wtorek, 13 grudnia 2016

170. GRZEBANIE W PAMIĘCI 2016



                Wszędzie dziś wspomnienia grudniowej niedzieli sprzed 35 lat.

Co ja tam mogę pamiętać: spaloną wędzonkę, czołgi za płotem i "spikera" w mundurze zamiast „Teleranka”. Zresztą nie będę się powtarzał, bo już o tym pisałem (tutaj).
Ale w tym roku przypomniało mi się coś, co (na pozór) nie ma z tamtym grudniem wiele wspólnego. Za to ma wiele z obecnym.
W którejś z ostatnich klas szkoły średniej mieliśmy młodego nauczyciela, absolwenta tej samej szkoły, świeżo po studiach. Nie miał z nami łatwego życia, bo ani my nie widzieliśmy w nim wtedy autorytetu, ani chyba on sam się nim nie czuł wobec nas. Poza tym chyba jeszcze nie do końca przyzwyczaił się, że oto stał się kolegą z pracy nauczycieli, przed którymi jeszcze niedawno drżał podczas tradycyjnego weryfikowania postępów w nauce.

czwartek, 1 grudnia 2016

169. KLIENTLAND

                Kochana Babciu!

                Wszystko u Ciebie w porządku po „Black Friday”? Bo tata pyta, czy żebra masz całe i czy łokci sobie nie poobijałaś w jakiejś sklepowej potyczce łowców okazji? Co prawda trudno mi sobie wyobrazić Ciebie w takiej sytuacji, ale kto wie, może i Tobie czasem przyjdzie ochota na jakąś wielkomiejską rozrywkę tego rodzaju? Podobno bywa, że w niektórych sklepach dochodzi do regularnych walk wręcz. Jako że zjawisko „czarnego piątku” (przynajmniej w formie sklepowych wyprzedaży) jest u nas nowsze niż Halloween albo Walentynki, to jeszcze żadna telewizja nie zdążyła tego zrealizować, ale jest pomysł, żeby w przyszłym roku rozegrać galę KSW w markecie. Pierwszą walkę stoczą przypadkowi klienci walczący o telewizor plazmowy – to dopiero będzie konfrontacja sztuk walki! Ile rund! A jakim niskim kosztem…

piątek, 25 listopada 2016

168. LISTOPADOWO

   
            Dzień dobry

                Chciałoby się powiedzieć. Chyba tylko w charakterze pobożnego życzenia, bo to typowy listopad w Europie Środkowej. A może i gorszy.
                Jadę gdzieś przez Polskę. Chociaż trafniej byłoby powiedzieć, że jestem przez nią jechany, bo udział mojej świadomości w tym procesie jest minimalny, prowadzę odruchowo w sznurze aut. Próbuję nie zasnąć, wpatrując się w słabo widoczny punkt między szarością drogi i pól, a sino-burością nieba zamazanego chmurami. Nie ma z nich deszczu, nie ratują przed upalnym słońcem, nie cieszą wyobraźni marzycieli nieokreślonością kształtów, ani fotografów bogactwem odcieni – nie, dla czystej złośliwości sił wyższych wisi nad głowami stalowy monolit, pochłaniając światło i powietrze. Odrobina słońca, kawałek błękitu nad głową pozwoliłyby dostrzec urodę resztek kolorowych liści na przydrożnych drzewach, ale nie ma na to nadziei. „No Hope In Sight”. Taki świat.

środa, 16 listopada 2016

167. GENTLEMENELE

                Drogi Dziadku!

                Czy Ty jesteś gentlemanem? Na czym to „gentlemaństwo” właściwie polega?  Bo ostatnio słyszę różne opinie na ten temat. Jedni np. uważają, że gentleman to zawsze elegancko i drogo ubrany pan. Innym kojarzy się to słowo z człowiekiem, który zawsze jest uprzejmy, nikogo nie obraża i nigdy nie łamie danego słowa. Jeszcze inni twierdzą, że nazywa się tak panów, którzy są bardzo uprzejmi wobec pań. A jeszcze inni, że wszystkie powyższe po trochu.
                Pytam, bo zastanawiam się, czy w ogóle warto być kimś takim. Ostatnio często słyszy się o nie całkiem uprzejmych wypowiedziach panów, których nie wszyscy mają za gentlemanów, choć oni sami zdają się mieć bardzo wysokie mniemanie na temat swojej kultury osobistej. Co się taki pan wypowie i czym więcej osób obrazi – tym staje się sławniejszy! Panowie ci szczególnie lubują się w wypowiedziach na temat urody pań, które ośmielają się mieć inne zdanie niż oni, a wypowiedzi ich trudno nazwać literackimi.

piątek, 11 listopada 2016

166. LIST DO A.S.

Szanowny Panie Antoni*,


                Mamy listopad Anno Domini 2016. Za kilka dni minie 121 rocznica Pańskich urodzin, kilka miesięcy temu minęło 40 lat od Pańskiej śmierci. Właśnie świętujemy 98 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Dopiero co obchodziliśmy 78 rocznicę „kryształowej nocy”.
Minęło już kilka tygodni, odkąd przeczytałem Pańskie „Kroniki tygodniowe” z lat 1927-1938 i wciąż nie mogę dojść do siebie. 
Zastanawiał się Pan kiedyś, co pomyślą potomni o Waszym pokoleniu, pierwszym uwiecznionym na filmowych taśmach, czy te filmy wywoływać będą kpiny, czy uśmiech zażenowania. Jak Pan zdążył się przekonać, losy pokolenia Pańskiego i tego, które wychowywało się na Pańskiej twórczości, przez wiele lat budziły tylko lęk.
I mogłoby się wydawać, że po tamtych doświadczeniach już nic nie jest w stanie ludzi omamić do tego stopnia, żeby znów dać sobie powszechne przyzwolenie na nienawiść. Niestety, czytając „Kroniki tygodniowe”, które stały się mimowolnym zapisem narastania atmosfery zakończonej największym kataklizmem, jaki zgotował sobie człowiek, odnoszę wrażenie, że dziś jesteśmy mentalnie na tym samym etapie. Może trochę różnią się nazwiska, nazwy geograficzne i odrobinę inaczej rozkładają się akcenty, ale niektóre teksty z lat 30-tych można czytać jakby powstawały dzisiaj. I niestety, nie chodzi o uniwersalność ich przekazu, a o komentowane realia. 

środa, 2 listopada 2016

165. WYCIECZKA SZKOLNA

Kochana Babciu!
               
                Dostałaś moją pocztówkę z Krakowa? Byliśmy na szkolnej wycieczce. Z noclegiem! Zwiedziliśmy kilka fajnych miejsc, dowiedzieliśmy się paru ciekawych rzeczy i w sumie świetnie się bawiliśmy. A co najważniejsze – cali, zdrowi i w komplecie wróciliśmy do domu. Bo to wcale nie było oczywiste. Gdyby spotkały nas te wszystkie niebezpieczeństwa, których przed wyjazdem obawiali się rodzice, wróciłoby nas mniej, niż przeciętny Polak czyta książek w ciągu roku. Dlatego niewiele brakowało, a z wycieczki byłyby nici…
                Oczywiście dzieci nie uczestniczyły w spotkaniach organizacyjnych przed wycieczką, ale raz podsłuchałam (niechcący…), jak mama opowiadała tacie, co się na jednym z tych spotkań działo. I nie wiem, czy gdyby pani zrobiła to spotkanie z dziećmi, zamiast z rodzicami, to poziom dyskusji nie byłby o kilka poziomów wyższy.

sobota, 22 października 2016

164. ODPUSTY

"Słusznie Wells pisze w swej autobiografii, że każdy z nas był Mussolinim i Hitlerem, gdy miał lat dwanaście. Mało potem w życiu zostaje z pragnień sztubackich, ale nie tak znów mało. Można by powiedzieć raczej, że nikły procent pragnień zostaje zrealizowany, ale popędy nie wyżyte zabarwiają uczucia ludzi pozornie poważnych i dorosłych."
Antoni Słonimski



                Drogi Dziadku!

                Lubisz odpusty? Bo ja bardzo. W przeciwieństwie do rodziców, których zupełnie nie zachwyca widok dziesiątek straganów zasypanych mieczami, karabinami, balonami, piłkami i słodyczami. Marudzą tylko, że tandeta, że 10 razy drożej niż w sklepach „(Prawie) Wszystko Za 5zł” i że tłok. I że petardy.
                A przecież na tym odpust polega – można sobie pozwalać, bo wszystko jest tego dnia w parafii odpuszczone, nie? Można najeść się słodyczy, które poza odpustem można kupić tylko we Wszystkich Świętych przed cmentarzem. Można strzelać do woli petardami między murami, żeby narobić jak najwięcej hałasu. I można zarobić, zdzierając przy tym niemiłosiernie z kupujących – których w końcu nikt do tego nie zmusza. Tak, to jest dzień, w którym wolno o wiele więcej, niż w inne, bo Proboszcz załatwia odpuszczenie, gdzie trzeba.
                Podobno kiedyś takimi odpustami handlowano jak akcjami na giełdzie. No, ja się wcale nie dziwię…

środa, 12 października 2016

163. TĘŻYZNA

Kochana Babciu!
               
                Może nie pamiętasz, ale dawno temu pisałam Ci, że w moim mieście urzędnicy raz w roku pozwalają mieszkańcom zdecydować, na co wydać określoną ilość pieniędzy z miejskiego budżetu. To się nazywa „budżet obywatelski”.
                Obywatele z naszego miasta masowo pragną dbać o tężyznę fizyczną i jeszcze niedawno na potęgę budowali siłownie pod chmurką (choć przez pół roku powinny się nazywać „pod smogiem”). Mamy ich teraz więcej, niż głosujących za poprzednich władz. Niektóre, tak jak ta na naszym osiedlu, okazały się strzałem w dziesiątkę – trudno znaleźć taką porę, żeby nie było tam co najmniej kilku osób. A odkąd uzupełniono ją o plac zabaw, tory dla wrotkarzy i boisko do siatkówki, wygląda jak z amerykańskiego filmu dla nastolatków. Nawet drzew nie wycięto, naprawdę! A to w naszym mieście prawdziwy ewenement.

poniedziałek, 3 października 2016

162. PORZĄDEK

                Drogi Dziadku!

                Potrzebna mi Twoja pomoc. Pilnie! Musisz zrobić porządek z moimi rodzicami, bo nie chcą słuchać, co im mądrzy ludzie mówią, tylko uparli się, żeby się nade mną znęcać!
                Na pewno słyszałeś, że pewien bardzo mądry pan Biskup udzielił wywiadu bardzo poważnej gazecie i wytłumaczył w nim na konkretnym przykładzie, czym jest ta zaraza gorsza niż sam smog, czyli gender. Mianowicie gender jest wtedy, kiedy rodzice każą chłopcom sprzątać. I ja się z nim całkowicie zgadzam! Tylko mama i tata z jakiegoś pogańskiego plemiona chyba pochodzą, bo słuchać pana Biskupa nie chcą! Toż przecież nawet islamiści jednym głosem w tej sprawie z panem Biskupem mówią - a moi rodzice swoje!

środa, 14 września 2016

160. JAK LUDZIE

Kochana Babciu!
               
                Widziałaś bajkę „Zwierzogród”? Tę, w której ucywilizowane zwierzęta nagle zaczynają dziczeć z jakiegoś tajemniczego powodu? Dawno się tak nie bałam! A to tylko bajka, tymczasem okazuje się, że w rzeczywistości też coś dziwnego dzieje się ze zwierzętami – robią się agresywne jak ludzie!

                Na pewno słyszałaś o słynnym już grzybiarzu z naszego miasta, którego dziki zaatakowały w lesie, aż musiał uciekać na drzewo? Wezwał na pomoc patrol policji, funkcjonariusze przybyli z odsieczą, a dziki ani myślą ustąpić! Rozsierdzone przegoniły odsiecz do radiowozu i z powrotem pod drzewo, czyhać na intruza. Pewnie stwierdziły, że nie chcą u siebie imigranta nielegalnie przekraczającego zieloną granicę i postanowiły zrobić z nim porządek ku chwale dziczyzny. Bo chyba raczej nie chodziło im o to, że np. odezwał się po niemiecku – w końcu mieszkam na Śląsku. No, chyba, że dziki były przyjezdne…
                Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, bo policjanci przez radio wezwali wsparcie i po przybyciu kolejnej odsieczy wspólnie odnieśli wiktorię i uwolnili sromotnie przegonionego grzybiarza. Pewnie teraz nie przełknie nawet pieczarki.

sobota, 3 września 2016

159. KOLEJNA CEGŁA


              Drogi Dziadku!

                Za mną pierwszy dzień szkoły. Byłem bardzo dzielny i nie poryczałem się jak niektóre inne dzieci, chociaż już mi się robiło wilgotno pod powiekami. I to wcale nie jest śmieszne, kiedy sobie uświadomisz, Dziadku, co mi w tej szkole będą robić…
                Bo według wszystkich wierszyków i przemów wygłaszanych przez wzorowych uczniów i dyrektorów na powitalnych akademiach, od teraz będę zdobywał wiedzę i umiejętności, które pozwolą mi stać się człowiekiem przygotowanym do samodzielnego życia wśród innych ludzi. Jeśli będę miał szczęście, trafię na osoby, które pomogą mi znaleźć do tego celu własną drogę. A podobno trzeba dużo szczęścia, żeby nie wpaść w ręce takich, którzy jeszcze nie wiedzą o moim istnieniu, ale wiedzą, jaki powinienem być i już zacierają ręce, żeby ze mnie zrobić takiego obywatela, na jakiego Władza zgłasza zapotrzebowanie…

niedziela, 21 sierpnia 2016

158. PERŁA URZĘDNIKA

                Kochana Babciu!

                Dziś  wielkie święto w naszej dzielnicy: ulice pełne sąsiadów oczekujących w uroczystym napięciu, kobiety z bukietami kwiatów, dzieci z własnoręcznie wykonanymi laurkami, mężczyźni z butelkami szampana. Wszyscy zwróceni w jednym kierunku i nasłuchujący dźwięku silnika. O! coś słychać… Wszyscy milkną… Nie, to jeszcze nie oni, to tylko dowóz mułu do palenia w piecu do jednego z domów na sąsiedniej ulicy. Ale po chwili zza zakrętu wyłania się niewielki samochód, jak ten, którym pan Tadek codziennie dowozi pieczywo do sklepu! Nie tego się spodziewano, ale to nic – najważniejsze, że wreszcie są! Po krótkiej chwili zaskoczenia wybucha euforia: strzelają korki szampana, fruną w stronę samochodu kwiaty, dzieci biegną z laurkami…
                Podobno kiedy moi rodzice byli dziećmi, to w telewizji można było często zobaczyć filmy, na których mieszkańcy wyzwalanych w czasie wojny miast witali wyzwalających z kwiatami i przyklejonymi do twarzy uśmiechami od ucha do ucha. Potem się okazało, że te uśmiechy były równie szczere, co wyzwolenie, ale sposób witania pozostał.
                Stąd ta radość na widok samochodu firmy wywożącej odpady, która zgodnie z miejskim harmonogramem raz w miesiącu odbiera śmieci sortowane.

czwartek, 18 sierpnia 2016

157. MIĘDZY PIĘCIOMA KOŁAMI

Drogi Dziadku!

Jak minęła Wam droga powrotna do domu? Mam nadzieję, że Babci poprawił się humor i że już się nie gniewa na nasze kotki za to, że zbiły wazon, który kupiła nam z okazji wprowadzenia do nowego domu. Gdyby jednak było jej jeszcze przykro, możesz jej powiedzieć, że to nic nie szkodzi, bo kiedy pojechaliście, mama powiedziała, że nawet dobrze się stało, bo dawno takiego badziewia jak ten wazon nie widziała.
Jak się Babci poprawi humor, to może wtedy pozwoli Ci oglądać zawody sportowe w telewizji. Musiałby się jednak bardzo poprawić, żebyś mógł oglądać na żywo olimpiadę, bo tam zawody zaczynają się wtedy, kiedy nam każą iść spać. Następna olimpiada ma być w Tokio. Wtedy z kolei musielibyśmy wcześniej wstawać. Też nie będzie łatwo. Ale jak już będę duży, to będę oglądał zawody, kiedy będę chciał! Dopóki mi się nie znudzi, tak jak Tobie. Bo przecież musiało Ci się kiedyś znudzić, skoro ożeniłeś się z Babcią?

czwartek, 4 sierpnia 2016

156. OJCIEC MNIEJ ŚWIĘTY?


              Kochana Babciu!
               
Jak na pewno wiesz, właśnie skończyła się w Krakowie wielka impreza zwana Światowymi Dniami Młodzieży. Na ten cykl nabożeństw i  uroczystości przyjechały setki tysięcy ludzi z wielu krajów, ze wszystkich stron świata i z różnych kontynentów. Część z nich na krótko trafiła też do naszego miasta. Niektórzy mieszkańcy na własne oczy mogli się przekonać, że rzeczywiście istnieją ludzie o kolorach skóry innych niż biały i że nie jest to tylko wymysł zagranicznych telewizji! Najbardziej nie mogli jednak zrozumieć, z czego oni się tak wszyscy cieszą?
Bo ci wszyscy ludzie, cały czas jacyś tacy uśmiechnięci, rozśpiewani, życzliwi, sympatyczni – a przy tym wyluzowani, kolorowo poubierani, wymachujący kolorowymi flagami, aż się mogło, za przeproszeniem, z tęczą komuś skojarzyć. I oni cieszyli się, że przyjechali się modlić! Jak u nas co niedzielę zapełnia się parking przed kościołem i ludzie idą się modlić, to tej radości jakoś nie widać…

wtorek, 19 lipca 2016

155. ZMIANY

                Kochana Babciu!
               
                Przepraszam, że tak długo do Ciebie nie pisałam, ale, jak się na pewno domyślasz, byliśmy w trakcie przeprowadzki. Ha! To, że teraz piszę, nie znaczy wcale, że ten kataklizm z naszym udziałem dobiegł już końca! Nie wiem, czy do Bożego Narodzenia się skończy… Po prostu w stosach kartonów, skrzynek i toreb znalazłam wreszcie piórnik i papier – ale się ucieszyłam!
                Oto po trzech miesiącach prac budowlano – remontowych, stolarskich, malarsko – tapeciarskich i instalatorskich, okazyjnie przerywanych zajęciami ogrodniczymi, udało nam się przejść do operacji logistyczno – magazynowych, czyli spakowaliśmy wszystko co potrzebne i niepotrzebne i przewieźliśmy ze starego miejsca w nowe. Wierzyć się nie chce, że da się to zmieścić w jednym zdaniu…
                Tata mówi, że całe to przedsięwzięcie ma wiele wspólnego z lotem w kosmos z prędkością światła: startujemy w kwietniu, lecimy sobie jakiś czas, lecącemu wydaje się, że trwa to może z pięć tygodni, a tu Ziemia zgłasza, że nie tylko maj dobiegł końca, ale lipiec minął już półmetek. Na szczęście najgorsze już za nami i wracamy na Ziemię, do tzw. „normalności”. Tyle, że po takim locie nic nie może być już takie samo, jak przedtem…

niedziela, 22 maja 2016

154. KRÓTKO, ALE DOBRZE

Szanowni Rodacy!

                W kraju miłośników kotleta schabowego na pewno nikogo nie zdziwi, że życie przeciętnej świni jest obrazem dewizy: „krótko, ale dobrze”. Od prosięctwa po hak rzeźniczy żyje sobie taka świnia może i w mało luksusowych warunkach, ale wszyscy wokół niej nie ustają w wysiłkach, żeby koryto nigdy nie było puste. I żeby nie miały żadnych objawów chorobowych, kiedy po okresie intensywnego tuczenia trafią do skupu żywca, aby uszczęśliwić nas swoimi wynikami w budowaniu tkanki mięśniowej podczas niedzielnego obiadu albo sobotniego grilla. I coś musi być w stwierdzeniu „jesteś tym, co jesz”, bo najwyraźniej nawyk życia krótkiego, ale sytego ze zjadanych przechodzi  na zjadających.

                Niedawno Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała raport stwierdzający, że na 30 miast w Europie najbardziej zanieczyszczonych tzw. pyłem zawieszonym, aż 22 znajdują się w Polsce. Ścisła europejska czołówka w produkcji zanieczyszczenia uznawanego za jedno z najbardziej chorobotwórczych. Cóż za zaskoczenie! To, co każdego roku podają krajowe Inspektoraty Ochrony Środowiska, teraz potwierdza międzynarodowa organizacja! To boli, szczególnie kiedy było się wychowanym na tabelkach pokazujących Polskę jako potentata w produkcji węgla, stali i innych dóbr przemysłowych. Ale było to w czasach, kiedy nie publikowało się tabelek z zanieczyszczeniem. Od tamtych czasów niewiele zmieniło się w naszej mentalności.

wtorek, 17 maja 2016

153. POŻEGNANIE Z WIELKĄ SPÓŁDZIELNIĄ



              Kochana Babciu!
               
                Czeka nas przeprowadzka. Pierwsza w moim życiu. Dreszczyk emocji przebiega mi po plecach na samą myśl o własnym domu! Będziemy mieli ogródek, osobne pokoje z bratem i wreszcie będziemy mieć kota, a może nawet dwa! A to wszystko niedaleko stąd, więc zostanę w tej samej szkole i nie stracę kontaktu z koleżankami. I niby wszystko fajnie, ale jakoś tak trochę szkoda… Bo co by, Babciu, nie mówić, blok, w którym mieszkam, to zupełnie inne miejsce, niż to, z którego wysyłałam do Ciebie swój pierwszy list.
                Na przykład sąsiedzi są coraz bogatsi i czym więcej trawników przerabia się pod parkingi, tym bardziej brakuje miejsc dla kolejnych samochodów. Ale są też inne zmiany.




niedziela, 8 maja 2016

152. OSIEDLOWE STREFY WPŁYWÓW


Kochana Babciu!

Słyszałam kiedyś, że w niektórych miastach istnieją dzielnice rządzące się zupełnie innymi prawami niż reszta kraju. Obcy, wchodząc na taki teren, muszą się liczyć z możliwością oberwania po głowie za samo bycie obcym, a przebywanie tam zobowiązuje do przestrzegania określonych zasad – nieprzestrzeganie grozi, oczywiście, oberwaniem po głowie. I nie tylko. Takie miejsca podobno są też w naszym kraju, ale chyba nikt ich nawet nie policzył, bo o wiele bardziej interesujące jest dla nas to, że istnieją w innych krajach.
Nasze osiedle nie należy do takich dzielnic, w których obcym dla zasady należy dać do zrozumienia, że nie są tu mile widziani. Ale za to, jako teren naszej Spółdzielni, rządzi się prawami, z jakich większość kraju podobno zrezygnowała jakieś ćwierć wieku temu. I też istnieją tu różne strefy, w których czas spędzają rożne grupy mieszkańców według wieku i upodobań.

niedziela, 24 kwietnia 2016

151. WNUKOM

Kochana Babciu!

