Szanowni Rodacy!
W
kraju miłośników kotleta schabowego na pewno nikogo nie zdziwi, że życie
przeciętnej świni jest obrazem dewizy: „krótko, ale dobrze”. Od prosięctwa po
hak rzeźniczy żyje sobie taka świnia może i w mało luksusowych warunkach, ale
wszyscy wokół niej nie ustają w wysiłkach, żeby koryto nigdy nie było puste. I
żeby nie miały żadnych objawów chorobowych, kiedy po okresie intensywnego
tuczenia trafią do skupu żywca, aby uszczęśliwić nas swoimi wynikami w
budowaniu tkanki mięśniowej podczas niedzielnego obiadu albo sobotniego grilla.
I coś musi być w stwierdzeniu „jesteś tym, co jesz”, bo najwyraźniej nawyk
życia krótkiego, ale sytego ze zjadanych przechodzi na zjadających.
Niedawno
Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała raport stwierdzający, że na 30 miast w Europie najbardziej zanieczyszczonych tzw. pyłem zawieszonym, aż 22
znajdują się w Polsce. Ścisła europejska czołówka w produkcji zanieczyszczenia
uznawanego za jedno z najbardziej chorobotwórczych. Cóż za zaskoczenie! To, co
każdego roku podają krajowe Inspektoraty Ochrony Środowiska, teraz potwierdza
międzynarodowa organizacja! To boli, szczególnie kiedy było się wychowanym na
tabelkach pokazujących Polskę jako potentata w produkcji węgla, stali i innych
dóbr przemysłowych. Ale było to w czasach, kiedy nie publikowało się tabelek z zanieczyszczeniem.
Od tamtych czasów niewiele zmieniło się w naszej mentalności.
I
nie chodzi tylko o szamanów tzw. „dobrej zmiany”, którzy w imię niejasno
określonego interesu narodowego w pierwszych tygodniach po objęciu władzy
zwolnili specjalistów od walki z zanieczyszczeniem powietrza z NFOŚiGW, a
wyniki raportu WHO tłumaczyli zagęszczeniem stacji pomiarowych (sic!). Oni
tylko wpisują się w tradycję myślenia mówiącego, że stłuczenie termometru
wyleczy nas z gorączki, a śmierdzący dym na ulicach naszych miast między
październikiem a kwietniem jest tylko wymysłem międzynarodowego spisku
producentów szczepionek i lobby dążącego do likwidacji polskich kopalń. Ten
trudny do nazwania stan umysłu nie tylko nie wymiera, ale wydaje się, że nawet
się rozprzestrzenia. Tymczasem smród w powietrzu nie pojawił się
nagle, tak jak coponiedziałkowe oblężenia gabinetów pediatrów nie ustają co
najmniej od trzydziestu lat.
I
nie wystarcza już jako tłumaczenie, że Śląsk, że przemysł ciężki etc., skoro
wśród najbardziej zanieczyszczonych miast znajdują się takie, które Polacy
zwykli odwiedzać, żeby… zaczerpnąć świeżego powietrza. I takie, które ponoć
dostarczają nam krystalicznie czystej wody sprzedawanej pod marką zawierającą nazwę
najbardziej zatrutego miasta w Europie oraz służą do produkcji sławnego na cały
świat piwa pod tą samą nazwą. Ale czy to powód, żeby psuć nam dobre
samopoczucie? Grunt, że piwo dobrze się komponuje z grillowaną karkówką…
Bo
przecież nikt z nas nie jest temu winien! Winni zawsze są ONI. Chociażby ci,
którzy palą czym popadnie, bo i tak mają to wszystko w dupie, byle mieli piwo –
raczej takie z tatrzańskimi szczytami niż parą krakowiaków na etykiecie. Albo ci
(kimkolwiek są), którzy są odpowiedzialni za to, że nie wszystkich stać na to,
żeby nie palić mułem i flotem. Ewentualnie ci, którzy śrubują ceny za bardziej
ekologiczne paliwa albo przyłączenie do ciepłociągu. Zawsze znajdzie się ktoś,
dzięki komu można oczyścić własne sumienie. Nie musi być imiennie.
Dlatego
jest, jak jest. Nie tylko zamiłowanie do używek, utożsamiane głównie z osobami postrzeganymi jako obciążenie dla reszty społeczeństwa, jest ważniejsze od
zdrowia. Nowy samochód albo wczasy all
inclusive, którymi można pochwalić się w towarzystwie to wydatek o wyższym
priorytecie, niż ukryty w kotłowni piec gazowy albo zakopana w ziemi rura do ciepłociągu.
O ile jakikolwiek ciepłociąg w ogóle istnieje, bo budowa ciepłowni jest dużo
mniej atrakcyjna dla wyborców niż nowej drogi albo hali produkcyjnej z
miejscami pracy dla kilkudziesięciu osób. Za to systemy zakazów, ograniczeń i
represji względem obywateli są zawsze chętniej stosowane przez władze i
samorządy niż programy zachęty do stosowania czystszych sposobów ogrzewania, a
dla wielu osób możliwość przyłączenia do źródła ciepła innego niż tradycyjny
kocioł wydaje się nieosiągalna. Deficyt chęci i świadomości jest tu tak powszechny jak
podatki. Konsumpcja ma pierwszeństwo przed zdrowiem, doraźne i spektakularne
efekty zawsze są bardziej w cenie niż długofalowe myślenie. To, czego można dotknąć zawsze lepiej sprawdza się marketingowo, niż walka z czymś, co może rozwiać wiatr. W końcu - co
skorzystamy z życia to nasze, a ewentualne zachorowanie na raka w wyniku
permanentnego wdychania pyłu to sprawa statystycznie tak niepewna, że wydaje
się równie nierealna co przedwczesna śmierć.
***
Trudno
powiedzieć, na ile świnia podczas swego życia w chlewie świadoma jest swojego
losu. Na pewno jej szanse na zmianę są znikome. Sytuacja przeciętnego zjadacza
schabu od świńskiej wydaje się różnić tym, że możliwości wpływu na swoją przyszłość ma
nieporównywalnie większe, ale co do świadomości okazuje się, że może nie być wielkich
różnic...
Drżymy
od jakiegoś czasu przed terrorystami z części świata, w których spożycie
wieprzowiny jest straszniejsze od wiekuistego potępienia. Prześcigamy się w
tropieniu odcieni skóry każdej osoby zdradzającej obcy akcent, która przekroczy
naszą granicę. Z wypiekami na twarzy śledzimy statystyki wyszukiwania nazw
polskich miast przez użytkowników zlokalizowanych w okolicach Półwyspu Arabskiego. Chełpimy
się, że już moczy się w świńskiej krwi amunicja przeciw wyznawcom niebiańskich
dziewic. Tanio życia nie oddamy.
Ależ, Szanowni, nie ma takiej potrzeby! Pełni narodowej
dumy, budując gospodarczą potęgę naszego kraju, gdzieś między wyjazdem na
Lazurowe Wybrzeże, budową kolejnej strefy ekonomicznej, a wyborem nowego
samochodu przy szklance piwa z krakowiakami na etykietce uwędzimy się jak
szynka z domowej wędzarni w dymie z własnych kominów! Bez niczyjej pomocy. Na śmierć. Nikt nie zrobi
tego lepiej niż my sami. Ważne, żeby dobrze się w tym czasie bawić...
Wędzony
http://wyborcza.pl/1,75248,19715726,koniec-walki-ze-smogiem-fundusz-ochrony-srodowiska-wyrzucil.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz