I
znów jest głośno o naszym mieście. Tym razem bohaterem ogólnopolskiej sensacji
stała się nasza Spółdzielnia. Tata mówi, że kiedyś było dwóch takich sławnych
panów, jeden nazywał się Stanisław Anioł, a drugi Ryszard Ochódzki – jeśli ich
portrety nie wisiały w biurach naszej Spółdzielni, to na pewno powinny, tak jak
się dawniej wszędzie wieszało portrety cesarza. Podobno nikt w okolicy nie miał
większych zasług we wprowadzaniu w życie idei głoszonych przez tych panów. Ale
po 30 latach ciężkich walk przeciw jakimkolwiek zmianom, żmudnej pracy nad
zatrzymaniem upływającego czasu i wytrwałości w utrzymywaniu Spółdzielni w
formie skansenu, wszystkie te wysiłki pozostawały niedocenione przez
mieszkańców. Nie wzbudziło to też żadnego zainteresowania gazet ani telewizji.
I nagle, kiedy wydawało się już, że wiatr przemian dotarł tu w końcu po
ćwierćwieczu – okazało się, że nie wszystko stracone!
Nagle
wszyscy piszą o naszej Spółdzielni, wozy transmisyjne korkują osiedlowe
uliczki, po klatkach schodowych czają się dziennikarze z ogólnopolskich
telewizji, żeby wyskoczyć znienacka zza węgła, dorwać jakiegoś mieszkańca i
zapytać o… windę!
I
nie chodzi o te stare windy - pamiętające czasy, kiedy pomocy wzywało się nie
przez komórkę, ale waląc z całej siły w drzwi, bo najbliższy telefon
(jakikolwiek) był 3 kilometry stąd - a o najnowsze!... Bo od jakiegoś czasu
stare windy wymienia się na nowe. Piękne, błyszczące, podświetlone i lustrzane.
Z automatycznie otwieranymi drzwiami! Takie cuda! Niestety, okazuje się, że
chyba były z przeceny albo z jakiegoś chińskiego centrum handlowego, bo
niektóre psuły się jeszcze bardziej niż te stare…
Kiedy
przyjechała kontrola z bardzo ważnego urzędu, żeby sprawdzić windy, panowie
kontrolerzy wsiedli tylko do pierwszej, a potem poruszali się już tylko
schodami… A co sprawdzili jakąś windę, to oczy robiły im się większe, włosy
stawały na głowie – bynajmniej nie od czapek – i kazali wyłączać kolejne i
kolejne, bo nie nadawały się do użytku… Uzbierało się ich 13. Pechowo… Okazało
się, że jedne windy mogły przecinać pasażerów, inne powodować, że ktoś wpadnie
do szybu, a jeszcze inne spadać razem z zawartością…
Oczywiście,
nie wiadomo, kto jest temu winien, bo jedna firma wymieniała windy, inna je miała
konserwować, a Spółdzielnia tylko płaci i (nie)wymaga. Za to ubolewa. Każda ze
stron zwala winę na pozostałych, twierdząc, że wie lepiej, a pozostali się nie
znają. Ktoś nawet powiedział, że należałoby przeszkolić mieszkańców z
korzystania z windy. Pomyślałam, że widocznie ktoś próbował skręcić windą w
bok… Albo że stare windy były dla amatorów, a nowe to wyższy poziom trudności,
dla ambitnych, dbających o koordynację psychoruchową – trzeba tak balansować
ciałem, żeby nie tylko nie spaść, ale jeszcze trafić we właściwe piętro. Ale
okazało się, że chodziło tylko o to, że kiedy winda zamyka drzwi, to nie należy
jej pomagać… No i jeszcze, że ona jest tak inteligentna, że kiedy dostaje za
dużo poleceń, głupieje, więc nie należy od niej zbyt dużo wymagać. Myślę, że to
tak jak ze Spółdzielnią…
Przyznasz,
Babciu, że brzmi to wszystko mało poważnie, prawda? Podobno jest coś takiego,
jak wisielczy humor, czyli rodzaj żartów z rzeczy, które większość ludzi uważa
za straszne albo smutne. I kiedy komuś na przykład odcina się jakąś część ciała
albo zrzuca się go z wysokości, to dla kogoś innego to może być zabawne. Wydaje mi się, że oprócz „wisielczego” jest jeszcze humor „spółdzielczy”. Może nie daje
tyle radości, co ten pierwszy, za to pomaga zachować świetne samopoczucie,
choćby nie wiem co się działo. Pozwala ubolewać nad problemem, nie wzbudzając
potrzeby rozwiązania go. I patrzeć ze zdziwieniem na awanturę wokół „dźwigów
osobowych”, które mogą zabijać ludzi – przecież nikomu nic się jeszcze nie
stało…
Może
kiedyś wszystkie bloki w naszym mieście zostaną odnowione, ocieplone i
wyremontowane. Windy będą nowe, czyste, sprawne i bezpieczne. Może nawet nie
będzie kiedyś problemów z zaparkowaniem samochodów na osiedlach. Ale aktualna
awantura wokół wind świadczy o tym, że duchy Ochódzkich i Aniołów zawsze będą
się unosić nad tą Spółdzielnią. I jej zarządcom zawsze będzie się wydawało, że
mieszkańcy są od dostarczania funduszy na pensje i premie dla zarządców, jak
chłop od odrabiania pańszczyzny. A panowie, jak wiadomo, są od panowania,
którego nieznośną lekkość przerywa czasem okazja do ubolewania.
Całuję Cię mocno!
Twoja J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz