czwartek, 9 lipca 2015

116. PLEŚŃ NATCHNIONA

Kochana Babciu!

                Czy Ty znasz Pana Tadeusza  na pamięć? Bo tata mówi, że dawno temu, kiedy jeszcze nie było nie tylko smartfonów i tabletów, ale nawet komputerów i telewizji, ludzie czytali książki. Musiało im się bardzo nudzić bez współczesnej elektroniki, bo nie dość, że czytywali wtedy poezje, to jeszcze uczyli się całych książek na pamięć, chociaż wcale nie musieli ich recytować na ocenę!
                Dzisiaj mamy ciekawsze rzeczy do roboty, ale to nie znaczy, że poezja jest nieobecna w naszym życiu. I nie mam tutaj na myśli tylko lekcji języka polskiego. Pewnie się zdziwisz, ale dzisiaj poezję można znaleźć również tam, gdzie jest prawie wszystko – w dyskoncie.

                Niedawno w jednym z naszych osiedlowych marketów trwała promocja na sery. Ale nie na byle jakie, tylko na luksusowe sery francuskie. Tata mówi, że czym coś jest rzadziej spotykane albo stare, tym jest cenniejsze i bardziej luksusowe. Kiedy zapytałam, czy swoją teściową też uważa za artykuł luksusowy, zrobił tylko dziwną minę i powiedział, że miał na myśli raczej takie rzeczy jak np. sery pleśniowe i poezję, za pomocą której opisano je w gazetce promocyjnej. Bo żeby coś luksusowego nabrało w oczach klientów wartości jeszcze bardziej luksusowej, trzeba to przedstawić w sposób luksusowy, czyli poetycki.



                Prawda, że pięknie? Jak w największych przebojach z najpopularniejszych stacji radiowych! Szkoda tylko, że się nie rymuje, ale tak jest podobno bardziej luksusowo. Tata mówi, że gdyby wstawić wszystkie brakujące przecinki, mogłoby być jeszcze bardziej luksusowo. Ale kto by się tam przejmował jakąś ortografią albo gramatyką, skoro o smak i „kontrast smaku” tu chodzi... I czym mniej zrozumiałe będzie, czy pleśń częściej zapowiada, co jest w środku, czy raczej jest tego przeciwieństwem, tym bardziej będzie poetycko, bo trudno zgadnąć, „co poeta miał na myśli”...

                A poeta to nie byle jaki, bo „serowy ekspert” i „doradca serowy topowych kucharzy kancelarii Prezydenta i Premiera”, czyli równie luksusowy, co doradca od owoców morza z konkurencyjnej sieci dyskontów… Ten wszechstronny specjalista został poproszony przez sieć handlową o podzielenie się z klientami nie tylko swoją wiedzą, ale i talentem. Dzięki temu, zupełnie za darmo, można obcować z luksusową kulturą nie tylko bakterii, ale i słowa. Kto wie, może za sto lat dzieci będą uczyć się o takich gazetkach promocyjnych w szkołach – podobno niejaki pan Mikołaj Rej też przed wiekami zachwalał zalety wiejskiej spiżarni i w ten sposób został „ojcem literatury polskiej”…
                A twórczość pana eksperta czerpie z podobnych wzorców:



Oczywiście, jak na prawdziwą poezję przystało, większości nie rozumiem, np. 




Wybacz, Babciu, ale nie wiem, czy chciałabym spróbować sera pachnącego Twoim kredensem…

                Mnóstwo zachwytów podczas rodzinnej lektury dostarczyły nam nowoczesne metafory świadczące o polocie autora, np. pocztowa:





zaczepna: 



bokserska: 




szewska




                A moje ulubione naprawdę powinny trafić kiedyś do podręczników: 



oraz




                Taka twórczość musiała w końcu trafić pod strzechy i nic dziwnego, że sieć handlowa zabiegała o podpis autora na gazetce promocyjnej. Chociaż tak naprawdę  ważniejsze od tego, kto to napisał, jest to, ile osób to przeczyta. A pewnie przeczyta dużo. I nawet jeżeli większość nie zrozumie, o co chodzi, to przecież będzie wiedzieć, że to luksusy, a one nie od tego są, żeby je rozumieć, tylko żeby ich chcieć. Mam nadzieję, że jeśli ta twórczość, wraz z jej podobnymi, wszechobecnymi arcydziełami, przetrwa dla przyszłych pokoleń, to one potraktują te piękne formy jako wyraz pięknej treści umysłów naszej generacji, a nie będą doszukiwać się „kontrastu wrażeń”. Chociaż, czy ja wiem... 

                Niedawno pewien młody polski pisarz, który za swoje książki dostaje nagrody, tłumaczy się je na różne języki i sprzedaje w wielu egzemplarzach, wziął udział w reklamie luksusowego samochodu, bo ktoś uznał, że będą do siebie pasować. Okazało się, że obraziło to kilku innych pisarzy, którzy byli przeciwnego zdania. Może gdyby był np. mechanikiem, czyli tak jakby ekspertem, to dopiero nadawałby się do tego, żeby jego nazwisko pojawiło się w reklamie obok nazwy producenta samochodów? Bo chyba nie pisze jednak tak dobrze jak „ekspert serowy” - gdyby pisał, nikt by się przecież nie czepiał?...

Całuję Cię mocno!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz