Ministry
Kochana Babciu!
Niedawno
znalazłam w biblioteczce taty starą, pożółkłą książkę, z której kartki wypadały
ze starości. Była w niej zakładka z wycinkami z gazety, które można znaleźć też
tutaj i tutaj.
Przeczytałam zaznaczone fragmenty z tej książki,
ale nic z tego nie rozumiem! Przepisuję Ci je tutaj, może Ty mi wytłumaczysz, o
co w nich chodzi, bo tata jakoś nie ma czasu ani ochoty?
I
„Sekretarz
prowincjonalny stał przed obliczem komisarza, przyjmując wygląd lichy i
durnowaty, tak by swym pojmowaniem istoty sprawy nie peszył przełożonego, jak sam car przykazał. Wzrok spuścił
pokornie, a w ręku międlił chińską czapkę.
- Wszystko
zapięte na ostatni guzik, Matfieju Michaiłowiczu? Zaproszenia rozesłane? Do
wszystkich mundurowych i cywilnych z całego naszego powiatu? – komisarz
siedział wygodnie w fotelu za biurkiem i, nie patrząc na rozmówcę, bagnetem
zeskrobywał z wysokich oficerskich butów zaschnięte błoto i końskie łajno,
które zebrało się, kiedy szedł z ratusza do cyrkułu.
- Wedle
waszego rozkazu, Marcinie Teofilowiczu – pokornie odpowiedział podwładny.
- No patrz! W
gówno jakieś wdepnąłem! A tu cała służba zajęta przy organizacji uroczystości. Orkiestra
będzie?
- Będzie,
Marcinie Teofilowiczu.
- A isprawnik,
Demian Murawiejew, zaproszony?
- Zaproszony,
Marcinie Teofilowiczu.
- To dobrze.
Wszak hańbą by to było, gdybyśmy najważniejszej osoby w powiecie na uroczyste
oddanie do użytku nowego cyrkułu nie
zaprosili! A horodniczego,
Piotra Pawłowicza, naszego dobrodzieja też zaprosiłeś, Matfieju Michajłowiczu?
– komisarz zaniepokojony podniósł wzrok znak butów.
- Prezydenta
również zaprosiłem, Marcinie Teofilowiczu.
- Prezydent
to on mógł być za panowania Imperatora ojca (świeć panie nad jego duszą), toż teraz
on nazad zwykły nasz horodniczy! Tylko patrzeć jak miłościwie nam obecnie
panujący Imperator odpowiedni dekret wyda i liberalne reformy cofnie! – rzucił
komendant znów zajęty zeskrobywaniem błota.
- Jak
uważacie, Marcinie Teofilowiczu – zgodził się pokornie sekretarz
prowincjonalny.
- Widzisz,
Matfieju Michaiłowiczu, nowy cyrkuł to wielka rzecz, wielka sprawa! – komisarz
przerwał na chwilę czyszczenie – Więcej miejsc dla aresztowanych, ale i
odpowiedzialność większa! Trzeba będzie teraz pilnować, żeby cele pustkami nie
świeciły, bo powiedzą nam, że się z obowiązków niewystarczająco wywiązujemy.
Już nie wybronimy się argumentem, że cyrkuł za mały i nie ma więźniów gdzie
trzymać. A dowódca miejscowego garnizonu, pułkownik Srogin będzie?
- Potwierdził
obecność, Marcinie Teofilowiczu.
- To dobrze,
dobrze. Lud musi widzieć, że za policją władza całą swoją mocą stoi! Dlatego
uroczystość być musi, zwierzchność cała, mundurowa, cywilna, orkiestra, wstęga…
A nożyce, Matfieju Michaiłowiczu, przygotowane? – znów zaniepokoił się komisarz.
-
Przygotowane, Marcinie Teofilowiczu.
- Nie tępe
aby, sprawdziłeś?
- Świeżo od
kowala odebrane, Marcinie Teofilowiczu.
- Ale żeby
też nie za ostre były! Żeby się nasz dobrodziej Piotr Pawłowicz nie skaleczył!
- Noże mają
długie, od rączki daleko, nie zrobi sobie krzywdy, Marcinie Teofilowiczu.”