Piękną wiosnę mamy tego roku. Na pewno wiesz, że bociany już przyleciały. Ale nie wiesz, jakie nowiny ze sobą przyniosły, kiedy przelatywały nad naszym osiedlem! Prezes naszej Spółdzielni będzie miał wnuka! Jeszcze nie wiadomo ani który Prezes, ani czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, ale wszyscy mówią, że te bociany nie leciały tędy na darmo. Tylko patrzeć, jak specjalna (choć od półwiecza ta sama) delegacja uda się w imieniu Rady Dzielnicy/Rady Osiedla/Zarządu Spółdzielni wręczyć wyprawkę dla maluszka na ręce dumnego dziadka. Bo przecież nie da się inaczej wytłumaczyć tego, że nagle, ni stąd, ni zowąd Spółdzielnia buduje place zabaw na skalę niespotykaną od początków istnienia osiedla…
Nie inaczej musiało być, tylko uderzony falą niespodziewanych uczuć dziadkowych (bo chyba nie wałkiem małżonki?) Prezes doznał olśnienia i odkrył, że na naszym osiedlu jednak społeczeństwo nie tylko się starzeje, ale również, choć może nie tak bardzo oficjalnie (i niekoniecznie w tym samym wieku), się rozmnaża. A jako że przed rokiem konkurs pewnej firmy kosmetycznej, która fundowała place zabaw, wygrywały wioski mniejsze od naszego osiedla, to w każdej mniejszej gminie można już było znaleźć miejsce zabaw dla dzieci na miarę XXI wieku. Tymczasem naszym placom bliżej było do wieku XIX i nie była to kwestia omyłkowego przestawienia literek, a raczej metryki zarządców.

czwartek, 31 marca 2016

150. POŚWIĄTECZNE STANDARDY

Kochana Babciu!
               
                Aleśmy naprodukowali śmieci przez te Święta! Jeszcze nie opadła bojowa kurzawa przedświątecznych przygotowań, jeszcze trwało pakowanie do koszyków sklepowych, co miało być przepakowane do koszyków święconkowych,  jeszcze dopiekały się i dogotowywały ostatnie dzieła sztuki kulinarnej, a już odpady przelewały się z kontenerów, psując wielkosobotnie doznania estetyczne wszystkim udającym się z koszykami  do kościoła. Dobrze, że muchy dopiero się budzą, bo gdyby obsiadły te przepełnione śmietniki i zabzykały chórem, mogłyby już w niedzielę Wielkanocną zagłuszyć dzwony głoszące Zmartwychwstanie…

poniedziałek, 21 marca 2016

148. MARCOWE KOTKI

Wszystkim strażakom, których służba bywa służbą bardziej niż jakakolwiek inna



Kochana Babciu!
               
                Nie myślałaś nigdy o tym, żeby przygarnąć kota? Co prawda tata mówi, że gdybyś przygarnęła, nikt nie miałby wątpliwości, że ma do czynienia z czarownicą, ale koty i tak są fajne, prawda Babciu? Poza tym koty rządzą światem i ktokolwiek, komu się wydaje, że potrafi podbić świat, a nie ma kota – jest w błędzie… Kot jest gwarancją sukcesu. Kto dobrze służy swojemu kotu (nawet jeśli żyje w błędnym przekonaniu, że jest jego panem), może mieć nadzieję na przychylność kocich bogów. Podobno wiedzieli o tym już faraonowie. A pan Perrault podał na to naukowy przykład w historii o kocie w butach.
                Dlaczego Ci o tym piszę? Ano, taki mamy miesiąc, że kotki dają znać o sobie. I nie chodzi wcale o takie banały jak marcowe nocne kocie orkiestry – to ograny numer! Kot, jak artysta, potrzebuje wciąż zaskakiwać, żeby zachować status idola i zwrócić na siebie uwagę nie tylko swojej stałej publiczności, ale też żeby poszerzać jej kręgi, co choć w pewnej części zaspokoi potrzeby jego boskiej osobowości. Wydawałoby się, że kotki na drzewach, zwłaszcza w marcu, to też żadna nowość, dlatego czasem potrzeba tzw. „przytupu”…

środa, 16 marca 2016

147. MINISTRY NA PROWINCJI

Ministry[1] na prowincji.



Kochana Babciu!
               
                Niedawno znalazłam w biblioteczce taty starą, pożółkłą książkę, z której kartki wypadały ze starości. Była w niej zakładka z wycinkami z gazety, które można znaleźć też tutaj i tutaj.


Przeczytałam zaznaczone fragmenty z tej książki, ale nic z tego nie rozumiem! Przepisuję Ci je tutaj, może Ty mi wytłumaczysz, o co w nich chodzi, bo tata jakoś nie ma czasu ani ochoty?



I

„Sekretarz prowincjonalny stał przed obliczem komisarza, przyjmując wygląd lichy i durnowaty, tak by swym pojmowaniem istoty sprawy nie peszył przełożonego, jak sam car przykazał. Wzrok spuścił pokornie, a w ręku międlił chińską czapkę.
- Wszystko zapięte na ostatni guzik, Matfieju Michaiłowiczu? Zaproszenia rozesłane? Do wszystkich mundurowych i cywilnych z całego naszego powiatu? – komisarz siedział wygodnie w fotelu za biurkiem i, nie patrząc na rozmówcę, bagnetem zeskrobywał z wysokich oficerskich butów zaschnięte błoto i końskie łajno, które zebrało się, kiedy szedł z ratusza do cyrkułu.
- Wedle waszego rozkazu, Marcinie Teofilowiczu – pokornie odpowiedział podwładny.
- No patrz! W gówno jakieś wdepnąłem! A tu cała służba zajęta przy organizacji uroczystości. Orkiestra będzie?
- Będzie, Marcinie Teofilowiczu.
- A isprawnik[2], Demian Murawiejew, zaproszony?
- Zaproszony, Marcinie Teofilowiczu.
- To dobrze. Wszak hańbą by to było, gdybyśmy najważniejszej osoby w powiecie na uroczyste oddanie do użytku nowego cyrkułu[3] nie zaprosili! A horodniczego[4], Piotra Pawłowicza, naszego dobrodzieja też zaprosiłeś, Matfieju Michajłowiczu? – komisarz zaniepokojony podniósł wzrok znak butów.
- Prezydenta również zaprosiłem, Marcinie Teofilowiczu.
- Prezydent to on mógł być za panowania Imperatora ojca (świeć panie nad jego duszą), toż teraz on nazad zwykły nasz horodniczy! Tylko patrzeć jak miłościwie nam obecnie panujący Imperator odpowiedni dekret wyda i liberalne reformy cofnie! – rzucił komendant znów zajęty zeskrobywaniem błota.
- Jak uważacie, Marcinie Teofilowiczu – zgodził się pokornie sekretarz prowincjonalny.
- Widzisz, Matfieju Michaiłowiczu, nowy cyrkuł to wielka rzecz, wielka sprawa! – komisarz przerwał na chwilę czyszczenie – Więcej miejsc dla aresztowanych, ale i odpowiedzialność większa! Trzeba będzie teraz pilnować, żeby cele pustkami nie świeciły, bo powiedzą nam, że się z obowiązków niewystarczająco wywiązujemy. Już nie wybronimy się argumentem, że cyrkuł za mały i nie ma więźniów gdzie trzymać. A dowódca miejscowego garnizonu, pułkownik Srogin będzie?
- Potwierdził obecność, Marcinie Teofilowiczu.
- To dobrze, dobrze. Lud musi widzieć, że za policją władza całą swoją mocą stoi! Dlatego uroczystość być musi, zwierzchność cała, mundurowa, cywilna, orkiestra, wstęga… A nożyce, Matfieju Michaiłowiczu, przygotowane? – znów zaniepokoił się komisarz.
- Przygotowane, Marcinie Teofilowiczu.
- Nie tępe aby, sprawdziłeś?
- Świeżo od kowala odebrane, Marcinie Teofilowiczu.
- Ale żeby też nie za ostre były! Żeby się nasz dobrodziej Piotr Pawłowicz nie skaleczył!
- Noże mają długie, od rączki daleko, nie zrobi sobie krzywdy, Marcinie Teofilowiczu.”

