piątek, 25 października 2013

20. octROWer fest!

Kochana Babciu!
               
                Trafiły nam się tej jesieni jakieś takie letnie dni: słoneczko grzeje, niebo błękitne, tylko poranki wymagają ciepłego ubrania – i dobrze, bo na co byśmy narzekali? Korzystając z pogody wsiedliśmy całą rodziną na rowery i hejże, na wyprawę! W naszym wesołym mieście mamy mnóstwo ścieżek rowerowych – grzechem byłoby  z nich nie korzystać! Mój rowerek jest niewielki, za to w taki różowy dżez, jak śpiewa pan w radio. Muszę się dużo na nim napedałować, żeby przejechać tyle, co rodzice na swoich olbrzymach. Ale spokojnie, beze mnie nie pojadą! Tylko M. stroi głupie miny i mnie pogania – też bym była taka mądra w foteliku na taty rowerze!
                Najpierw jedziemy ścieżką – chodnikiem. Wypasiona dróżka! Falująca: góra, dół, góra, dół, chodnik, wjazd, chodnik, wjazd – super! Jak w wesołym miasteczku! Potem przejeżdżamy przez miasto – na szczęście znamy drogę, bo gdybyśmy chcieli szukać szlaku, mielibyśmy kolejną atrakcję: podchody. Podobno jazda na rowerze pomaga schudnąć,  bo częścią jazdy przez miasto jest aerobik: wsiąść, zejść, wsiąść, zejść. A to światła, a to rondo, to znów skrzyżowanie - mama twierdzi, że to jej poprawia figurę. Nasze miejskie ścieżki! Gdy pojedziesz nimi pierwszy raz, zaskoczą Cię na pewno! To taki zaplanowany dreszczyk. 

niedziela, 20 października 2013

19. AKUSTYCZNIE

Kochana Babciu!
               
Czy słyszałaś kiedyś takie słowo: anplakt? Mama bardzo lubi koncerty anplakt. Po polsku to znaczy „bez prądu”, a jeśli dotyczy koncertu – „akustycznie”. Mama mówi, że podczas takich występów okazuje się, kto naprawdę potrafi dobrze grać, a kto nie, bo prąd pomaga ukryć różne niedociągnięcia. Dlaczego Ci o tym piszę? Bo my mieliśmy niedawno poranek anplakt!
Rano obudziło mnie wielkie bum, a potem głos taty warczącego pod nosem jakieś brzydkie wyrazy. Otworzyłam oczy: ciemno. Popatrzyłam w okno: mokro i ciemno. Spróbowałam włączyć lampkę: pstryk – ciemno. Znowu pstryk, znowu ciemno… To się raczej rzadko zdarza, a z samego rana chyba po raz pierwszy – nie mamy prądu! To stąd ten hałas - rowerek K. został wczoraj w przedpokoju, tata zauważył pierwszy…

piątek, 18 października 2013

18. BALKONOWISKO

Kochana Babciu!
               

Coraz częściej trafiają się deszczowe, ciemne, jesienne dni, ale nam one niestraszne. Dzięki balkonom! W szary i mokry dzień, kiedy siedzi się w domu i nawet psa szkoda na dwór wypuścić (dlatego wyprowadza go tata) lubię usiąść przy drzwiach balkonowych i podziwiać tę paletę barw. Od razu robi mi się weselej! A jest co podziwiać, bo nasz blok jest jednym z kilku ustawionych w podkowę, więc jest kolorowo jak w sklepie z guzikami! A zamiast guzików są talerze. Setki białych albo szarych anten do podglądania kolorowego świata. Można by je liczyć, kiedy nie można zasnąć.

Kiedy tak oglądam tę naszą podkowę, lubię sobie wyobrażać, że każdy właściciel mieszkania mówi światu coś o sobie, dobierając wystrój balkonu. To tak, jak z ubraniem. Na przykład balkon w kolorze świeżych wiosennych listków z suszącymi się pieluchami należy do młodych rodziców i ich dzieci - oni są weseli i pogodni. Błękitny z wentylatorem z klimatyzacji jest zawsze pusty – tam mieszka ktoś, kto lubi chłód. Balkon w kolorze jasnobrązowym, jak piwo, należy do rodziny, którą często słychać na całym podwórku. Rodzice wtedy zamykają okna, bo mówią, że ci sąsiedzi rzucają mięsem i mama z tatą pewnie się boją, że dostanę jakimś schabem. Nie wiem, z jakiej książki kucharskiej ci sąsiedzi korzystają, bo mama zawsze mięso kroi albo tłucze specjalnym młotkiem, a podrzuca tylko naleśniki na patelni.

