Dziś wielkie święto w naszej dzielnicy: ulice
pełne sąsiadów oczekujących w uroczystym napięciu, kobiety z bukietami kwiatów,
dzieci z własnoręcznie wykonanymi laurkami, mężczyźni z butelkami szampana. Wszyscy
zwróceni w jednym kierunku i nasłuchujący dźwięku silnika. O! coś słychać…
Wszyscy milkną… Nie, to jeszcze nie oni, to tylko dowóz mułu do palenia w piecu
do jednego z domów na sąsiedniej ulicy. Ale po chwili zza zakrętu wyłania się
niewielki samochód, jak ten, którym pan Tadek codziennie dowozi pieczywo do
sklepu! Nie tego się spodziewano, ale to nic – najważniejsze, że wreszcie są!
Po krótkiej chwili zaskoczenia wybucha euforia: strzelają korki szampana, fruną
w stronę samochodu kwiaty, dzieci biegną z laurkami…
Podobno kiedy moi rodzice byli
dziećmi, to w telewizji można było często zobaczyć filmy, na których mieszkańcy
wyzwalanych w czasie wojny miast witali wyzwalających z kwiatami i
przyklejonymi do twarzy uśmiechami od ucha do ucha. Potem się okazało, że te
uśmiechy były równie szczere, co wyzwolenie, ale sposób witania pozostał.
Stąd ta radość na widok
samochodu firmy wywożącej odpady, która zgodnie z miejskim harmonogramem raz w
miesiącu odbiera śmieci sortowane.