Kochana Babciu!
Jak
z Twoim wzrokiem? Dobrze widzisz w ciemności? Oczywiście, rozumiem, że nie
jesteś puchaczem (choć tata uważa, że to wcale nie jest takie pewne, nie wiem z
jakiego powodu…). Chodzi mi o to, czy zwykła latarnia wystarczy, żeby oświetlić
seniorowi drogę po zmroku na dość dużym osiedlu, czy bez reflektora o mocy
lampy błyskowej pozostaje ślepy jak kret?…
Pytam,
bo od kilku dni po zmierzchu do okna powinnam podchodzić w masce spawalniczej
albo przynajmniej w bardzo ciemnych okularach! Wszystko dlatego, że naprzeciw
naszych okien znajduje się Klub Seniora i najwyraźniej ktoś postanowił
rozświetlić klubowiczom drogę do ich przybytku. W sumie nie byłoby w tym nic
nadzwyczajnego, gdyby była to jakaś zwykła lampa, a nie od razu latarnia…
morska!
Słyszałaś
kiedyś, Babciu, o „zanieczyszczeniu świetlnym”? W skrócie chodzi o to, że w
miastach jest tyle światła, które świeci tam, gdzie nie powinno, że zwierzęta
głupieją, rośliny dziczeją i nie widać gwiazd. Chociaż kiedyś na wakacjach w
Bieszczadach bardzo się zdziwiłam, ile gwiazd można zobaczyć na nocnym niebie,
to wydawało mi się, że z tym zaśmiecaniem to jednak przesada. Nawet
zamontowanie eksperymentalnych latarni ulicznych na naszym osiedlu, które podobno
zużywają mniej prądu, a świecą tylko w dół i oświetlają lepiej niż tradycyjne
lampy, wydawało mi się ściemą jakiegoś producenta. No i teraz już wiem, że może
i była to ściema, ale uzasadniona. Oświeciło mnie…
Wcześniej
wydawało mi się, że reflektory z boiska pobliskiej szkoły sportowej pozwalają
ograniczyć zużycie prądu nam i sąsiadom. Dało się z tym żyć, bo boisko jest z
pół kilometra stąd i lampy nie świecą całą noc. Teraz wszystko, co
zaoszczędziliśmy, powinniśmy wydać na jakieś szczelne zasłony!
Tutejszy
Klub Seniora nie należał nigdy do zbyt ożywionych organizacji. Owszem, nie dało
się nie zapomnieć o takich dniach jak andrzejki, ostatki czy Dzień Babci albo
Dziadka, ale poza tymi dniami i kilkoma weekendami w roku seniorów raczej nie
ponosiło. Zaczynam podejrzewać, że ten względny spokój wynikał z tego, że nie
wszyscy do tej pory byli w stanie odnaleźć drogę do klubu…
Ja
rozumiem, że z wiekiem i wzrok szwankuje, i z pamięcią różnie bywa – nie ma się
z czego śmiać. Może niejedna osoba przyszłaby spotkać się z rówieśnikami
wieczorem przy ziółkach, może nawet była już w drodze, ale ukrytego w podwórku wejścia
nie znalazła? Zwłaszcza że logika numeracji na naszym osiedlu nadawałaby się na
zadanie do testów na inteligencję – poziom ekspert…
A
może po prostu podczas tych nielicznych, za to z pewnością kulturalnych chwil
szaleństwa, zdarzało się, że jakiś spragniony adrenaliny senior rozochocony
opuszczał klub, żeby udać się na poszukiwanie przygody? Z szelmowskim uśmiechem
na twarzy, chyłkiem przemykał się pod ścianą do schodów, na parter, a stamtąd chyżo
– na wolność! Zanim reszta towarzystwa się zorientuje i otoczy troskliwą
opieką? Nim posadzona przy tym samym stoliku wdowa ze złotymi siekaczami znów
zacznie namawiać do tańca? I szczęśliwy oddychał pełną piersią na mniej lub
bardziej świeżym powietrzu? W klubie alarm, bo się zorientowano, że jedna para
zdekompletowana, skandal wisi w powietrzu, nuże ekspedycję ratunkową
organizować! Ale to przecież musi trwać, zanim po schodach zejdą… Wypatrywanie
z okien na niewiele się zda – „więcej światła!” ktoś woła? Bo nie widać dezertera?
I wszyscy w trwodze, czy uciekinier aby krzywdy sobie po ciemku nie zrobi, jak
drogę powrotną znajdzie, gdyby (co prawdopodobne), miał sobie nie przypomnieć,
którędy z powrotem?...
No,
to teraz nie da się nie trafić! Choćby nie wiem jakie ciemności egipskie tu
zapanowały, choćby mgła była biała jak mleko, choćby tu spadła znienacka burza
śnieżna czy nawet piaskowa – światło latarni Klubu Seniora zawsze wskaże ci
drogę, niczym słynna latarnia z Faros żeglarzom zmierzającym do wspaniałej
Aleksandrii! Choćby fale sięgały nad wysoki parter, sztorm miotał emerytowanymi
żeglarzami mocnych wód, a pokład uciekał spod nóg, niechaj nie tracą nadziei
rozbitkowie 67 plus – byle pamiętali, by kierować się w stronę światła! Zresztą
nawet jeśli nie będą się kierować, jasność panuje tu teraz taka, że mysz się nie
prześlizgnie niezauważona – wszystko da się z okna wypatrzeć!
Bo
oto zawisł nad wejściem taki halogen, że na miejscu dyrektora stadionu
miejskiego sprawdziłabym, czy mu czegoś na stanie nie brakuje. I co najgorsze,
jak przystało na latarnię mającą wskazywać drogę zagubionym podróżnikom, nie
oświetla wejścia do klubu, tylko wszystko poza nim. I nie tylko podwórko, ale
wszystkie mieszkania zdaje się prześwietlać na wylot, niczym czujne oko jakiegoś
Superprokuratora. Dobrze, że jest zamocowane na sztywno, bo gdyby się ruszało,
czułabym się jak w więzieniu… Albo jak Frodo, kryjący się przed okiem Saurona…
Tak
oto światłość wypełnia nam dom, ale radości jakoś nie przysparza. Spodziewamy
się z rodzicami w najbliższym czasie jakiegoś aktu wandalizmu, który sprowadzi
znów względną ciemność na nasze podwórko. A jako że trudno mi uwierzyć, że taka
iluminacja dobrze robi seniorom, nie zdziwiłabym się, gdyby to jakiś pełen
wigoru staruszek zechciał przypomnieć sobie młode lata…
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Podobne:
opis rzeczywistości jak zwykle trafny, a co do fragmentu "niechaj nie tracą nadziei rozbitkowie 67 plus – byle pamiętali, by kierować się w stronę światła!", to cieszę się ze mam dopiero 66, co znaczy, że takiego uciążliwego dla innych "drogowskazu" jeszcze nie potrzebuję. Pozdrawiam i życzę wytrwałości w tropieniu i opisywaniu działań bezmyślnych
OdpowiedzUsuńDziękuję. Co do 67 plus: nie wiem, co pomysłodawcy latarni mieli na myśli, ale zdaje się, że poza nimi nikomu nie jest potrzebna - wbrew ich wyobrażeniom. Również pozdrawiam.
Usuń