poniedziałek, 3 października 2016

162. PORZĄDEK

                Drogi Dziadku!

                Potrzebna mi Twoja pomoc. Pilnie! Musisz zrobić porządek z moimi rodzicami, bo nie chcą słuchać, co im mądrzy ludzie mówią, tylko uparli się, żeby się nade mną znęcać!
                Na pewno słyszałeś, że pewien bardzo mądry pan Biskup udzielił wywiadu bardzo poważnej gazecie i wytłumaczył w nim na konkretnym przykładzie, czym jest ta zaraza gorsza niż sam smog, czyli gender. Mianowicie gender jest wtedy, kiedy rodzice każą chłopcom sprzątać. I ja się z nim całkowicie zgadzam! Tylko mama i tata z jakiegoś pogańskiego plemiona chyba pochodzą, bo słuchać pana Biskupa nie chcą! Toż przecież nawet islamiści jednym głosem w tej sprawie z panem Biskupem mówią - a moi rodzice swoje!
 
                Normalnie powinno być tak, że mama syneczkowi jedzenie pod nos przyniesie – ale nie jakieś byle co, tylko żeby synkowi smakowało, bo jak nie, to niepotrzebnie się zdenerwuje i będzie musiał mamusi awanturę zrobić. Ciśnienie mu podskoczy, spoci się i zęby będzie sobie ścierał przy zgrzytaniu. A musi zdrowy i silny rosnąć, żeby w przyszłości na straży chrześcijaństwa stać. Potem siostra naczynia zabierze do mycia i krzesełko pod nogi podłoży, żeby się przyszłemu panu i władcy lepiej trawiło, a on jeszcze palcem pokaże, że - „o! tu, tu i jeszcze tam” - trzeba podnieść okruszki  - bo synek dba o porządek.
                Oczywiście, są zajęcia, których syn musi się nauczyć. Takie jak budowanie domów, sadzenie drzew i zorganizowanie sobie następcy. Czasem może się przydać umiejętność nastawienia wnyków przeciw zwierzynie wchodzącej w szkodę. Dobrze też, żeby umiał obsługiwać jakąś broń palną, z którą będzie mógł się sfotografować pod hasłem #jestemchrześcijaninem.
                Dlatego w czasie, kiedy matka i siostry będą zajęte sprzątaniem jego pokoju, gotowaniem mu posiłków oraz praniem jego odzieży, synek powinien wraz z podobnymi jemu kolegami biegać z zabawkową bronią, strzelać z procy w ptaki, wybijać okna sąsiadom i zęby przybyszom spoza dzielnicy, ze szczególnym uwzględnieniem ewentualnych imigrantów. Wtedy wiadomo, że wszystko z nim w porządku. Powinien też poznawać swoją miejscowość i jej mieszkańców, żeby w przyszłości móc zdecydować, którą siostrę za kogo wydać za mąż i z jakiego domu wziąć żonę dla siebie, żeby się najbardziej opłacało.
                I absolutnie nie wolno zaciągać synka do żadnych prac domowych, takich jak odkurzanie, mycie podłóg albo wycieranie kurzy! Do kuchni może zajrzeć od czasu do czasu, żeby spróbować, czy gotowany posiłek powinna jeszcze mamusia dosolić, czy nie. Słowo „pranie” w ogóle nie powinno być używane w obecności syneczka, żeby mu nie obniżało poziomu testosteronu. Od tych wszystkich zajęć, uwłaczających męskiej godności, powinny być w domu matki, siostry, a potem żony. Pan Biskup to wie, bo tak ma. I poprzedni tak miał. I jeszcze poprzedni, i jeszcze wcześniejszy. To się nazywa tradycja.

                Ale wychodzi na to, że moja rodzina nie szanuje ani tradycji, ani pana Biskupa, bo sam muszę swój pokoik sprzątać! Nawet naczynia każą mi po sobie zmywać!
                Straszą, że nie pojadę na żadne kolonie, dopóki nie będę umiał wyprać własnych skarpetek, ani pościelić po sobie łóżka – tak jakby nie można spakować skarpetek na dwa tygodnie, a kłaść się spać w łóżku takim, jakie się zostawiło po wstaniu. Kiedy im to mówię, słyszę, że nie pozwolą mi wyrosnąć na życiową kalekę, niedołęgę, trutnia i darmozjada, jak to się teraz praktykuje. I wmawiają, że każda jedna rzecz, którą potrafię sam zrobić wokół siebie, uniezależnia mnie od innych – czy to naprawa kontaktu, czy to zszycie dziury w spodniach. Wyobrażasz sobie? I to mówi rodzony ojciec!
                Dziadku, czy naprawdę trzeba być Biskupem, żeby rozumieć, że nie trzeba tego wszystkiego robić samemu, bo można mieć od tego ludzi? Byłbym Ci bardzo wdzięczny, gdybyś zechciał wyprowadzić rodziców z błędu wyboru tej fatalnej drogi mojego wychowania.

A w przyszłości chyba sam zostanę biskupem. Już przeboleję nawet to obmywanie czyichś stóp w Wielkie Czwartki. Co to w ogóle za zwyczaj jest?...

                Uściski!

                Twój K.





„Obecnie groźnym wyzwaniem jest – lansowana pod płaszczykiem programu równościowego – ideologia genderyzmu. Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki. Pociągające jest również hasło, że wszyscy ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia. Lecz jednocześnie rodzice często nie uświadamiają sobie tego, że w imię przezwyciężania stereotypów uwarunkowanych kulturowo ukazuje się przy okazji różne modele partnerskie jednopłciowe jako równoważne rodzinie.” [Abp. St. Gądecki]

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/101425,polska-rodzina-cierpi-od-lat.html


Podobne:








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz