środa, 12 października 2016

163. TĘŻYZNA

Kochana Babciu!
               
                Może nie pamiętasz, ale dawno temu pisałam Ci, że w moim mieście urzędnicy raz w roku pozwalają mieszkańcom zdecydować, na co wydać określoną ilość pieniędzy z miejskiego budżetu. To się nazywa „budżet obywatelski”.
                Obywatele z naszego miasta masowo pragną dbać o tężyznę fizyczną i jeszcze niedawno na potęgę budowali siłownie pod chmurką (choć przez pół roku powinny się nazywać „pod smogiem”). Mamy ich teraz więcej, niż głosujących za poprzednich władz. Niektóre, tak jak ta na naszym osiedlu, okazały się strzałem w dziesiątkę – trudno znaleźć taką porę, żeby nie było tam co najmniej kilku osób. A odkąd uzupełniono ją o plac zabaw, tory dla wrotkarzy i boisko do siatkówki, wygląda jak z amerykańskiego filmu dla nastolatków. Nawet drzew nie wycięto, naprawdę! A to w naszym mieście prawdziwy ewenement.

Niestety, większość siłowni i podobnych instalacji świeci pustkami, a ich pomysłodawcy co rusz latają do władz miasta: a to żeby trawę wykosić, a to żeby pomalować, bo rdzewieje – do kolejnych wyborów mogą przecież ludzie zapomnieć, komu należy się odwdzięczyć głosem za troskę o tężyznę mieszkańców! A pan Prezydent tylko podpisuje kolejne kwoty na utrzymanie pomników obywatelskiej pomysłowości i zgrzyta zębami.
Przez ostatnie trzy lata wiele się zmieniło. Są nowe władze, łatwiej zgłosić projekt do budżetu i głosowanie odbywa się nawet w Internecie, a nie tylko na karteczkach podsuwanych niedowidzącym emerytom przez koło gospodyń z rady dzielnicy w tajnej kwaterze. Teraz głosuje 10 razy więcej osób niż kiedyś, a pomysłodawcy prześcigają się, żeby zdobyć poparcie dla swoich projektów. Jedno pozostało jednak niezmienne – tężyzna obywateli stoi na pierwszym miejscu. Dlatego teraz (choć wciąż powstają kolejne siłownie) hitem są… tężnie.

                W zeszłym roku władze sąsiedniego miasteczka zapragnęły poczuć się jak w Ciechocinku i postawiły sobie pierwszą w okolicy tężnię. Kiedy ją budowano, ludzie pukali się wymownie w czoła, sugerując urzędnikom urlop zdrowotny w najsłynniejszym szpitalu w naszym mieście - nie dla poratowania dróg oddechowych, tylko partii ciała znajdującej się z reguły wyżej. Inni wpadali w nerwicę, widząc słony rachunek za tę solankową fanaberię i życzyli urzędnikom solidnej chłosty gałązkami tarniny (mokrymi! żeby bardziej bolało), po których zwykle spływa w tężniach woda.  
Ale odkąd powstała, walą pod nią takie tłumy, żeby korzystać z jej dobroczynnego klimatu, że trudno się dopchnąć! Tężnia zdobyła taką sławę, że nawet trafiła na serwery wikipedii, a jej cudotwórcze działanie przejawia się m.in. poprzez niewiarygodne odmładzanie kuracjuszy. Polega to na tym, że większość przyjezdnych, którzy zakosztują jej wspaniałej atmosfery, zaczyna marzyć, żeby mieć taką samą tężnię pod domem – zupełnie jak małe dziecko, które chce taką samą zabawkę, jaką zobaczyło u koleżanki. Nie wiem, czy dochodzi do tupania nogami, ale obywatele odmłodzeni w ten sposób nie poprzestają, dopóki nie postawią na swoim.
No i teraz tężnie powstają w co drugim mieście w województwie – wliczając w to nasze…

Kiedyś mieszkańcy mojego miasta dbali latem o tężyznę na kilku otwartych basenach. Ale poprzednie władze miasta część basenów zrujnowały, żeby zrobić jeden, za to powodujący u wyborców tzw. „opad szczeny”. Przynajmniej u tych, którzy lubią takie doznania, jak jazda zatłoczonym autobusem miejskim w trzydziestostopniowym upale – korzystanie z tego basenu w lipcowy weekend może wywołać podobne. No, może przewiew bywa lepszy.
Opuszczone baseny popadają nieustannie w ruinę, swoim ponurym widokiem wywołując dramatyczne ataki nostalgii u tych, którzy własne lata świetności kojarzą z czasem, kiedy kąpieliska tętniły życiem. Próbując przywrócić te atrakcyjne kiedyś miejsca na powrót mieszkańcom, ludzie szukają sposobów na ich zagospodarowanie – tańsze niż budowa basenu od nowa. Cudotwórcza tężnia wydaje się idealnym rozwiązaniem: mogłaby odmłodzić i miejsce, i ludzi, pozwalając kontynuować tradycje miejsca w budowaniu tężyzny. Oczywiście, na miarę aktualnych możliwości organizmów, które dojrzewały w cieniu nieistniejącej już trampoliny.
Okazuje się, że nostalgia wsparta działaniem mikroklimatu tężni sąsiadów ma potężną moc, bo zgłoszono dwa projekty na dwóch dawnych basenach i choć wygrał tylko jeden, to w sumie na tężnie oddano jedną trzecią wszystkich głosów. W przyszłym roku powinna ruszyć budowa.

Biorąc pod uwagę, że moje miasto nie odstaje jakoś bardzo od sąsiednich pod względem częstotliwości występowania smogu, to może ma to jakiś sens – w końcu tężnie mają zapobiegać i leczyć choroby dróg oddechowych. Oczywiście, dzięki tężni ruiny po dawnym basenie przestaną straszyć i powstanie kolejne malownicze miejsce do spędzania wolnego czasu w naszym mieście. Mam nadzieję, że za kilkadziesiąt lat nie powróci do aktualnego stanu.

Z drugiej jednak strony – były do wyboru projekty, które zakładały walkę ze smogiem. Nawet jeżeli ich wdrożenie w życie byłoby tylko kroplą w morzu (słonym – a jakże!) potrzeb, byłby to jakiś krok do przodu. A tak – czy solankowy aerozol pomoże ratować zdrowie, jeżeli jednocześnie między zębami zgrzytał będzie PM10?…
Jeżeli prawdą jest, że tężnia działa jak filtr powietrza, a w Ciechocinku podczas renowacji znaleziono zanieczyszczenia radioaktywnymi cząsteczkami z awarii reaktora w Czarnobylu, to nasza będzie wyglądała po 10 latach gorzej niż wnętrze komina huty „Katowice”…


Całuję Cię mocno!

Twoja J.




Podobne:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz