Mamy
listopad Anno Domini 2016. Za kilka dni minie 121 rocznica Pańskich urodzin, kilka
miesięcy temu minęło 40 lat od Pańskiej śmierci. Właśnie świętujemy 98
rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Dopiero co obchodziliśmy 78 rocznicę
„kryształowej nocy”.
Minęło już kilka tygodni, odkąd przeczytałem Pańskie „Kroniki tygodniowe” z lat 1927-1938 i wciąż nie mogę
dojść do siebie.
Zastanawiał się Pan kiedyś, co pomyślą potomni o Waszym pokoleniu, pierwszym uwiecznionym na filmowych taśmach, czy te filmy wywoływać będą kpiny, czy uśmiech zażenowania. Jak Pan zdążył się przekonać, losy pokolenia Pańskiego i tego, które wychowywało się na Pańskiej twórczości, przez wiele lat budziły tylko lęk.
Zastanawiał się Pan kiedyś, co pomyślą potomni o Waszym pokoleniu, pierwszym uwiecznionym na filmowych taśmach, czy te filmy wywoływać będą kpiny, czy uśmiech zażenowania. Jak Pan zdążył się przekonać, losy pokolenia Pańskiego i tego, które wychowywało się na Pańskiej twórczości, przez wiele lat budziły tylko lęk.
I mogłoby się wydawać, że po
tamtych doświadczeniach już nic nie jest w stanie ludzi omamić do tego stopnia,
żeby znów dać sobie powszechne przyzwolenie na nienawiść. Niestety, czytając
„Kroniki tygodniowe”, które stały się mimowolnym zapisem narastania atmosfery
zakończonej największym kataklizmem, jaki zgotował sobie człowiek, odnoszę wrażenie,
że dziś jesteśmy mentalnie na tym samym etapie. Może trochę różnią się nazwiska,
nazwy geograficzne i odrobinę inaczej rozkładają się akcenty, ale niektóre
teksty z lat 30-tych można czytać jakby powstawały dzisiaj. I niestety, nie
chodzi o uniwersalność ich przekazu, a o komentowane realia.
Rządy czegoś w rodzaju sanacji –
specjalistów od formułowania i egzekwowania od innych zasad i moralności, od
której sami czują się zwolnieni, nie są nam dziś obce. Nie wiem, czy to, że
obecnie rządząca organizacja doszła do władzy w legalnych wyborach, a nie w
wyniku zamachu, świadczy o wyborcach lepiej, czy gorzej.
Na pozór wcale nie jest tak źle.
Cenzura jeszcze nie jest powszechna. Nie ma też więźniów politycznych, bo dzisiaj
nie ma takich w naszej części świata - są tylko tacy, którym udowodniono inne przestępstwa, najczęściej finansowe. Rodzimi fachowcy
od produkowania dowodów cieszą się łaską prezydenta, więc niebawem mogą tacy „przestępcy”
pojawić się i u nas. Demokracja bliska jest sercu rządzących, pod warunkiem,
że jest narodowa i podporządkowana jednej idei. Prawie nie ma analfabetyzmu,
ale to akurat, jak Panu wiadomo, jest zasługa tych, którymi dzisiaj straszy się
dzieci, czyli komunistów. Nie strzela się też do ludzi masowo wychodzących na
ulicę. I nie ma Hitlera za zachodnią granicą. Za wschodnią, jak zawsze, buduje
się imperium.
Niestety, idee przyświecające niemieckiemu
zbrodniarzowi znów są dla niektórych obywateli naszego kraju prawie tak
atrakcyjne, jak przed 1939r. Fascynacja rządami silnej ręki, którą zaspokajał w
II Rzeczpospolitej Hitler, tylko w niewielkim stopniu, zagospodarowuje dzisiaj
Władimir Putin. Ale ten stopień na razie mu chyba wystarcza, bo znów nie podoba nam się zachód Europy. „Obwiepolacy” nazywają się dzisiaj tylko „narodowcami”, ale mają
się chyba lepiej, niż kiedykolwiek. Chorągwie z falangą, zielone jak u islamskich
fanatyków, stają się stałym elementem dekoracji uroczystości państwowych i kościelnych,
a minister osobiście interweniuje u policji, kiedy zostają złapani na łamaniu
prawa. Polak w swoim mesjanizmie znów staje się istotą niemal boską, choć nikt
tak skutecznie go nie oszwabi, jak inny Polak. Ale to też okazuje się powodem do "dumy". I podobnie jak za najlepszych
czasów Pańskich „Kronik”, wszędzie wokoło tropi się "lewaków" – z tą
różnicą, że przed wojną istnieli naprawdę. O tym, że Żydom z natury
przypisuje się działalność „antypolską” Panu nie trzeba mówić, bo to legenda
starsza niż obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. I zawsze równie popularna. Ksenofobia wciąż ma się u nas dobrze.
To wszystko składa się na dzisiejszy
„patriotyzm”.
Mimo wyeliminowania
analfabetyzmu, dziś też, jak przed wojną, prawie nie czyta się w tym kraju
książek. A jak Pan doskonale wie, poziom nienawiści rośnie wraz
ze spadkiem czytelnictwa. Dlatego może się dziś wydawać, że Polska nie dała
światu nic poza żołnierzami, a Polacy nie zwykli zajmować się niczym poza
wojnami.
Kazimierz Wielki i Zygmunt Stary
na szczęście trafili na banknoty, bo inaczej mało kto mógłby pamiętać o
twórcach prawdziwej potęgi Rzeczpospolitej. Kopernika, co prawda, nie oddamy roszczącym sobie do niego pretensje Niemcom, ale do wagi jego odkrycia podchodzimy bez entuzjazmu. Znany na świecie Andrzej Frycz Modrzewski w Polsce pozostaje co najwyżej
patronem ulic, bo jego wizja państwa do dziś pozostaje dla nas zbyt
demokratyczna. Ewenement tolerancji religijnej w XVI w. pozostaje w cieniu, bo niebezpiecznie
może się komuś skojarzyć ze znienawidzonym „multi – kulti”. Pomysły edukacyjne Stanisława
Konarskiego również przerastają kolejne administracje produkujące w szkołach przyszłych
lojalnych poddanych. Chopina znamy z pomnika w Łazienkach i wódki - z muzyki niekoniecznie. Ignacy Łukasiewicz może i patronuje szkołom, ale jego
sława nie dorównuje dowódcom wojskowym. Trudne do przyjęcia dla wielu wciąż pozostają
teorie pedagogiczne Janusza Korczaka - dużo
bardziej pasuje do narodowej mitologii jako ofiara holokaustu. Innemu polskiemu
Żydowi, Pańskiemu przyjacielowi, Tuwimowi, trudno zapomnieć pochodzenie.
Leśmian nie jest godzien nawet obchodzenia rocznicy śmierci. Twórczość
Gombrowicza przerasta intelektualnie o niebo edukacyjnych politruków, więc
usuwa się go ze spisu lektur. Noblistów – Szymborską i Miłosza, obrzuca się
błotem i oprotestowuje miejsca pochówku, bo śmieli uwierzyć w młodości w komunizm. Wszystko to, co składa się na
prawdziwą i trwałą siłę narodu, co pozwalało mu przetrwać najgorsze czasy, najważniejsze co może zaoferować ludzkości
– jego intelekt i kultura, okazuje się dziś dla „patriotów” funta kłaków
niewarta.
To, z czego dziś naród jest dumny, to bawełniana bluza z komiksową grafiką przedstawiającą zarośniętego
husarza, karykaturalne graffiti z żołnierzami wyklętymi i wiersze poety-starca,
szczującego Polaków na Polaków.
Lata 30-te XX w. różniły się od
naszych czasów jeszcze pod innym, ważnym względem – technologicznym. Radio i
gazety, równie mało rzetelne i obiektywne, co dzisiejsze media, nie dawały
takich możliwości jak internet. Podburzanie ludzi, karmienie sztucznymi
sensacjami i fałszywymi informacjami za pomocą prasy trwało dłużej, niż w dobie powielania błyskawicznie i w nieskończoność każdej manipulacji za pomocą „mediów społecznościowych”. Nie
wiem, o ile mniej czasu potrzebowaliby hitlerowcy na doprowadzenie do „nocy
kryształowej”, gdyby mieli internet.
Być może nie grozi nam dzisiaj żaden
zewnętrzny wróg z samolotami, czołgami i bombami przekraczający nasze granice.
Być może największymi naszymi wrogami jesteśmy my sami - narzędzia w rękach
cynicznych polityków, którzy już nie tylko dają przyzwolenie na nienawiść, ale wprost ją podsycają.
Od przyzwolenia na nienawiść
zaczynają się wszystkie ludobójstwa.
Ale dla Pana to żadna tajemnica.
W ten listopadowy wieczór
z wyrazami podziwu
Czytelnik
z wyrazami podziwu
Czytelnik
*Antoni Słonimski - ur. 15 XI 1895, Warszawa, zm. 4 VII 1976, tamże; poeta, satyryk, felietonista, komediopisarz, prozaik, krytyk teatralny; potępiał sanację za zbrodnie w Berezie Kartuskiej, po wojnie inicjator Listu 34 oraz sygnatariusz Listu 59 - wyrazów sprzeciwu przeciwko autorytarnemu postępowaniu władz.
121. DO DOBRYCH LUDZI (POST SCRIPTUM)
128. BRUNATNIENIE
130. CZAS SZCZUROŁAPÓW
140. DO PRZYJACIÓŁ ANIOŁÓW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz