wtorek, 7 kwietnia 2015

110. PIKTOPROTETYKA

Kochana Babciu!
               
                Zauważyłaś, jakie nasze miasto jest ostatnio sławne? Wszyscy o nas mówią! Niestety, nie jest to powód do radości. Pamiętasz, jak pisałam Ci kiedyś o arogancji – chorobie zawodowej, która dotyka większość osób sprawujących jakąś władzę i zaatakowała również naszych urzędników? O skutkach tej choroby, czyli o planach wycięcia parku pod market, również Ci pisałam, jeszcze kiedy mieszkańcy próbowali go ratować. Niestety, wtedy nie interesowało to prawie nikogo. Kilku miejscowych dziennikarzy, dwieście osób podpisanych pod listem do ówczesnego Pana Prezydenta i kilku uradowanych internetowych miłośników betonu. Dla całej reszty Polski te kilka drzew nie miało większej wartości – dopóki stały. Jak wiesz, ostateczne decyzje zapadły i ważne podpisy zostały złożone jeszcze przed wyborami, które dały tamtym władzom szanse podjęcia leczenia ich choroby zawodowej. A jej postępy, jak się okazuje były znaczne, bo kiedy rok temu mówiono, że teren sprzedawany jest pod market, urzędnicy mówili, że to kłamstwo. Teraz okazuje się, że jednak najprawdziwsza prawda, a nowy Pan Prezydent boi się trzepać ratuszowe dywany, bo nie wiadomo, jakie augiaszowe stajnie mogą się pod nimi jeszcze kryć.


                W wyniku tamtych decyzji nowy właściciel terenu rychło zabrał się do pracy, bo wycinanie drzew trzeba zakończyć przed marcem, żeby ptaki nie zdążyły zbudować gniazd. Tutaj już żaden ptak gniazda nie zbuduje: w ostatnich dniach lutego wycięto wszystkie drzewa w parku, a z rozpędu nawet kilka więcej. Podobno właściciel z tego powodu „posypał sobie głowę popiołem”. Tata mówi, że ten popiół musiał mieć przygotowany jeszcze zanim kupił piłę…
                W następnych dniach, dzięki mieszkańcom i miejscowym dziennikarzom w internecie zaczęły pojawiać się zdjęcia porównujące miejsce po wycięciu drzew do dawnego parku. I nagle w całej Polsce, szczególnie w tej wirtualnej, rozpętała się burza! Najpierw gazety, telewizje i portale pokazały zdjęcie z opisem, jak to rybniczanie traktują swoje parki, a w ślad za tym popłynął cały potok wyzwisk komentujących te artykuły internautów z całego świata – święty gniew prawych obywateli… (Np. TUTAJ, TUTAJ  I TUTAJ) Tata zabronił mi już je czytać, bo na podstawie komentarzy można by napisać całkiem gruby słownik brzydkich wyrazów, a nawet odtworzyć podręcznik kata, ale i tak boję się otwierać nawet pudełko z kredkami, żeby nie znaleźć tam zdjęć parku przed i po wycince – tak są ostatnio popularne.

               
                Babciu, czy Ty potrafisz mi wytłumaczyć, dlaczego nasz park stał się tak interesujący, kiedy go nie ma, a nikogo, kto mógł pomóc go uratować, nie interesował, kiedy jeszcze był na to czas? Gdzie były wtedy wszystkie sławne ogólnopolskie gazety i stacje telewizyjne? Od czego one są, skoro nie chcą zapobiegać katastrofie, a tylko stwarzać możliwość wylewania żółci, kiedy jest już po fakcie? Dlaczego dopiero zdjęcia pustego placu z wystającymi z ziemi resztkami ściętych drzew obok kolorowego zdjęcia kwitnącego parku dociera do mózgu przeciętnego czytelnika? Czy to już jest ten moment, w którym ludzie zamiast wyobraźni używają obrazków na wyświetlaczu?

                Kiedyś wydawało mi się, że dziennikarz to jest ktoś bardzo mądry, kto zajmuje się w pierwszej kolejności tym, żeby jak najwięcej ludzi mogło poznawać prawdę o tym, co jest dla nich ważne; żeby przeszkadzać w oszukiwaniu jednych ludzi przez drugich. Teraz myślę, że to jest wyobrażenie dobre dla dzieci – tak naprawdę najważniejsza jest sensacja, przypodobanie się czytelnikowi albo widzowi, dobór słów według podpowiedzi wujka Google i liczba wyświetleń artykułu, a nie jakaś tam prawda. Zawsze to łatwiej pokazać zdjęcie „przed” i „po”, kiedy coś się już stanie, niż zainteresować świat czyimiś zamiarami – nawet jeśli są one wyraźne.
                Być może sama mogłam zrobić więcej i zamiast tylko pisać do Ciebie, powinnam pójść na jedno ze spotkań nielicznej grupy ludzi, którzy próbowali protestować, za co zostali przez urzędników okrzyknięci „awanturnikami”. Może należało spalić jakąś oponę przed ratuszem, wywiesić jakiś obraźliwy transparent albo wybić szybę w radiowozie – może wtedy temat zasłużyłby na uwagę kogoś, kto uczyniłby temat popularnym w całej Polsce i wtedy nikt by nie pytał „gdzie byli mieszkańcy”?

                Tata mówi, że zanim ludzie wynaleźli alfabet, którym posługujemy się teraz, używali pisma obrazkowego. Ale w ten sposób nie wszystko można było zapisać, a zrozumienie takiego pisma pokrywało się z intencją autora jeszcze rzadziej niż dzisiaj. Dlatego wymyślono takie alfabety jak nasz, które, niestety, wymagają czasu na ich poznanie, ale za to więcej pomagają zapisać i rozwijają wyobraźnię – taką umiejętność, pozwalającą przewidzieć np. jak będzie wyglądał park po wycięciu drzew. Mnie się wydaje, że jeśli chodzi o zdolność korzystania z wyobraźni, to właśnie się cofamy w rozwoju. Jedno jest pewne – na drzewa już nie wrócimy, bo zdążymy je wyciąć.

Całuję Cię mocno!


Twoja J.

PS: Likwidacja parku "wygrała" konkurs na Makabryłę roku 2014 (tutaj). Może były Pan Prezydent z przyjaciółmi z dawnej Rady zechce odebrać ją osobiście?...



Podobne:

65. CHOROBA ZAWODOWA

82. IGRZYSKA BEZ CHLEBA



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz