piątek, 3 października 2014

86. WEEKEND W WIELKIEJ SPÓŁDZIELNI

Kochana Babciu!
               

                Wiesz kiedy zaczyna się weekend? Jak należy go spędzać? Jeśli nie, to nigdy nie mogłabyś pracować w naszej spółdzielni. Tata mówi, że chyba warunkiem przyjęcia do pracy w takiej administracji albo dziale technicznym jest udokumentowanie na piśmie i w praktyce, że umie się pracę „szanować”, a każdy dzień święty, jego wigilię i dzień po – święcić. Podobno jest taka choroba, która nazywa się „pracoholizm”. Tata mówi, że ona dyskwalifikuje wszystkich, którzy na nią cierpią, a chcieliby w naszej spółdzielni pracować, bo praca jest tu traktowana co najmniej jak alkohol – nie wolno nadużywać…
                W tym tygodniu właśnie widzieliśmy tego dowody: w naszym bloku zrealizowano kolejną bardzo ważną inwestycję: wymieniono stare okienko między przedsionkiem, a korytarzem. Wymiana tego okienka nie spełnia żadnej funkcji, poza tzw. estetyczną (pod warunkiem, że ktoś pomaluje jeszcze ściany), bo zarówno drzwi wejściowe, jak i te na korytarz chronią przed zimnem tyle, co drzwi do piwnicy przed złodziejami. Tata próbował dodzwonić się do Pani Z Administracji, żeby powiedzieć, co myśli o wymianie okienka bez wymiany drzwi, ale była w „terenie”. Gdzie jest „teren”, nikt nie wie, ale na pewno nie ma go w naszym bloku. Bo przecież, gdyby był, to Pani Z Administracji widziałaby, że po wykuwaniu starego okna cały przedsionek, korytarz i winda pokryte są grubą warstwą kurzu i na pewno zarządziłaby porządne mycie podłóg, prawda? Panowie wprawdzie pozamiatali po sobie, kiedy skończyli pracę w czwartek, ale to okazało się za mało, a przecież każde dziecko wie, że weekend zaczyna się w piątek – dlaczego sprzątaczki nie miałyby wiedzieć, że nigdzie nie jest napisane o której godzinie… Dzięki temu my też nie musimy w ten weekend sprzątać podłóg w mieszkaniu, bo to i tak nie ma sensu…


                Tata nie dodzwonił się też za drugim razem, przed 15.00 – w końcu był piątek… Ale całe szczęście, że się jednak nie dodzwonił, bo znalazł później informację na stronie spółdzielni, że właśnie jesteśmy w trakcie wymiany drzwi wejściowych i przynajmniej nie dostał chrypki. Nie wiemy, jak długo potrwają roboty, bo drzwi są dużo większe od nowego okienka, a jego wymiana zajęła dwa dni. Musiała to być bardzo skomplikowana konstrukcja, bo kiedy u sąsiadów prywatna firma wymieniała pięć okien i drzwi balkonowe, zajęło to kilka godzin…
                Co do celebrowania weekendu w spółdzielni, rodzice od dawna podziwiają żelazną konsekwencję jej pracowników. Jeszcze kiedy byłam mała, a K. nie było nawet na świecie, zachorowałam na „jelitówkę” – wymioty, biegunka i inne nieprzyjemne rzeczy. Był piątek, 14.00, a między piwnicą a parterem pękła rura i nie mieliśmy wody ani w łazience, ani w ubikacji. Po kilkunastu próbach tata dodzwonił się dopiero na dyżur w spółdzielni, gdzie od pana z działu technicznego dowiedział się, że awaria zostanie usunięta po weekendzie, ponieważ jest piątek i tego dnia nie ma co liczyć na naprawę… W poniedziałek nie było sąsiada z parteru, więc weekend przeciągnął się do wtorku – dopiero wtedy ponownie pojawiła się w naszej łazience woda… Rodzice z okazji tego wydarzenia zaprosili dziennikarzy z lokalnego czasopisma, którzy zapisali kilka cytatów tatusia (tych, które do cytowania się nadawały) i rozmawiali z Panią Z Administracji, która nie rozumiała - o co rodzicom chodziło? Przecież w kuchni woda była! Gaz w kuchence do podgrzania też! Naprawdę!…
               
                Tata pokazywał mi kiedyś zdjęcia z siedziby firmy Google – huśtawki, zabawki, tenisy, bufety, stołówki i inne wygody. Podobno ta firma słynie z tego, że bardzo dba o to, żeby stwarzać idealne warunki pracy dla swoich pracowników i wielu ludzi na całym świecie marzy o tym, żeby w tej firmie pracować. Mówi się, że takich firm jest na świecie tyle, że dałoby się je policzyć na palcach jednej ręki. Tata też nigdy w takiej nie pracował i mówi, że jak będę się dobrze uczyć, to może uda mi się do Google dostać i wtedy między jednym projektem a drugim będę mogła sobie w ping–ponga pograć. A plan awaryjny jest taki, że gdyby mnie tam jakimś cudem nie chcieli, to mogę w naszej administracji pracować – też nie będzie źle! Prawda, Babciu?


Całuję Cię mocno!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz