Kochana Babciu!
Wakacje trwają w najlepsze i
oddycham pełną piersią. Po pierwsze dlatego, że nie trzeba się uczyć, tylko się
wypoczywa, a po drugie dlatego, że świat pachnie tak pięknie, jak tylko w
wakacje pachnieć potrafi – nawet w naszym królestwie Smoga, który też ma jakby
urlop.
Już kwietniu i maju zapach
wilgotnej ziemi wypiera zapach kwitnących bzów, owocowych drzew i koszonej
trawy. W chłodne dni jeszcze zdarza się zobaczyć nad niektórymi kominami
kolorowy dym – tata mówi, że we wszystkich kolorach tablicy jakiegoś Mołotowa i
jeszcze kilku innych – ale to już nie to samo, co między listopadem, a marcem.
A potem robi się cieplej, zakwita jaśmin, w ogrodach pojawiają się cierpkie
jeszcze i wykrzywiające buzię agresty, przy często uczęszczanych chodnikach i
drogach, jak grzyby po deszczu wyrastają stoiska z truskawkami. Wtedy śmietan, maślanek
i kefirów brakuje nawet w dyskontach, a elektrownia nie nadąża z produkowaniem
prądu, bo całe miasto aż huczy od mikserów i blenderów, które gniotą owoce na
koktajle i mieszają ciasta pod smakołyki, które nie powinny zostawiać takich
śladów na sylwetkach jak zimowe wypieki, tylko chyba o tym nie wiedzą…