niedziela, 13 października 2013

17. WESOŁY AUTOBUS [A.D. 1997]

W autobusie, w dzień targowy
Istne jest urwanie głowy:
www.listyprowincjonalne.blogspt.comOd przystanku do przystanku
Lud się ściska bez ustanku.
Pchają wszyscy się do środka:
Kuzyn, wujek, babcia, ciotka.
Pod nogami, nad nogami,
Wspomagając się rękami,
Upychają się jak śledzie,
Bo do miasta każdy jedzie!

Na siedzeniu matki z dzieckiem
Siadła sobie gwiazda z pieskiem,
Dwaj rozsiedli się młodzieńcy,
Starowinka obok klęczy.
W tyle siedzi Zimny Bolek,
Jęczy, śmierdzi alkoholem.
Wszyscy klną na czym świat stoi,
Panny też, choć nie przystoi.

czwartek, 10 października 2013

16. KOMUNIKEJSZYN BREJKDAŁN

Kochana Babciu!
               

Babciu, czytałaś o naszym mieście w gazetach? Bo głośno  o tym w całej Polsce, że będzie można u nas jeździć autobusami dużo taniej. Jeszcze nie za darmo, jak u sąsiadów, ale zawsze to taniej! Nasi urzędnicy nie przestają nas zaskakiwać!  Kto obieca, że zacznie jeździć autobusem zamiast swoim samochodem, będzie mógł kupić bilet (uwaga, trudne słowo) „zrównoważony”. Jeszcze nie wiadomo, od kiedy one będą i póki co trzeba będzie korzystać z „niezrównoważonych”.

niedziela, 6 października 2013

15. SMOK IN THE FOG

Kochana Babciu!
               

Właśnie siedzę w domu, bo byłam z mamą u pani Doktor. Tam dowiedziałam się, że to co mi jest, nazywa się infekcją dróg oddechowych. Organizm wyrzuca z płuc różne śmieci, które się w nim zbierają i dlatego kaszlę, aż mnie mdli. Do szkoły mogę chodzić, bo wszystkie dzieci to mają, więc i tak nikogo bym nie zaraziła. Ale dzisiaj nie poszłam, bo po wyjściu z przychodni było za późno, więc opowiem Ci bajkę.

Widziałaś kiedyś, Babciu, świąteczną pocztówkę z domkiem przysypanym białym puchem? Dookoła domku rozjaśniona śniegiem noc i trzaskający mróz, na niebie skrzą się gwiazdy, a z komina spokojną strużką unosi się dymek, który świadczy o tym, że za rozświetlonym okienkiem jest cieplutko i przytulnie. Słodziutkie, prawda? Na niektórych kartkach można zobaczyć całą wioskę takich domków i też wyglądają uroczo. 
Wyobraź sobie teraz, że tych domków jest kilka tysięcy, a z każdego komina sączy się dymek. Coś się zmieniło na obrazku, prawda? Tak, gwiazdy zasłonił czarny welon, a śnieg nie rozjaśnia już nocy, bo jest szarobury. Wioska stała się miastem.

czwartek, 3 października 2013

14. OBYWATEL POD CHMURKĄ

Kochana Babciu!
               
                Muszę Ci się pochwalić, w jakim wspaniałym mieście żyjemy i jaką mamy dojrzałą demokrację. Jak jabłka jesienią! Otóż nasi urzędnicy są tak wspaniałomyślni, że pomyśleli sobie, że mieszkańcy miasta, czyli obywatele, też mogą coś uchwalić. Wyobrażasz sobie? Nie ustalą w tym roku sami, na co będą wydane pieniążki z miejskiego skarbca, ale każdej dzielnicy przyznali określoną kwotę i zapytali obywateli, na co chcieliby ją wydać. I to nawet nie tak, jak w niektórych teleturniejach, żeby wybrać właściwą odpowiedź. Nie, można było nawet własne pomysły zgłaszać! To się nazywa „projekty obywatelskie”. „Obywatelskie”, bo przygotowane bez urzędników. „Projekt”, czyli taki pomysł, który zostanie wcielony w życie albo nie. Oczywiście, potem urzędnicy sprawdzili jeszcze te zgłoszone propozycje, czy nie są z kosmosu, jak mówi mama. Bo przecież Mars nie leży w granicach naszego miasta!