środa, 9 marca 2016

146. D-40


Kochana Babciu!
               
                Czy Ty wiesz, co to jest D-40? To ten mało pedagogiczny znak drogowy, na którym tata gra z synkiem w piłkę na ulicy. Ale, jak się okazuje, nie jest to część polityki prorodzinnej państwa, polegającej na zachęcaniu do umacnianiu więzi między rodzicami i dziećmi. To jest informacja dla kierowców, że za tym znakiem należy jechać 20km/h (czyli nawet rowerzyści powinni uważać!), piesi mogą chodzić jak im się podoba (nawet całą szerokością drogi i w ślimaczym tempie), niepotrzebne są chodniki, a gdyby dzieci bawiły się na środku ulicy, to kierowca może je co najwyżej grzecznie poprosić, żeby ustąpiły mu miejsca, a nie trąbić i wygrażać pięściami. Bo teren za tym znakiem nazywa się „strefa zamieszkania” i pieszy, niezależnie od tego, ile ma lat i czy jest pod czyjąś opieką, czy nie, ma się czuć bezpiecznie. Wiedziałaś o tym? Nawet jeżeli nie, to nie musisz się wstydzić: Ty nie masz prawa jazdy, a u nas nie wie tego większość kierowców.

środa, 2 marca 2016

145. WAITERMAN

Kochana Babciu!
               
                Oscary już rozdane, a ja o mało nie zapomniałam napisać Ci, że i u nas niedawno powstał pewien film, którego główny bohater też mógłby stanąć na czerwonym dywanie. A jak było o nim głośno! Niestety, powstał trochę przypadkowo i nie ma w nim najlepszych scen, bo operator za późno włączył kamerę…
                To powinien być western o superbohaterach. Babciu, lubisz westerny? Fajne są. W każdym westernie jest Dobry, Zły i salun. Oczywiście, Dobry walczy ze Złym, a gdzieś w tle zawsze musi być salun – i u nas to się wszystko zgadzało. Tylko że na Dzikim Zachodzie Zły z Bandą (mięso armatnie) przyjeżdżał do miasta, zabijał szeryfa, parkował konia (ewentualnie w odwrotnej kolejności), a potem wchodził do salunu, przewracał jakiś stół albo dwa i z pistoletem w ręku albo pod ręką kazał kelnerowi się obsłużyć. I później jakiś Dobry musiał pomścić szeryfa i niezapłacony rachunek. Nam jednak, wbrew pozorom, do Dzikiego Zachodu jeszcze daleko i Zły przyjeżdża w białych skarpetkach, parkuje samochód, wchodzi z Bandą do restauracji, składa zamówienie i grzecznie czeka, aż kelner je przyniesie. Później kulturalnie, za pomocą widelca i noża spożywa jakieś rarytasy, może nawet wycierając co jakiś czas usta chusteczką. A potem chyłkiem, po cichutku, niezauważony próbuje przemknąć z Bandą do wyjścia, „zapominając” o rachunku…

sobota, 27 lutego 2016

144. NIEZNOŚNA LEKKOŚĆ WINDY


              Kochana Babciu!
               
                I znów jest głośno o naszym mieście. Tym razem bohaterem ogólnopolskiej sensacji stała się nasza Spółdzielnia. Tata mówi, że kiedyś było dwóch takich sławnych panów, jeden nazywał się Stanisław Anioł, a drugi Ryszard Ochódzki – jeśli ich portrety nie wisiały w biurach naszej Spółdzielni, to na pewno powinny, tak jak się dawniej wszędzie wieszało portrety cesarza. Podobno nikt w okolicy nie miał większych zasług we wprowadzaniu w życie idei głoszonych przez tych panów. Ale po 30 latach ciężkich walk przeciw jakimkolwiek zmianom, żmudnej pracy nad zatrzymaniem upływającego czasu i wytrwałości w utrzymywaniu Spółdzielni w formie skansenu, wszystkie te wysiłki pozostawały niedocenione przez mieszkańców. Nie wzbudziło to też żadnego zainteresowania gazet ani telewizji. I nagle, kiedy wydawało się już, że wiatr przemian dotarł tu w końcu po ćwierćwieczu – okazało się, że nie wszystko stracone!
                Nagle wszyscy piszą o naszej Spółdzielni, wozy transmisyjne korkują osiedlowe uliczki, po klatkach schodowych czają się dziennikarze z ogólnopolskich telewizji, żeby wyskoczyć znienacka zza węgła, dorwać jakiegoś mieszkańca i zapytać o… windę!

środa, 24 lutego 2016

143. LIST DO H.

                Szanowny H.
               
                Czy jakkolwiek brzmi Twoje prawdziwe imię, ukryte za wszystko albo nic mówiącym nickiem. Udowodnij mi swoją rację – za wszelką cenę. Niezależnie od tego, czy tylko tak zarabiasz na życie, czy też nadaje to Twojemu życiu sens. Z wszystkich argumentów, których użyję przeciw Twoim, wybierz tylko te, do których potrafisz się odnieść albo masz pomysł, jak je ośmieszyć, ignorując meritum. Resztę pomiń milczeniem. Możesz jeszcze je zlekceważyć, pisząc, że są tak absurdalne, że nawet nie chce Ci się ich komentować. Kto wie, może urośniesz wtedy nie tylko we własnych oczach?

                Wpajaj wszystkim swoją wizję świata – czym więcej osób będzie ją podzielać, tym będziesz czuł się bezpieczniejszy. Czym więcej osób w nią uwierzy, tym bardziej stanie się realna. To da Ci poczucie siły i utwierdzi w przekonaniu o słuszności Twoich wyobrażeń. Łatwiej będzie Ci chronić się przed wątpliwościami, które tylko osłabiają, a słabość jest tu godna pogardy. Jak na Dzikim Zachodzie - tylko siłą można dopiąć swego.

środa, 17 lutego 2016

142. LUX IN... LUX

Kochana Babciu!
               
                Jak z Twoim wzrokiem? Dobrze widzisz w ciemności? Oczywiście, rozumiem, że nie jesteś puchaczem (choć tata uważa, że to wcale nie jest takie pewne, nie wiem z jakiego powodu…). Chodzi mi o to, czy zwykła latarnia wystarczy, żeby oświetlić seniorowi drogę po zmroku na dość dużym osiedlu, czy bez reflektora o mocy lampy błyskowej pozostaje ślepy jak kret?…
                Pytam, bo od kilku dni po zmierzchu do okna powinnam podchodzić w masce spawalniczej albo przynajmniej w bardzo ciemnych okularach! Wszystko dlatego, że naprzeciw naszych okien znajduje się Klub Seniora i najwyraźniej ktoś postanowił rozświetlić klubowiczom drogę do ich przybytku. W sumie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby była to jakaś zwykła lampa, a nie od razu latarnia… morska!


sobota, 13 lutego 2016

141. DZIECI LISTY PISZĄ

Kochana Babciu!
               
                Czy Ty też zauważyłaś, że pisanie listów przez dzieci stało się ostatnio bardzo popularne? Nie chodzi mi o prośby do Św. Mikołaja, tylko o takie listy na kartce z zeszytu, odręcznie pisane i adresowane do kogoś ważnego w kraju. Wiesz, że sztuka pisania listów to epistolografia? Na pewno od tego, że listy nieraz bywają takimi e-pistoletami… Jak się zapewne domyślasz, jestem bardzo zainteresowana rozwojem epistolografii… dziecięcej? Zwał, jak zwał – ważne, że mogę się uważać za ważną przedstawicielkę i współtwórczynię tego zjawiska! A brzmi tak mądrze, że już chyba można by z tego robić doktorata, prawda, Babciu?
                Co prawda z ważnych osób piszę tylko do Ciebie, Babciu, ale za to przynajmniej regularnie. Może kiedyś napiszę do kogoś jeden, a porządny list – taki, że cała Polska będzie o nim mówić, ale na razie daję szanse innym. Jeśli już, to wolałabym, tak jak pewna dziewczynka z naszego miasta, która pomagała zbierać pieniądze dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, napisała do pana Jurka Owsiaka, że marzy o tym, żeby go zobaczyć na żywo i pan Jurek osobiście przyjechał wręczyć jej zaproszenie na udział w wielkim finale w Warszawie. Bo jednak wyzywanie kogoś, zwłaszcza kiedy tego kogoś nie znam, od „skończonych bydląt”, to jednak nie przyszłoby mi do głowy.

środa, 3 lutego 2016

140. DO PRZYJACIÓŁ ANIOŁÓW

"Jeśli da się powiedzieć o twoim kraju, że jest wolny i podzielony, kładź akcent na "podzielony". Kładź ten akcent w taki sposób, by było jasne: podzielony na złych i dobrych, prawych i nieprawych, świętych i łotrów. Kwestionuj każdą wolność, strzeż tej zasady jak oka w głowie. Wolność, czyli stan, w którym coś zależy od ciebie, jest największym dopustem, jaki może ci się zdarzyć. Jedno, na czym ci naprawdę zależy, to znalezienie winnych, którzy doprowadzili cię do takiego - jak przystało wolności -opłakanego stanu." (Jerzy Pilch, "Dziennik")


                Szanowni przyjaciele aniołów.

                Z głębokości piszę do Was. Z otchłani, w której żyję wraz z całym gorszym sortem, do którego strąciły nas nasze zatwardziałe serca, zamknięte na dobrą nowinę głoszoną przez srebrnoustych apostołów. I proszę, nie poczytujcie mi tego kruszcowego porównania jako cienkiej aluzji do nazwy jakiejkolwiek spółki trudniącej się trąbieniem światu jedynej dobrej i – zaprawdę - słusznej nowiny ani do czyjejkolwiek kolekcji „metali przemysłowych”! Nie, „srebrnoustość” ich z tego się przecież bierze, że to mowa jest srebrem, a milczenie złotem. I chociaż Polacy, jak wiadomo, wolą żelazo, to jednak bez srebra trudniej do swych poglądów przekonać niezdecydowanych, o czym wiemy co najmniej od dwóch tysięcy lat.
                Kamienne serce moje zamknięte, zakodowane nawet, rzeklibyście, się zdaje i nie chce wypełnić się łaską uwielbienia dla ukrytego w cieniu - proroka–zbawcy ojczyzny. Nie jestem godzien, bym wobec Waszej miłości, która, zaiste, z łaski płynąć musi, miał się na pierwsze przykazanie Boże powoływać – zapewne diabelska to sprawka, że mi się tu nasuwa i serca otworzyć nie pozwala. Dlatego pokornie o wybaczenie, ja – grzeszny, Was – błogosławionych, proszę, ale rozumu i sił mi nie starcza, by pojąć to wszystko, co dla Was oczywistym jest.

niedziela, 31 stycznia 2016

139. PAWILON

                Kochana Babciu!
               
                Wiesz, co to jest pawilon? Pytam, bo ostatnio dowiedziałam się, że słowo pawilon ma kilka znaczeń. Dla mnie zawsze był to brzydki, zaniedbany i obwieszony reklamami stary budynek ze sklepami, gabinetami lekarskimi, fryzjerem i pocztą na naszym osiedlu. A tu okazuje się, że pawilon to przede wszystkim rodzaj namiotu albo altanki, w dodatku słowo to pochodzi z jakiegoś języka, w którym oznaczało motyla! O, nasz pawilon z motylem niewiele ma wspólnego!

poniedziałek, 25 stycznia 2016

138. HIGHWAY STARS

                Jadę. O 7.00 muszę być w jednym z naszych wielkich miast położonych przy słynnej E40 – trasie łączącej kanał La Manche z chińską granicą. Jest sobota, styczniowa noc, lekki mróz i śnieg, a ja pędzę sobie trzypasmową autostradą – zjawiskiem jeszcze 15 lat temu nieznanym w tej części świata, a dzisiaj tak oczywistym, jak bezkarność jej budowniczych, oszukujących na materiałach. Zanim tu dojechałem, musiałem pokonać kilkanaście kilometrów nierównomiernie odśnieżonych dróg wojewódzkich, uważając na walące się z plandek ciężarówek wielkie płaty lodu i jednocześnie ciesząc oczy zimowym pejzażem świeżo ośnieżonego lasu. Teraz już jestem na szerokiej, przyzwoicie odśnieżonej, asfaltowej tafli prowadzącej w stronę wielkiego świata.
                Kilka razy podskakuję na garbach w okolicy kopalni o świńsko brzmiącej nazwie. Nie wiem, czy garbom bardziej winna kopalnia, czy przedsiębiorczy wykonawcy drogi, ale nie roztrząsam tematu. Samochód jest już rozgrzany, silnik pracuje równo i płynnie, błyskawicznie reaguje na drobny nawet ruch pedału gazu, a amortyzatory miękko tłumią lądowania po każdym garbie – po dwudziestu kilometrach nastoletnia maszyna jest zwrotna i elastyczna jak ciało sportowca po rozgrzewce. Rozsiadam się więc wygodnie, wrzucam szósty bieg i biorę łyk niepolitycznej latte (na moją obronę niech świadczy fakt, że zakupionej na najbardziej polskiej z polskich stacji) i nie przekonuje mnie płynący z głośnika aksamitny głos Krzysia Rea, że to najprostsza „The Road To Hell”. Jest dobrze.

środa, 20 stycznia 2016

137. LÓD


              Kochana Babciu!

                Słyszałaś o takiej bajce „Kraina lodu”? Trudno było nie słyszeć, ale nawet jeśli Ci się to udało, to na pewno znasz bajkę o Królowej Śniegu, która miała serce z lodu – mniej więcej o to samo chodzi. Zawsze myślałam, że to historie z krajów na dalekiej północy, gdzie zimy są ciemne, mroźne i surowe, a ludzie nieopaleni i zamknięci w sobie. Wyobraź sobie, że w jednym z takich krajów ktoś wpadł na pomysł eksperymentu – posadzili chłopca bez kurtki w mroźną pogodę na przystanku w centrum wielkiego miasta, żeby sprawdzić, jak zareagują przechodnie, a wszystko filmowali z ukrycia. Tak naprawdę chłopiec pod swetrem był ciepło ubrany, ale udawał, że ktoś mu ukradł kurtkę i czeka na nauczyciela. I było kilka takich osób, które przeszły obok przystanku obojętnie, ale więcej było takich, którzy pytali chłopca, co się stało, oddawali część ubrania – niektórzy nawet zostawali w krótkim rękawku, bo oddali chłopcu własną kurtkę! Niedawno taki sam eksperyment ktoś przeprowadził w naszym kraju…
  

niedziela, 10 stycznia 2016

OGŁOSZENIE







A-a- aby komfortowe
Życie wieść w Rybniku,
Lokum czteropokojowe
Kup dobry człowieku.


Pięć i siedemdziesiąt metrów,
Gips na ścianach, regał z gipsu,
Kuchnia z oknem – bez efektów
Kreciej nory! Od upału
Latem chroni układ okien,
Bo północno – południowy.


niedziela, 3 stycznia 2016

135. POWRÓT (NA TRZECH) KRÓLI


              Kochana Babciu!
               
                Co słychać w nowym roku? Bo my jedziemy. Piszę do Ciebie z samochodu. Jak Trzej Królowie podążamy za gwiazdą. Różni nas od nich to, że nie szukamy żadnego dziecięcia, któremu chcielibyśmy złożyć dary i pokłony, tylko próbujemy wrócić do domu. I gwiazda od kilku godzin błyszczy nie na niebie, a na bagażniku samochodu przed nami. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że tempo karawany wielbłądów wędrujących przez pustynię jest większe, niż samochodu osobowego na pewnej osławionej polskiej drodze krajowej na samym początku 2016 roku. Jeszcze może się okazać, że zatrzymamy się w  stajence, bo choć wyruszyliśmy 2. stycznia, wcale nie zanosi się na to, żebyśmy 6. mieli dotrzeć do celu. Przez kilka godzin przejechaliśmy kilka kilometrów, tak jak kilka tysięcy innych podróżnych w samochodach. Bo to jedna z najsłynniejszych atrakcji, jaką w każdy dłuższy weekend pragną przeżyć miłośnicy wysokich gór i amatorzy bywania w miejscach służących do bywania – w sumie chyba jedna czwarta Polski. Czy już domyślasz się, skąd piszę? Tak, właśnie wracam z tzw. „zimowej stolicy Polski”…