Mamy problem z kotem. W dodatku
z nie swoim. Ja wiem, jak to brzmi: sami mamy kota, a nie pasuje nam cudzy. Ale
ja nie o polityce.
Jeden z naszych kotów jest
kocurem. Czarnym. Niektórzy uważają, że to stworzenie o piekielnym rodowodzie i
na jego widok przezornie przechodzą na drugą stronę ulicy. Inni robią znak
krzyża i rozglądają się za wodą święconą. Jeszcze inni rzucają kamieniami i
gonią z pokrzykiwaniami ewidentnie odziedziczonymi po przodkach, do których nie
chcą się przyznać.
A nasz kocurek, czy to dzięki
białej plamce w kształcie koloratki na szyi, czy też rzeczywiście za sprawą
mocy piekielnych, od kiedy tylko pojawił się w naszym domu, od razu zdobył
sobie sympatię wszystkich sąsiadów. No, mogło mu w tym też trochę pomóc to, że był jedynym
kocurem na ulicy – do tej pory żyły tu sobie dwie niezaprzyjaźnione gromadki
kotek.