in hell
I've always ignored the doubt
Answers are in the questions

Show me the way to the Baphomet's throne...

Guide my hand, light my path
My mouth will speak with your words,
I'll make statements with your orders
I'll be the supreme insult
Which will forevermore soil the image of god
I'll be your revenge, I'll be your victory
Guide my hand, light my path

Show me the way,
To reach one day the Baphomet's throne...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz